Dopiero po tygodniu, pod pozorem polowania, August udał się do Gieranonów. Była druga połowa października i od kilku dni nieustannie padał deszcz.

Te przedłużające się opady starali się wytłumaczyć prości, zabobonni ludzie, którym wybujała wyobraźnia podsuwała co raz to nowe pomysły. Najpierw mówiono, że przyczyną nieustannego deszczu były zbyt małe datki na kościoły, a później, że świat płacze po tym jak w Wilnie spłonął jeden z klasztorów, podpalony przez pijanego mieszczanina. Wreszcie ktoś rozgłosił, że widział kilku czartów, którzy kąpiąc się w rzece spowodowali to, że wystąpiła ona z brzegów i zalała okoliczną wieś.
W taką deszczową pogodę zmoczony orszak wielkiego księcia przybył do zamku w Gieranonach. Błoto było straszne i całe zamkowe podwórze zaczęło przypominać bagno. August wysiadł z karety i szybko podążał w stronę wejścia.

-Co jest do licha, że takie tu pustki? – zwrócił się zaniepokojony do Lasoty.

-Może ktoś umarł – wtrącił się Dowojno.

-Przestań głupio gadać – skarcił go książę i wszedł do zamku. Tam dopiero powitali go Radziwiłłowie, Czarny i Rudy, którzy wyglądali na bardzo poruszonych.

-Co jest panowie, że jesteście tacy zmarnowani? – zapytał August przeczuwając, że za chwilę usłyszy coś strasznego.

-Bogu najwyższemu dziękować, że czuwał nad nami panie! – przemówił Czarny.

-Co Barbarą? Co z wojewodziną? – poprawił się książę.

-Medyk jest u niej – oznajmił krótko marszałek litewski.

-Zatem idę do niej. – Rzekł stanowczo August i ruszył z miejsca, ale drogę zastąpił mu Rudy, który pokłonił się przed nim i błagalnie przemówił.

-Nie teraz, panie! Na litość Boską, nie teraz! Nie pomożesz, a tylko zaszkodzisz panie!

-Ja muszę! – rzekł stanowczo i ominął podczaszego, po czym wszedł na schody prowadzące do komnaty Barbary.

-Jeśli chcesz panie, aby żyła – zawołał Czarny i ciszej już dodał – to teraz tam nie idź panie. – August zatrzymał się, a usłyszane słowa sprawiły, że zimny pot wystąpił mu na czoło. Oparł się ciężko o poręcz i zmęczonym głosem zapytał.

-Nie pojmuję co się stało? Co z nią jest? – Tu zbliżył się do niego Czarny i zniżając głos wszystko mu opowiedział.

-Uczyniliśmy tak, jak nam kazałeś, panie. Trzy dni temu sprowadziliśmy dwie biegłe baby, które usuwają ciążę. Tylko, że te cholery były biegłe, ale w braniu pieniędzy – zaklął ze złością Czarny – a nie w tym co potrzeba. Zrobiły co należało, tylko że źle i zaraz, gdy odeszły, nasza siostra Barbara zaczęła mocno krwawić. A że było coraz gorzej, to sprowadziliśmy medyka z Trok. Ale czas tylko zmarnował i w końcu oznajmił, że wojewodzina nie przeżyje. Wtedy kazałem go poszczuć psami. – August spojrzał wymownym wzrokiem na Czarnego, a że ten wyczytał w oczach księcia niedowierzanie, więc szybko dodał. – Ale tylko trochę. – Następnie przełknął ślinę i mówił dalej. – Wtedy posłaliśmy z Rudym po medyka do samego Wilna i ten od wczoraj przy niej czuwa. Dzisiaj rano nam oznajmił, że nasza siostra będzie żyła, tylko jest bardzo słaba.

-A krwi to tyle z niej uszło panie, że to cud, cud to prawdziwy, że żyje – włączył się Rudy.

-Prawda to, bo krwi było tak wiele, jakby jakowegoś zwierza rozciął w pół – potwierdził Czarny i z westchnieniem dodał. – Ja bym czegoś takiego pewnie nie przeżył.

-Teraz pojmuję, czemu niewiasty rodzą dzieci, a nie my – wywnioskował Rudy.

-Na pewno pani wojewodzina wyzdrowieje? – zapytał niepewnie książę.

-Tak nam powiedział ten medyk. A i ten czarnoksiężnik, którego miałeś panie wziąć do siebie na służbę, też zapewnia, że nasza siostra ozdrowieje.

-Mówisz, panie marszałku, o tym Wszelakusie? – przypomniał sobie August.
-Tak, najjaśniejszy panie. Wziąłem go do siebie na służbę, bo opowiada czasami takie głupoty, że można się pośmiać.

-To dawaj mi go tutaj! – Rozkazał ucieszony tym, że jego ukochana wyzdrowieje.

-Panie, kto tylko mógł, to modlił się w kaplicy zamkowej.

-Jakoś nie słyszę modlitwy! – przerwał mu August.

-Gdy tylko medyk oznajmił, że nasza siostra Barbara przeżyje, to wszyscy przestali się modlić i poszli coś zjeść – wyjaśnił Rudy

-Później będzie jadł. Wołajcie mi szybko tego Wszelakusa – polecił i Czarny od razu udał się po czarnoksiężnika.

W tym samym czasie August poszedł po schodach na wyższą kondygnację i usiadł na ławie znajdującej się na korytarzu. Wtedy też otworzyły się drzwi od komnaty wojewodziny trockiej i przed księciem stanął średniego wzrostu brunet z wysuniętą do przodu dolną szczęką. Na jego widok August zerwał się z ławy i nerwowo zawołał.

-Mów waszmość! Co z nią?!

-Bądź spokojny, panie. Już wszystko dobrze. Nic jej nie będzie, tylko potrzeba jej trochę spokoju.

-Muszę ją zobaczyć i to zaraz!

-Najwcześniej wieczorem, panie. Jeśli pójdziesz panie do niej teraz, to ja już nic nie będę mógł uczynić – oznajmił medyk, nie wiedząc do kogo mówi.

-Dostaniesz tyle czerwonych, ile godzin siedziałeś przy pani wojewodzinie – oznajmił książę.

-Dziękuję ci panie, ale bardziej by trzeba wynagrodzić tę niebogę, która tyle wycierpiała – użalił się nad wojewodziną. Następnie spojrzał na Augusta i domyślając się, że to on jest sprawcą tego wszystkiego, dodał. – Jeśli chcesz mi panie płacić po dukacie za każdą spędzoną tu godzinę, to trochę się tego zbierze – dokończył z chciwym uśmieszkiem.

-Dostaniesz tyle, ile zechcesz! – W tym momencie pojawił się obok księcia Czarny i wskazując na Wszelakusa oznajmił.

-Wasza książęca mość, oto i on.

-Niech poczeka. Zaraz z nim pomówię. – Po tych słowach medyk bardzo się zmieszał i pospiesznie oddał uniżony pokłon Augustowi.

-Wybacz mi miłościwy panie, ale nie wiedziałem do kogo przemawiam.

-Nic to. Odpocznij waszmość, bo wielce się natrudziłeś. Później chcę z tobą pomówić.

-Do usług waszej książęcej mości – odparł pokornie medyk i znów się pokłonił.

-Zanim odejdziesz, powiedz mi waszmość kim jesteś?

-Jestem Piotr z Poznania.

-A jak trafiłeś waszmość na Litwę?

-Długo by miłościwy panie opowiadać, ale ja już niedługo wracam znowu do Polski.

-Dobrze. Wypocznij waszmość, to później pomówimy.

Wkrótce potem August przy pomocy Jerzyczka zmienił swoje przemoczone w czasie podróży szaty. Gdy był już ubrany do książęcej komnaty wezwano Wszelakusa. Ten swoisty dziwak wciąż miał rozczochrane włosy i ubrany był niczym dziad.

-Dawno cię nie widziałem – przywitał go książę.

-Zatęskniłeś panie za mną? – rzekł Wszelakus i szeroko się uśmiechnął. Książę jednak od razu sprowadził go na ziemię.

-Nie za tobą, niedźwiedzi łbie. Jestem tylko ciekaw co wyczytałeś w gwiazdach?

-Ostatnio wasza książęca mość mi nie dowierzał.

-Na początku owszem, ale później, gdy ci uwierzyłem, to już cię nie było. – Tu książę ponowił pytanie. – Co wyczytałeś w gwiazdach?

-Twoja gwiazda miłościwy panie będzie świecić coraz mocniej, jako i gwiazda wojewodziny trockiej, która ostatnio nieco przygasła, ale już w następnym roku zaświeci mocniej. Wtedy też ktoś z twojego panie domu królewskiego umrze.

-Co powiedziałeś?

-Ktoś z twojej panie rodziny odejdzie z tego świata.

-Kto? – i po chwili wahania zapytał. – Mój czcigodny ojciec?

-Tego panie nie wiem. Wiem tylko, że ktoś ci panie bliski.

-Ale nie wojewodzina trocka? – Tu Wszelakus popatrzył dziwnie na księcia i odparł z lekkim uśmiechem.

-Z tego co mi panie wiadomo, to wojewodzina trocka nie należy do rodziny królewskiej. – August poczuł się ośmieszony i zaraz skarcił Wszelakusa.

-Przestań tyle kłapać! – i zaczął się zastanawiać o kogo może chodzić. W końcu z wyraźnym niepokojem zapytał. – Mówisz, że ktoś umrze! A może to ja? – Po czym podszedł do niego i potrząsając go za ramiona zawołał. – Ty wszystko wiesz! Mów mi prawdę!

-Ty panie masz długi żywot i wiele pięknych dni przed tobą.

-Obyś miał rację. – Rzekł nieco uspokojony, po czym zwrócił się do czekającego na rozkazy Jerzyczka. – Dobrze, że mnie przebrałeś, ale każ tu bardziej rozpalić, bo jeszcze mnie choroba weźmie, a tego mi teraz nie potrzeba. – Następnie wyszedł, aby porozmawiać z medykiem, który czekał na księcia w komnacie znajdującej się obok sypialni ledwie żywej Barbary.

***

Była już późna noc, gdy August wszedł delikatnie do sypialni Barbary. Ta leżała w swoim łożu blada i tak bardzo wyczerpana, że w niczym nie przypominała dawnej piękności. Dla wielkiego księcia była jednak nadal najpiękniejszą ze wszystkich kobiet. Długie, wijące się kasztanowe włosy opadły na jej zmęczoną twarz oraz białe ramiona. August ostrożnie usiadł obok niej i czuwał. Z bólem spoglądał na jej twarz, która w niespokojnym śnie wyrażała przebyte cierpienia. Teraz dopiero pojął, jak bardzo musi być kochany przez Barbarę, która dla niego zdolna była do takiego poświęcenia. Skandal, którego tak się bał, stał się teraz mało ważną rzeczą, gdyż niewiele brakło, a utraciłby na zawsze umiłowaną kobietę. Wtedy też obiecał sobie, że już nigdy nie popełni takiego głupstwa, które niemalże doprowadziło do tragedii.
Im dłużej spoglądał na Barbarę, tym bardziej pragnął ją ucałować i powiedzieć jej, jak bardzo ją miłuje. Mijały jednak minuty, a ona wciąż się nie budziła. Przez chwilę tylko wydawało mu się, że otwiera oczy, bo tak tego pragnął. Siedząc bezczynnie znów popadł w zadumę. W obliczu nieszczęścia zrozumiał, że nikt nie jest mu tak bliski i drogi, jak ona. Przypominał sobie wówczas piękne chwile, gdy cieszył się razem z nią zimą spędzoną w Gieranonach i Olicie.

Minęła godzina, a Barbara nadal spała. Księże chcąc być bliżej niej przesiadł się delikatnie z krzesła na jej łoże. Jego wzrok padł teraz na jej piękne dłonie, które pragnął całować. W obawie jednak, aby jej nie obudzić, nie odważył się ich dotknąć. Wkrótce dostrzegł w oknie, że świece w innych komnatach zamkowych gasną. Wreszcie odważył się położyć obok niej i delikatnie pogładził dłonią jej piękne włosy. Nagle poczuł na swojej twarzy jej rękę. Zerwał się z miejsca i dostrzegł na jej twarzy słaby uśmiech. Po chwili wojewodzina uniosła nieco głowę i już chciała coś powiedzieć, gdy usłyszała głos Augusta.

-Nic nie mów, Barbaro. Jestem przy tobie. – I przytulił mocno swoją głowę do jej piersi. Leżeli tak przez dłuższy czas, aż w końcu Barbara wyszeptała.

-Tak bardzo się cieszę Auguście, że już ci przeszło zagniewanie. – Teraz książę podniósł głowę i patrząc jej w oczy, ze skruchą w sercu wyznał.

-Wybacz mi moją głupotę i pychę. Teraz dopiero pojąłem, że postąpiłem jak ostatni niegodziwiec. – I nerwowo zaczął całować jej dłonie.

-Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę Auguście – i znów uśmiechnęła się do niego. – Dobrze, że już jesteś.

-Nigdy już nie uczynię takiej głupoty, jak ostatnio. Nie chciałem cię Barbaro okryć wstydem i niesławą, a niewiele brakło, żebym cię zabił.

Przez jakiś czas tulili się do siebie, a w pewnym momencie zaczęli się namiętnie całować, zapominając o wszystkim. Po chwili jednak Barbara poczuła się gorzej.

-Co ci, Barbaro? – przestraszył się August, dotykając ręką jej rozpalonego czoła.

-Już mi lepiej. Dobrze, że znowu jesteś przy mnie – i objęła go za szyję.

-Musiałaś tyle przez mnie wycierpieć i przeżyć takie straszne męki.

-Bardzo to bolało, Auguście, ale jak pomyślałam o pierścieniu, który mi przysłałeś, to jakoś mniej zaczęło boleć.

-Chcesz być jeszcze ze mną, mimo, że zadałem ci tyle bólu? – Tu Barbara dostrzegła dwie wielkie łzy w oczach ukochanego i obcierając je lekko dłońmi, odparła.

-Jak mam ciebie nie chcieć, Auguście, skoro tak bardzo cię miłuję i uczyniłabym dla ciebie wszystko. Wierzysz mi?

-Niewidomy by uwierzył, a co dopiero widzący. Wierzę ci Barbaro bardziej niż wszystkim innym. – Po tych słowach poprawił jej nieco włosy i czule ucałował w sam środek czoła.

-Zostaniesz przy mnie trochę? Chociaż trzy dni?

-Zostanę tydzień albo i dłużej – zapewnił ją, a po chwili milczenia dodał. – Elżbieta niech czeka w Wilnie, bo dla mnie liczysz się tylko ty, Barbaro. Moja ty Barbaro!

– Po tych słowach przytulili się do siebie i jeszcze długo mówili sobie to, co podpowiadały im serca.