
Wjeżdża chłop na podwórko, po ciemku wóz rozprzęga, konia poi, do stajni prowadzi, chwiejnym krokiem i do chałupy włazi, czapkę i kapotę na gwoździu wiesza, buty na piecu stawia -nie za blisko, nie za daleko, w sam raz obok przemoczonego, suszącego się kota.
-Ludzkie chłopy już dawno powracały a ty co? Jak ta świnia! Wiedziałam że tak będzie -gdera baba, stawiając talerz na stole.
– Nawet kota utopić nie umisz. Głupie bydlę a wie, jak do domu, trafić-gdera dalej, nalewając mleka do miski- Pij, Maciuś…
-..że o makutrze nie wspomnę!
Wstaje chłop od stołu, za drzwi wychodzi, po chwili wraca z glinianą donicą w dłoniach
-Na!
A baba rada-stuka, puka, pod światło ogląda, sąsiadkę woła.
-Patrzajcie, kumo, to dopiero jest makutra! , Z samego Kocka! Nie to, co ten szmelc od naszych czemiernickich mośków nożem chrzczonych!
Je chłop żur ale czuje jak diabli go brać zaczynają. Nie wytrzymuje, łyżkę odkłada i wypala
-Toć to z Czemiernik, u naszego Chaima w sklepie żem kupił!
A baba ryms! -makutrą o ścianę, aż się rozbryzła.
W drobny mak!
„Baby to żaby,
chłopy-snopy!”