
Wyszarpane i spokojne po bezbarwnej – takie zwycięstwa zanotowała reprezentacja Polski na początek eliminacji mistrzostw świata. Niepostrzeżenie minęła ćwiartka grupowych zmagań – ta teoretycznie najłatwiejsza.
Mocne nazwiska w maltańskiej obronie (Pepe, Carragher) nie wystraszyły Karola Świderskiego, który ustrzelił swój pierwszy dublet w reprezentacji. Pod nieobecność Lewego, napastnik Panathinaikosu wszedł w rolę lidera polskiej ofensywy, choć to nie on był jej najjaśniejszym punktem. Szansę gry od pierwszego gwizdka dostał Jakub Kamiński i od początku grał ze świadomością, że może sobie poszaleć przy takim przeciwniku.
I ganiał tych biednych gości, pokazując, że oprócz Zalewskiego jest w tej drużynie inny drybler. Pomocnik Wolfsburga już na początku meczu – po świetnej indywidualnej akcji – oddał strzał, ale nieznacznie chybił. Z drugiej strony Frankowski miał problem minąć dośrodkowaniem pierwszego przeciwnika…
W porównaniu z piątkiem Michał Probierz obrony nie wymienił, i tym razem ustrzegła się ona większych błędów. Maltańczycy raczej nie chcieli wchodzić w polskie pole karne i uciekali się do strzałów z daleka przy prawie każdej sposobności. Łukasz Skorupski parę razy musiał się ruszyć.
Moder wypadł lepiej, niż przeciwko Litwie, ale cała pierwsza połowa zeszła mu na rozkręcaniu się. Efektownie asystował przy drugim golu Świderskiego. Szymańskiego było dużo, ale wynikało z tego niedużo. Piątka, poza udziałem przy pierwszym trafieniu, w zasadzie nie było. Lewandowski wszedł, żeby sprawdzić, czy da radę zagrać w czwartek przeciwko Osasunie. Raczej da.
Było ciut lepiej niż przeciwko Litwie, ale to dopiero początek i – jako się rzekło – najłatwiejszy „zestaw” w tych eliminacjach. W czerwcu Biało-Czerwoni najpierw zmierzą się towarzysko z Mołdawią (czas odegnać demony!), a potem na wyjeździe o punkty z Finlandią, która w odróżnieniu od nas już się potknęła. Do gry wchodzi też murowany faworyt Holandia, która po gwiezdnym dwumeczu z Hiszpanią zamieni Ligę Narodów na eliminacyjną rzeczywistość.