
Jan Grudziński, który nosił konspiracyjne pseudonimy „Karol” i „Płomień”, to jeden z najsłynniejszych żołnierzy wyklętych ziemi radzyńskiej.
Można zapytać: dlaczego, przecież nie był najwyżej w lokalnych strukturach AK, potem WiN? Nie był ani w ścisłym kierownictwie tutejszego polskiego podziemia niepodległościowego, ani najwyższy stopniem. Przede wszystkim dlatego, że był niezłomny w każdym calu, niesplamiony żadną formą współpracy z okupantem niemieckim i sowieckim, żadnym „dialogowaniem” ze złem.
Przez to był szczególnie znienawidzony przed przedstawicieli obu totalitaryzmów, raniony, torturowany w ubeckiej katowni w Radzyniu, potem na Zamku Lubelskim, wreszcie zabity w ramach mordu sądowego. A następnie przez lata opluwany przez komunistyczną propagandę jako modelowy bandyta. PRL-owskie władze i administracja, w tym oświatowa, dodatkowo zaszczuwały dzieci i rodzinę „Płomienia” i zatruwały kłamstwem jakąkolwiek pamięć o nim. Przewidział to, mówiąc przed śmiercią: „Zginę zdeptany i opluty, ale przyjdą takie czasy, że postawią nam pomniki”. To jest wewnętrzna pewność polskiego patrioty dobrze obranej drogi. Wyraz świadomości tego, czym jest sprawa narodowa, którą posiadał prosty chłopski syn spod Radzynia, a którego zabrakło wielu wielkomiejskim intelektualistom, uczonym czy literatom ochoczo przystępującym w 1944 r. do współpracy z sowieckim okupantem.
Dlatego „Płomień” może być radzyńskim symbolem żołnierzy wyklętych, a jako rycerz bez skazy – także wzorem dla młodych pokoleń polskich patriotów.