Intensywna kontemplacja dzieł sztuki przygotowuje nas na nadchodzące wydarzenia. Na pewno na te tragiczne. Pamiętam muzykę, filmy, książki, którymi obsesyjnie karmiłem się na wiele tygodni przed odejściami bliskich. Tak jakby te dzieła powstały tylko po to. Jakby Fogg śpiewał „Ostatnią niedzielę”, żeby mi uświadomić, że jakaś ostatnia niedziela się zbliża. A potem zapada cisza, sztuka przestaje przemawiać, dzieła do niedawna krzyczące bledną i szarzeją. I znikają.
Ale dlaczego akurat Fogg (w remixie)? Dlaczego Márai? A Isabel Coixet?