
Bociany
Olej na płótnie
Józef Chełmoński 1900
Muzeum Narodowe w Warszawie
Chłopstwo zanika i nie jest to bynajmniej wina demografii, która skądinąd na początku wygląda obiecująco-rodzi się więcej chłopców niż dziewczynek a współczynnik maskulinizacji noworodków waha się wokół przedziału 103—104 w państwach afrykańskich a na pozostałych kontynentach od 104 do 107 chłopców na1 00 urodzeń dziewczynek (Mace, Jordan, 2005). Proporcje płci wyrównują się po czterdziestym rok życia (Piramida demograficzna Polski, GUS 2025), a w starszych rocznikach wynoszą 1;2, 1;3, 1;4 itd., z przewagą płci żeńskiej. Kto nie wierzy, niech się przespaceruje deptakiem w Ciechocinku.
Chłopstwo zanika, choć wielu z „nosicieli” kariotypu 47 XY spełnia stereotyp społeczny „dom, drzewo, syn”. Jednak wielu prawdziwych chłopów nie miało synów, mieszkało kątem u teściów (o ile w ogóle się ożenili) a jeśli chodzi o drzewa to nie tylko żadnego nie posadzili, ale wiele wykarczowali. Tacy drwale na przykład-chłopy na schwał! Może prawdziwe chłopy dawno już wymarły, może jeszcze kryją się gdzieś po kątach tego świata jako machos, uomini d’ onore czy настоящие мужикu przechowując zasób niedefiniowalnych, nie spisanych acz niepodrabialnych cech, swoistych dla tego typ człowieka specyficznych wad i zalet.
Może to z powodu zmian społeczno-ekonomicznych, zachodzących na współczesnej wsi: depopulacji, urbanizacji, zastępowania małych rodzinnych gospodarstw dużymi farmami, a gospodarzy -chłopów z krwi, kości, dziada-pradziada-producentami rolnymi wykształconymi, dotowanymi, zmechanizowanymi a jednak wiecznie niezadowolonymi? Nie każdy może być chłopem, bo chłopem, podobnie jak panem, trzeba się urodzić. Niekoniecznie na wsi, nie wystarczy też mieć ziemię i chłopskich przodków. Trzeba jeszcze być zaproszonym-niczym do angielskiego The Jockey’s Club-przez innych, którzy orzekną, że ma się w sobie to coś. I tak w poczet chłopów bywał zaliczany miejscowy prezes Ge-eS/u, lekarz czy wikary, o których z uznaniem wyrażano się:
–Swój chłop-zapali, wypije, pogada jak z człowiekiem a i jak trzeba to i zaklnie,
Jednak ów „chłop honoris causa” był tytułem warunkowym i efemerycznym, Taki prezes z czasem mógł stać się wredny, doktor rzucić palenie a księdza mogli przenieść do innej parafii. Na proboszcza, za picie lub „za baby”
Stoją chłopy przed kościołem. Pierwszy papieros, , gadka się klei, drugi papieros, msza trwa w najlepsze, trzeci papieros
-Może by tak iść? -zreflektował się jeden, pobożniejszy, wskazując głową w kierunku świątyni
-Czekaj-uspokaja inny- jeszcze ksiądz nie mówił „W górę serca!”
A czasem pretendent nie miał tego czegoś i chłopski los mu nie był pisany:
–Musi iść na. pana. Nie ma drygu do konia-orzekł dziadek, prawdziwy chłop, patrząc na wnuka, podejmującego nieudolne próby powożenia a może orki. I nawet gdyby ów wnuk po latach panowania „zawziął się”, perfekcyjnie wyuczył-się powożenia zaprzęgami konnym, wrócił na rodzinną wieś by następnie popisywać się, powożąc z lejcami w jednej garści a butelką w drugiej (wróć z tą butelką- koń pijanych nie lubi i gotów się znarowić) – klnąc pod nosem z papierosem w zębach, to spotkałoby się to ze wzruszeniem ramion; potraktowane by zostało jak pańskie dziwactwo, niczym ożenek Lucjana Rydla z Jadwiga Mikołajczykówną, jak cała młodopolska chłopomania.
Może to wina/zasługa ojców, posiadających bardzo męskie acz przeciwskuteczne wychowawczo umiejętności znikania i/lub milczącej (nie)obecności w życiu synów? Czy to zasługą/wina kobiecego wychowania, dzięki któremu wiele matek, niczym pani Barbara Niechcicowa uchroniło dzieci przed „schłopieniem” i wyprowadziło” na ludzi”? Z różnym skutkiem-taki Tomaszek Niechcic-panicz, „syn takiego ojca” zabawić się lubił, wypić i zapalić też, jednym słowem zszedł na chłopy.
Swój udział w odchłopianiu mają też szkoły, których (w większości sfeminizowane) ciała pedagogiczne od najmłodszych klas tępią przejawy chłopstwa: palenie papierosów, picie alkoholu, przeklinanie- na równi z innymi szkolnymi „zbrodniami”: wagarowaniem, niszczeniem lub fałszowaniem dzienników lekcyjnych czy pierwszymi objawami budzącej się seksualności, chcąc zrobić z chłopców i dziewczynek obywateli i obywatelki. Przeważnie skutecznie. Efektem owej psychoosocjokastracji genderowej są świadectwa z czerwonymi paskami i otwarta droga do liceów ogólnokształcących. Klasy o profilu biologiczno-chemicznym sfeminizowane prawie tak jak pedagogiczne.
Szczątki chłopstwa tliły się w „mat-fizach” i klasach ogólnych, których uczniowie z reguły palili za rogiem szkoły, klnąc jak szewcy i organizowali coroczne „piwaki”. Podczas gdy prawdziwe, dumne chłopstwo rządziło w zasadniczych szkołach zawodowych i technikach. A najwięksi hardcorowcy, kończyli edukację na podstawówce i zaczynali ŻYĆ, gospodarząc na ojcowiznach lub pomocnikując na budowach; wiejskich, warszawskich lub zagranicznych.
-Co tam u ciebie? -pyta bratanka stryj-prawdziwy chłop.
-Szkoła
-W której klasie jesteś?
-Czwartej.
-I co dalej?
– Matura w tym roku, potem studia, może medycyna…
-Ile lat
-Sześć
-To kiedy w końcu będziesz żył??
Sfemimnizowane studia, sfemninzowany zawód. Lekarze z oddziału dziecięcego podczas rozmów telefonicznych z zatroskanymi mamusiami małych pacjentów musieli długo przekonywać, że te nie rozmawiają z panią doktor, lecz panem doktorem. Chłopstwo trzymało się nieźle wśród niższego i średniego personelu szpitala-kierowców pogotowia, sanitariuszy, ratowników, z których niektórzy skracali czas dyżurów paleniem papierosów i całonocna grą w karty i męskimi rozmowami:
–Wyśpi się człowiek jutro w domu, a babie powie, że był transport do Warszawy
-Wiesz, jest taki jeden samochód, z Niemiec ściągnięty, mało bity, dobra cena, wiesz, wszystko gra, tylko wiesz, numery trzeba przyciąć
I jeszcze na oddziałach zabiegowych. Gabinet lekarski chirurgii zasnuwał od rana siwy dym (na oddziale wewnętrznym palono na balkonie, na dziecięcym picie, palenie i przeklinanie było nie tyle niedopuszczalne co niewyobrażalne)
-A jednak się uśmiecha! -rzucił młody Adept Chirurgii, stuprocentowy chłop, gdy mocno spóźniony i lekko wczorajszy wkroczył rano do gabinetu. Właśnie były oglądane zdjęcia rentgenowskie przyjętych w nocy pacjentów (tomograf był pieśnią odległej przyszłości).. Czaszka ofiary wypadku czy może uczestnika bójki, w której wypatrywano sierpu krwiaka nadtwardówkowego lub szczeliny pęknięcia podstawy szczerzyła z negatoskopu zęby w sardonicznym grymasie. Jeszcze tego samego wieczoru, pod nieobecność klnącego jak szewc i palącego jak smok Zastępcy Ordynatora, ów Adept wespół z pewnym Stażystą skrócili sobie czas dyżuru partią darta. Tarcza zawisła na drzwiach szafy, rzutki śmigały żwawo, wbijając się już to w czarno-białe kręgi już to w polerowane na wysoki połysk drewno kalwaryjskiego mebla. Otwory wlotowe ran kłutych jeszcze długo przypominały ten chłopięcy wybryk, dopóki starych mebli nie zastąpiły nowe, w szpitalu, wprowadzono zakaz palenia i monitoring, Zastępca odszedł na emeryturę, Młody Adept został poważnym Specjalistą Chirurgii Ogólnej i Pełniącym Obowiązki a Stażysta Specjalistą Medycyny Rodzinnej i Geriatrii w- , a jakże sfeminizowanej!- przychodni Podstawowej Opieki Zdrowotnej..
Nie jestem chłopem-myślałem sobie, powoli robiąc przegląd tytułów i afiliacji, jakie kiedyś nastąpią po ostatecznym „Ś.P.”, i nie jest to żaden genderowy coming out, Raczej ujawnienie majątkowe- te tysiąc metrów kwadratowych działki pod zabudowę jednorodzinną w mieście powiatowym plus czterdzieści osiem metrów kwadratowych w zabudowie wielorodzinnej w mieście wojewódzkim to mniej niż pół morgi. A może jednak jestem? Potrafię zabić karpia i w pięć minut porąbać zeschłą choinkę, odróżniam „jare” od „ozimego” a w kościele odruchowo kieruję się w lewą, chłopską, stronę nawy. Może to przychodzi z wiekiem, podobniej jak fakt, że rzeczy, które kiedyś tylko irytowały teraz zaczynają wk****ać? Nie wiem, nie ma kogo spytać. , Chłopy -herosy mojego dzieciństwa-dawno wymarły a pozostałe zdziadziały lub spaniały. Pomimo to, a może właśnie dlatego od paru wiosen, z chłopskim uporem spisuję ich wspomnienia, zapamiętane, zasłyszane, prawdziwe i półzmyślone historie, waląc palcami w klawiaturę niczym cepem o klepisko, rozsyłam je do wydawnictw i redakcji z desperacją chłopa, zanoszącego suplikacje do urzędu, a w biblioteczce, na najwyższej półce sterczą ciasno, niczym sztachety w płocie, grzbiety książek o chłopskim losie traktujących: „Ludowa historia Polski” Adama Leszczyńskiego, „Fantomowe ciało króla” Jana Sowy, „Chłopki. Opowieść o naszych babkach” Joanny Kuciel-Frydryszak, „Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli” Radka Raka. I oczywiście epopeja Władysława Stanisława Reymonta „Chłopi”.