Umawiam wizytę u lekarza specjalisty. Sekretarka, bardzo uprzejma, tłumaczy mi jak dojechać do gabinetu wprost z Fordonu. Dlaczego akurat z Fordonu? Później, wieczorem wydzwania do mnie, żeby ustalić jakieś formalności, myląc przy tym dzień wizyty i nazwisko lekarza.
Kiedy wreszcie przychodzę do tej, nomen omen, przychodni, pierwsze, co mi się rzuca w oczy, to „łapacz snów” na oknie.
I od teraz, jak nie będę się mógł z kimś dogadać przez telefon, to będę pytał wprost: „Czy ma pan/pani przy sobie 'łapacz snów’, amulet albo 'pierścień atlantów’?”. Bo szkoda czasu na skomplikowane rozkminy.