
Zima szalała coraz bardziej, ale nie przeszkadzało to parze zakochanych, którym styczniowe dni mijały nadzwyczaj beztrosko. W końcu nastał luty, jeszcze bardziej mroźny i srogi, niż poprzedni miesiąc, ale śniegu już nie przybywało.
Pewnego sobotniego popołudnia wielki książę wraz z wojewodziną trocką zażywali wspólnej kąpieli. Pomieszczenie, w którym przygotowano kąpiel, obito białą materią, a na środku ustawiono dużą drewnianą wannę, która została wyłożona białym płótnem i wypełniona do połowy wodą. Wanna była na tyle wysoka, że spoza niej widać było jedynie głowy i szyje kąpiących się osób. August usiadł na wprost Barbary i z zadowoleniem oznajmił.
-Muszę przyznać, że kiedy jechałem na Litwę, nie myślałem, że będzie mi dane takie cuda zobaczyć.
-Ależ panie – rzekła zawstydzona Barbara i zasłoniła się rękami.
-Jeszcze nie widziałem, aby któraś niewiasta tak lubiła kąpiele, jak ty Barbaro. Wszystkie zażywały kąpieli raz na kilka dni, ale nigdy częściej.
-A dużo panie oglądałeś niewiast, tak jak mnie teraz?
-Przecież rzekłem, że jak nikt nie słyszy, to mów mi August.
-W Wilnie niektórzy powiadali, że miałeś Auguście wiele nałożnic. Podobno na każdy dzień inną.
-Głupoty ci Barbaro opowiedziano. Miałem tu na Litwie tylko cztery.
-Tylko cztery – powtórzyła za nim, z lekka się uśmiechając.
-Tak naprawdę to jedną, ale odkąd cię poznałem Barbaro, kazałem je wszystkie od razu odprawić.
-To przeze mnie Auguście straciłeś wiele przyjemności, bo słyszałam, że były to wielce urodziwe niewiasty.
-Wierz mi Barbaro, że nad ciebie nie ma urodziwszej.
-Ciekawa jestem Auguście, czy to prawda co powiadają, że ta Włoszka miała pięćdziesiąt lat? – dopytywała się wojewodzina.
-Głupoty opowiadasz, Barbaro. Diana zbliżała się do czterdziestu lat – odparł urażony.
-Widzę, że lubujesz się w starszych od siebie. Teraz pojmuję, dlaczego mówiłeś do mojej pani matki, że nie jednego mogłaby jeszcze powalić na kolana – i zaczęła się śmiać. Po tych słowach August zaczął ją obficie polewać wodą, aż zaczęła krzyczeć. – August! August! Już nie będę. Pomiłuj! – i książę przestał jej dokuczać. – A dlaczego sobie akurat ją upodobałeś Auguście?
-To pani matka mi ja podsunęła. Miałem tylko czternaście lat, kiedy zacząłem z nią przebywać. Często bywałem sam, bo rodziciele więcej byli zajęci politykowaniem, niżeli mną. A Diana stała mi się niczym druga matka. Pocieszała mnie i tuliła do siebie. Po jakimś czasie już nie potrafiłem się bez niej obejść. W końcu zaczęła przychodzić do mego łoża i uczyła mnie wszystkiego. Wiesz zresztą, czego.
-Nie wiem, Auguście? – i uśmiechnęła się niewinnie.
-Nie wiesz? To zaraz ci pokażę! – i pochwycił ją dłońmi za kolana.
-Już wiem. Wiem! – zawołała.
-Później była już moją nałożnicą, aż w końcu mi się znudziła – dokończył August.
-Ciekawa jestem, kiedy ja ci się znudzę?
-Nie frasuj się Barbaro, bo z kim jak z kim, ale z tobą nie sposób się nudzić. Nikt nie ma takich pomysłów jak ty!
-Nie pojmuję o czym mówisz Auguście?
-Zapewne pamiętasz ten dzień, gdy zrobiłaś dla mnie tron ze śniegu, który zamarzł niczym lód? A potem poprosiłaś, abym na nim zasiadł jako kniaź. – Barbara tylko się uśmiechnęła. – Niezwykłe pomysły przychodzą do tej pięknej główki – i czule pocałował ją w czoło.
-A co było później?
-W ubiegłym roku upodobałem sobie jedną mieszczkę z Krakowa, Annę Weissównę. Spędziłem z nią wiele pięknych chwil, ale musiałem ją odprawić.
-A czemuż to?
-Dowiedziałem się, że widuje się z jednym dworzaninem, który służy pani matce. A ja nie ścierpię tego, żeby ktoś mnie zdradzał – oznajmił stanowczo i spojrzał surowo na Barbarę.
-A ty Auguście, nie zdradzasz?
-Ludzka to rzecz u mężczyzny, ale nic mnie tak nie gorszy, jak zdradzająca niewiasta.
-Widzisz zatem, że nam niewiastom nie ma czego zazdrościć – rzekła smutno.
-Przecież ciebie Barbaro nie zdradzam. Wszystkie kazałem odesłać.
-Teraz nie zdradzasz, ale później zdradzisz. U nas powiadają, że ten co się zarzeka, to rychło potem zdradzi i to nie raz.
-To tylko ludzkie gadanie. – Tu przysunął się do niej i mówił dalej. – Gdy odprawiłem Annę, to zaraz potem przywołałem do siebie Dianę. Wtedy jednak rodziciele postanowili mnie ożenić, no i ożenili. Niedługo po ślubie wyjechałem na Litwę, po to, aby ciebie spotkać Barbaro – i objął ją, tuląc do siebie przez dłuższy czas.
-Ależ mi z tobą dobrze, Auguście – i po tych słowach zamknęła oczy.
-A tobie Barbaro, jak było z wojewodą trockim?
-Uch… – westchnęła ciężko i posmutniawszy nieco zaczęła swoją opowieść. – Jak tylko pamiętam to mówiono mi, że pójdę za jakiegoś wojewodę. Ale, że moja siostra Anna była starsza, to czcigodny ojciec chciał ją wydać za mąż pierwszą. Było nawet zapisane, że to ona będzie żoną wojewody trockiego. Jednak ojciec Stanisława, kanclerz Gasztołd, zmienił zamysły i nie chciał, aby jego syn ożenił się z Anną.
-Słyszałem, że w młodości Anna miała nieprawe dziecko. Prawda to?
-Nie pytaj mnie o to Auguście, bo to moja siostra – poprosiła Barbara i przez chwilę milczała. W końcu zaczęła jednak mówić dalej. – Mój czcigodny ojciec dowiedziawszy się o tym, chciał nas oddać obie do klasztoru. Na szczęście stary Gasztołd zgodził się, żeby jego syn ożenił się ze mną i wtedy wydano mnie za Stanisława. Miałam wtedy siedemnaście lat, a on był po trzydziestce – i dotykając bujnych włosów Augusta dodała – i był prawie łysy. – Tu August przerwał jej wypowiedź i odbiegając nieco od tematu, zapytał.
-Wiem Barbaro, kiedy przyszłaś na świat?
-To ciekawe, bo ja tego nie wiem – zażartowała i odsunęła się nieco od niego.
-Szóstego grudnia 1520 roku.
-Niech zgadnę. A ty Auguście urodziłeś się pierwszego sierpnia tegoż roku.
-Potrafisz zadziwić, Barbaro.
-Chociaż raz – odparła zadowolona.
-Pamiętam, że przed dwoma laty, kiedy byłem w Gieranonach, twój małżonek wielce się cieszył, że został wojewodą trockim. Nie wiem tylko, czy mam dalej o nim mówić?
-Chcę wiedzieć wszystko, bo tyle od niego złego usłyszałam, że nic mnie już nie zadziwi. – August jednak wahał się przez chwilę, aż w końcu zaczął.
-Pamiętam, że gdy trapiła cię choroba wojewoda Gasztołd rozglądał się za nową oblubienicą, mniemając, że już nie wyzdrowiejesz. Wnioskuję stąd, że się nie miłowaliście?
-Jakie tam miłowanie, skoro nic a nic, nas nie łączyło. Zaraz po ślubie tak się upił, że usnął przy moim łożu. Potem zachowywał się przyzwoicie, ale robił to przez wzgląd na swojego ojca, którego wielce się bał. Na moje nieszczęście stary Gasztołd umarł półtora roku po naszym ślubie, a wtedy wszystko się zmieniło. Stanisław rzadko bywał w domu, bo wiecznie był czymś zajęty. Domyślałam się, że potajemnie odwiedza jakąś nałożnicę. Na mnie mu nie zależało i bardzo rzadko przychodził do mojego łoża, z czego wielce się cieszyłam. Po czterech latach umarł mój czcigodny ojciec, a wtedy Stanisław nie bał się już niczego. Wiecznie pił i trwonił majątek z kompanami. Przez cały czas tylko to go cieszyło. – Słuchając Barbary August starał się okazywać jej współczucie. Całował jej dłoń i głaskał ją po kolanie. – W dniu, w którym skończyłam dwudziesty rok mego żywota, sprowadził do zamku ową nałożnicę. To ona była panią w Gieranojnach, a nie ja. Przez cały czas Stanisław okazywał jak bardzo ją miłuje i obdarowywał ją najróżniejszymi podarkami. Całymi dniami byłam sama i musiałam znosić wybryki tej wrednej Zośki, bo tak miała na imię. Któregoś dnia zwróciłam oczy na swego sługę Jędrzeja. On jeden troskał się o mnie. W końcu przyszło do tego, że mu uległam. Jednego wieczora Stanisław zastał nas, gdy byliśmy w objęciach i pokazał mi jak potrafi karać. Na moich oczach pobił kijem Jędrzeja do nieprzytomności, a potem rozkazał zamurować go w lochu. Mnie tylko wymierzył kilka batów i zamknął w komnacie. Zamykając drzwi oznajmił mi, że będzie czekał aż zdechnę. – Po tych słowach łzy poleciały z oczu Barbary.
-Nie płacz Barbaro. Nie płacz. – Uspokajał ją August, tuląc mocno do siebie. – I nikt się nie ujął za tobą? A twoja matka nie wiedziała co się z tobą dzieje?
-Pani matka była w Gieranonach ze dwa razy i powiedziała tylko, że nie może mi pomóc, bom jestem jego żoną – szlochała Barbara.
-A twój brat Rudy, nic nie zrobił?
-Jego wtedy nie było na Litwie, bo pojechał w poselstwie do Moskwy. – Oznajmiła Barbara i po chwili nieco się uspokoiła. Następnie obmyła oczy wodą i mówiła dalej. – Od tamtego zdarzenia nie mogłam wychodzić z komnaty i pierwszy raz w życiu doświadczyłam, czym jest głód. Gdy chorowałam, słyszałam przez ścianę, jak Stanisław oddawał się tej lubieżnicy Zośce.
-Teraz sobie przypomniałem, że mi ją przedstawił, gdy byłem w Gieranonach – przerwał na krótko August.
-Kiedy przyjechałeś Auguście do Gieranonów, ja byłam ledwie żywa. Niechybnie bym wtedy umarła, gdyby nie wojewoda Ościkiewicz, który ujął się za mną. Po jego odjeździe trochę się zmieniło, bo jedzenia już mi nie brakowało, ale za to musiałam znosić nowe upokorzenia. Każdego dnia Stanisław przychodził do mojej komnaty i szydził ze mnie mówiąc, że jestem największą nierządnicą na Litwie, i że każe mnie pochować pod zamkiem, przy gnojniku. – Tu znowu łzy pojawiły się w jej oczach.
-Barbaro nie mów już o tym, bo tylko smutne wspomnienia przywołujesz.
-Muszę ci jeszcze jedno powiedzieć Auguście, bo nikomu tego nie mówiłam. – Tu próbowała uśmiechnąć się do niego i mówiła dalej. – Przez wiele tygodni błagałam Pana Boga o śmierć, żeby mnie zabrał z tego świata, ale Pan Bóg zabrał jego. Umarł nazajutrz po moich dwudziestych drugich urodzinach i wtedy skończyła się moja męka. Zaraz potem Rudy powrócił z Moskwy i dzięki dobrej woli najjaśniejszej królowej, twojej Auguście matki, pozostawiono mi Gieranony.
-Ciężki miałaś żywot Barbaro, ale teraz wszystko będzie już dobrze.
-Lepiej mi być nie może – i zaczęła go całować po twarzy.
-Rad bym wiedzieć Barbaro, czy poza twoim małżonkiem Gasztołdem, no i tym Jędrzejem, był jeszcze ktoś, komu się oddałaś?
-Miałam dziesięciu – odparła ironicznie Barbara, zawiedziona pytaniem Augusta.
-Tylko nie żartuj sobie ze mnie – zastrzegł wesoło.
-A po co ci to wiedzieć, panie?
-Po nic, tylko chcę wiedzieć – upierał się Jagiellon. Ona zaś popatrzyła na niego smutno i pokiwała głową.
-Wielce mnie zawiodłeś Auguście – rzekła z goryczą i odsunęła się od niego. – To może zgadnij, ilu mężczyznom się oddałam? – zakpiła.
-Myślę, że już nikomu, oprócz tamtego.
-Zatem po co pytasz, panie? – rzekła urażona.
-Bo chcę wiedzieć. Nic się przez to nie zmieni, tylko chcę wiedzieć.
-Przecież powiedziałam wszystko. Innych nie było.
-Nie obrażaj się, Barbaro – i zadowolony z jej odpowiedzi zaczął łaskotać ją w stopę.
-Ja ciebie Auguście nie pytałam, ile miałeś nałożnic – rzekła z pretensją w głosie.
-Ale ja przecież ci powiedziałem.
-A ja ci nie powiedziałam, panie? – i na znak, że się obraziła, spuściła głowę w dół.
-Nie gniewaj się Barbaro. Pytam, bo mi na tobie zależy – i przysunął się do niej.
-Jak jesteś taki ciekawy, to było zostać spowiednikiem. – Po tych słowach książę przycisnął ją mocno do siebie i zanurzył się z nią w wodzie.
– August, opamiętaj się – zdołała jeszcze zawołać i zamilkła.
***
Kilka godzin później, gdy August i Barbara w towarzystwie dworzan spożywali wieczorny posiłek, niespodziewanie w drzwiach stanął Mikołaj Czarny Radziwiłł.
-Wasza książęca mość, wybacz mi, że przerywam wieczerzę, ale chcę przekazać ważną nowinę.
-Mów, panie Mikołaju!
-Lepiej będzie panie w cztery oczy. To wielce ważne – mówił wyraźnie podekscytowany Radziwiłł.
-Niedługo kończymy, to wtedy przyjdź waszmość do mojej komnaty, a teraz przysiądź się do nas – zaprosił Jagiellon.
-Nie wiem tylko panie, czy zdołam coś zjeść, bo wielce jestem poruszony tą nowiną.
-Zdołasz panie Mikołaju, bo przecież chyba się nie pali?
-Ano nie pali się – przytaknął Czarny i nalał sobie wina aż po brzegi pucharu.
Niedługo potem Radziwiłł skłonił się przed wielkim księciem po raz drugi i nie potrafiąc ukryć zdenerwowania czekał, aż będzie mógł przekazać wiadomość.
-Co za nowinę przywiozłeś, panie Mikołaju? – zapytał od razu August.
-Wojewoda Ościkiewicz był wczoraj u nas w Wilnie. Powiedział, że nie zastał wojewodziny w Gieranonach i dlatego przyjechał do nas.
-Chce poślubić Barbarę?
-Tak panie. Zgodnie z daną mu obietnicą.
-I co mu odrzekliście?
-Razem z Rudym powiedziałem wojewodzie, że chcemy to omówić z naszą siostrą. Kazaliśmy mu czekać na odpowiedź do przyszłej niedzieli, tylko, że nie wiemy co mu odpowiedzieć, panie?
-Lasota! – zawołał kniaź i ten od razu stanął w drzwiach. – Proś wojewodzinę trocką!
-Co zamyślasz, panie? – zdziwił się nieco Czarny.
-Zaraz zobaczysz waszmość! – i w milczeniu czekali na Barbarę, która wnet się pojawiła. Wojewodzina widząc stryjecznego brata, pokłoniła się przed wielkim księciem. – Wojewoda Ościkiewicz pragnie cię pani poślubić – oznajmił Jagiellon. – Wszystko zależy od ciebie pani – i porozumiewawczo mrugnął do niej okiem, tak żeby Czarny nic nie zauważył. Wojewodzina trocka udawała przez chwilę, że się zastanawia, po czym odpowiedziała.
-Ledwie co skończyłam żałobę i na razie nie spieszno mi powtórnie wychodzić za mąż. – August tylko uśmiechnął się na taką odpowiedź i oznajmił.
-Słyszałeś panie Mikołaju odpowiedź siostry? Jeśli taka jest jej wola, to tak się stanie. Zatem powiecie, że pani wojewodzina trocka po smutnych doświadczeniach, jakich zaznała w małżeństwie od wojewody Gasztołda, które pan wojewoda Ościkiewicz widział na własne oczy, nie myśli szybko wychodzić za mąż.
-Tak, wasza książęca mość!
-Przekaż to waszmość, co teraz usłyszałeś i czekaj w Gieranonach na nasz powrót. Gdy tylko śnieg zacznie topnieć, od razu ruszymy w drogę. To wszystko. – Czarny skłonił się i szedł do drzwi, gdy książę zadał mu pytanie. – Jesteś panie Mikołaju w komitywie z hetmanem Tarnowskim?
-Tak panie! – odparł z dumą Radziwiłł.
-Zatem kiedy się z nim spotkasz, zapytasz go, czy będzie mnie popierał, jako że chcę przejąć od mojego czcigodnego ojca władzę na Litwie.
-Widzę panie – rzekł uśmiechając się Czarny – że zamyślasz postępować tak, jak przystało na wielkiego kniazia.
-Zatem nie czekaj na nas waszmość w Gieranonach, tylko jedź do Tarnowa. Tam przekażesz panu hetmanowi, że jak obejmę rządy w Polszcze, będę o nim pamiętał. Ruszaj więc panie marszałku litewski, tak abyś szybko mógł mi donieść o zamysłach pana Tarnowskiego. – Czarny usłyszawszy o urzędzie marszałka litewskiego odrzekł z zapałem.
-Już pojutrze ruszam w drogę, panie – i kłaniał się w pas przed Augustem, aż do samych drzwi.
-Oj, Barbaro – i położył dłoń na jej ramieniu – wielce mnie ucieszyłaś. Teraz widzę, że nie jesteś pospolitą niewiastą. – Tu ujął jej dłoń i czule pocałował, po czym zręcznym ruchem nałożył jej na palec złoty pierścień z dużym szmaragdem w środku.
-To dla mnie? – zapytała żartobliwie spoglądając na niego spod czoła. Chwilę później posadziła go na krześle, po czym usiadła mu na kolanach i obejmując dłońmi jego głowę zaczęła go całować.