
Gdyby w 1946 roku w powiecie radzyńskim przeprowadzono ankietę na temat stosunku mieszkańców do komunizmu i Związku Sowieckiego, wyniki zapewne nie różniłyby się zbytnio od tego, co wynika z charakterystyk milicjantów sporządzonych wówczas przez sekretarza Polskiej Partii Robotniczej. Tyle tylko, że ówczesna rzeczywistość nie przewidywała anonimowych sondaży. Władza ludowa, jak każda władza totalitarna, nie pytała, co obywatele myślą, lecz usilnie pracowała nad tym, by myśleli „właściwie” – czyli zgodnie z linią partii. Dlatego powołana przez komunistów Milicja Obywatelska, mająca być narzędziem kontroli społeczeństwa, sama stała się przedmiotem politycznych weryfikacji, czystek i prób ideologicznego „formatowania” swoich kadr.
W Radzyńskiem zwerbowano do służby wszystkich, którzy chcieli i nadawali się do trzymania broni – kilka osób z komunistycznej partyzantki, ale też bezideowych, byłych partyzantów Batalionów Chłopskich i Armii Krajowej, a także szemranej konduity społecznej ludzi zwyczajnie szukających zatrudnienia. Na etapie budowania nowej władzy nie było czasu na przesadną selekcję. Efekt? Ponad 30% milicjantów było nastawionych „niezbyt dobrze” lub wręcz „wrogo” do ustroju, który mieli umacniać. A gdy przyszło do pytania o stosunek do ZSRR, wynik był jeszcze bardziej jednoznaczny: niemal 60% funkcjonariuszy odnosiło się do Sowietów niechętnie.
To nie były tylko liczby. To była polityczna mina, która mogła eksplodować w każdej chwili. Komunistyczne władze, świadome tej nielojalności, podjęły działania zmierzające do wyczyszczenia szeregów MO z „niepewnych elementów”. Odtąd nie wystarczyło już chodzić w mundurze i wykonywać rozkazy – trzeba było być ideowym milicjantem, oddanym partii i patrzącym na Moskwę z pełnym uwielbienia podziwem. Tych, którzy nie chcieli się podporządkować, usuwano z szeregów, a niekiedy likwidowano.
Historia pokazuje, że większość z tych ludzi w końcu podporządkowała się systemowi. Z początkowej niechęci do komunizmu nie zostało nic – albo się dostosowali, albo ich wyrzucono. Ci, którzy zostali, stworzyli fundament nowej władzy, która przez kolejne dekady pilnowała, by obywatele „myśleli właściwie”. W ten sposób stali się strażnikami systemu – tak właśnie działa totalitaryzm.
Dziś, patrząc na te wydarzenia z perspektywy lat, możemy tylko zastanawiać się, ilu z tych milicjantów w 1946 roku jeszcze wierzyło, że Polska może się wyzwolić spod sowieckiego buta. I ilu z nich zostało w służbie dwadzieścia lat później, w marcu 1968 roku, kiedy będąc już w pełni ideowo ukształtowanymi i przekonanymi o słuszności swojej misji, pałowało studentów na ulicach Warszawy.