Dawno, dawno temu… Prawie każda legenda zaczyna się od tych słów. Tak, to było dawno, dawno temu – pewnie kilka tysięcy lat minęło od tych wydarzeń, nikt nie wie dokładnie ile. Za górami, za lasami… Nie! To akurat nieprawda – bo działo się to wszystko w miejscu, w którym właśnie jesteś. Posłuchaj…

Kiedy pierwszy człowiek – potężny brodacz odziany w niedźwiedzią skórę – przybył ze swoją rodziną na tę ziemię po długiej wędrówce i zobaczył w świetle zachodzącego słońca piękne ogromne dęby, które rosły nad brzegiem bezimiennej jeszcze wtedy rzeki, przysiadł na wielkim głazie i powiedział:

– Tu zostaniemy. Tutaj zbuduję dom. To będzie nasza ziemia.

I uronił łzę radości, która spłynęła po jego gęstej brodzie i upadła pod bose stopy.
Tak rozpoczęły się dzieje Kocka. Brodacz, jego kobieta i gromadka dzieci osiedlili się tu na stałe. Nad rzeką stanął ich dom zbudowany z kamieni, gliny, mchu i pni drzew, których było tu pod dostatkiem. Rzeka, którą brodacz nazwał Dzik, była obfita w ryby – zwłaszcza w łososie i wielkie jesiotry – dawała pożywienie i chroniła od najazdu wrogów. Życie tej pierwszej rodziny było trudne, ale szczęśliwe i spokojne. Łowili ryby, uprawiali swoją ziemię. Brodacz polował na zwierzynę w okolicznych lasach. W ziemię, na której osiedli, wsiąkał ich pot i łzy – najczęściej były to jednak łzy radości i wzruszenia, ale zdarzały się też przecież łzy wylane ze strachu i nieszczęścia.

Mijały lata. Dziesiątki, setki lat. Na ziemi osiedlonej przez rodzinę brodacza żyły kolejne pokolenia i nowi przybysze. Osada rosła, mieszkający tu ludzie przeżywali lepsze i gorsze chwile – czasami znaczone łzami radości i wzruszenia, czasami łzami bezsiły, strachu, złości i rozpaczy – jak wtedy, gdy ich ziemię najeżdżały i grabiły hordy obcych, kiedy wybuchały wojny, pożary i zarazy…

Dobra ziemia przechowywała te ich łzy jak skarby – z czasem zamieniając je w kropelki czystego złota – to łzy radości, srebra – łzy wzruszenia i twardego żelaza – łzy nieszczęścia.

Mijały kolejne wieki, osada zamieniła się w miasteczko – z kościołem, ratuszem, pałacem i rządkami domków. Na polu obrabianym niegdyś przez brodacza mieszkał teraz bogaty młynarz, który budował groble, kanały i tamy, aby woda napędzała koła jego młynów. Przy kopaniu wielkiego stawu zatrudnieni przez młynarza ludzie natykali się wciąż na przedziwne grudki w kształcie ludzkich łez – szczerozłote, srebrne i żelazne. Zebrali cały ich kosz i postawili go przed młynarzem i jego żoną.

– Tyle bogactwa… – szepnął młynarz. – Znalezione na mojej ziemi – to znaczy moje. Każę wybić z nich złote, srebrne i żelazne monety. Niech czekają na czarną godzinę.

Stało się tak, jak powiedział młynarz. Monety z cennego kruszcu i żelaza wypełniły wielki gliniany dzban. Ale młynarzowej nie dawały one spokoju. Czuła, że pochodzenie łez, z których wytopiono monety, jest tajemnicze i niezwykłe.

– To nie nasze – mówiła mężowi. – Nie wiem czyje, ale nie nasze. Zostawmy je tam, gdzie je znaleziono.

Przekonać męża nie było łatwo, ale kobiety mają przecież na to swoje sposoby. W księżycową noc oboje wrzucili do głębokiego stawu dzban pełen szczęść i nieszczęść kockiego ludu. Spoczywa tam podobno do dzisiaj…

Od brodacza w niedźwiedziej skórze po współczesnych mieszkańców naszego małego miasteczka – wszyscy stanowią jego historię, budują jego codzienność i niezwykłość w szczęściu i nieszczęściu. „Tam skarb twój, gdzie serce twoje” – mówi Pismo. Nasz skarb jest tutaj…