Minęły trzy dni odkąd młody władca złożył pierwszą nocną wizytę wojewodzinie Barbarze z Radziwiłłów Gasztołdowej. Odtąd pojawiał się tam przez kilka kolejnych nocy. Wprawdzie August nie dawał tego po sobie poznać, ale pod jej wpływem zaczął się zmieniać. Jak nigdy dotąd istniała dla niego tylko jedna kobieta, tylko i wyłącznie Barbara. Ona zaś bardzo szybko potrafiła przywiązać do siebie młodego i dumnego władcę.


Zaloty wielkiego księcia do wojewodziny trockiej z ciekawością obserwowali jego dworzanie, a przede wszystkim Lasota, który pełnił funkcję zaufanego sekretarza Augusta i był jego ulubieńcem. Łaskami następcy tronu cieszył się też Tarło oraz dwaj nowi dworzanie, Dowojno i Kieżgajło, którzy bawili się przy księciu na całego.

-Teraz ty panie – rzekł Lasota i ustąpił miejsca. Wielki książę i jego dworzanie trzymali w rękach łuki i strzelali na dziedzińcu zamkowym do dwóch kukieł wypchanych słomą. Drugą serię strzałów, podobnie jak i pierwszą, rozpoczynał August. Za pierwszym razem nie poszło mu najlepiej, stąd też przez dłuższą chwilę przymierzał się do oddania strzału, ale i teraz trafił zaledwie w rękę.

-Wasza książęca mość coś ostatnio trafić nie może.

-To pokaż Dowojno co ty potrafisz? – I z zazdrością patrzył na tego wybornego strzelca, którego strzała trafiła z taką siłą w brzuch kukły, że przebiła się na wylot.

-Zachodzę w głowę co mogło się stać, że ci panie strzała tak źle poleciała – zastanawiał się z przekorą w głosie Kieżgajło

-Ja myślę, że to przez panią wojewodzinę – odezwał się znów Dowojno, który ustępował teraz pola Kieżgajle. Ten zaś przymierzając się do strzału zapytał jeszcze.

-A gdzież pani wojewodzina z siostrą? W ich towarzystwie byłoby nam weselej.

-Są w kaplicy zamkowej i oddają się modlitwie – oznajmił Lasota i spoglądał na wyczyn Kieżgajły. Ten jednak nie miał powodów do zadowolenia, gdyż trafił zaledwie w okolice biodra, za to pozostali wybuchli gromkim śmiechem.

-A tobie co przeszkadza w dobrym strzelaniu? – zażartował August. Kieżgajło zaś zły na siebie, odparł kpiąco.

-Ja niedawno upadłem z konia, ale ty panie całymi nocami uczysz strzelać z łuku panią wojewodzinę i tak słabo ci to panie idzie. – Na te słowa zmieszani nieco dworzanie zamilkli, tylko Kieżgajło głupio się uśmiechał. Dotknięty tą wypowiedzią August zmarszczył nieco brwi, ale nic nie odpowiedział.

-Przyznam się – zaczął Lasota – że takim cię panie jeszcze nie widziałem. Odmieniłeś się panie.

-Pewnie to miłowanie – wtrącił Dowojno – bo pani wojewodzina co dzień strojna, a nasz wielki kniaź z każdym dniem bardziej niewyspany.

-Mówisz tak Dowojno, bo cię zawiść ogarnęła. Wierz mi, że masz czego żałować. – Po tych słowach Augusta strzał oddał Jurgirlis, który zrobił to tak silnie i trafnie, że strzała niemalże rozerwała głowę kukły.

-To jest dopiero strzał! – podziwiał Lasota. – Jeszcze takich rzeczy nie widziałem, żeby drugi raz trafić w sam środek łba.

-No Lasota! Zaczynaj! – pospieszał go Kieżgajło, który znów zwrócił się do kniazia, ale już innym tonem. – Pani wojewodzina ulega waszej książęcej mości tylko dlatego, że jest tu w Gieranonach sama. Ale lada dzień mają powrócić jej bracia, Rudy i Czarny, a wtedy pani wojewodzina przestanie zapraszać cię panie do swej sypialni.

-W błędzie jesteś Kieżgajło – oznajmił mu wesoło August.

-Radziwiłłowie chcą wydać swoją siostrę za wojewodę Ościkiewicza i nie pozwolą ci panie, abyś w nocy odwiedzał wojewodzinę. A i ona sama, którejś nocy może ci panie nie otworzyć drzwi.

-Nie frasuj się Kieżgajło, bo cała ta majętność do mnie, jako do wielkiego kniazia należy. A pani wojewodzina jako nasza poddanka, nie będzie mi odmawiać i spełni każde moje życzenie, albowiem może utracić swoje Gieranony. – I jak gdyby nigdy nic, zwrócił się do Lasoty. – Strzelaj i idziemy coś przekąsić, bo już zaczynam być głodny. – Strzał jednak i tym razem nie udał się Lasocie, stąd też całe towarzystwo żartując sobie z niego szło powoli do zamku.

***

Po obfitym obiedzie młody włada spacerował w towarzystwie Barbary po zamkowym ogrodzie i swoim zwyczajem próbował ją rozbawić. Wojewodzina trocka była jednak milcząca i wyraźnie czymś zasmucona.

-Cóż ci pani dolega? Źle się czujesz? – dopytywał się August.

-Dobrze się mam, wasza książęca mość.

-Markotna jesteś pani, a przy obiedzie nie rzekłaś ani słowa. – Barbara jednak milczała. – Widziałem też, że niewiele pani zjadłaś?

-Zawsze tyle jem w czwartek – odparła krótko. Augusta rozbawiła ta odpowiedź, stąd też uśmiechnął się do Barbary i zapytał.

-Pozwolisz pani, że i dziś cię odwiedzę? – Lecz odpowiedź, jaką dała Barbara, szybko odebrała mu dobry humor.

-Cała ta majętność do ciebie panie należy, a ja jako poddanka waszej książęcej mości spełnię każde twoje życzenie – i skłoniła się. August zaś aż drgnął ze złości.

-A więc wszystko pani słyszałaś?

-Tak. Słyszałam panie.

-Jak śmiesz mnie podsłuchiwać, pani wojewodzino?

-Nie podsłuchiwałam, tylko przez dolne okno patrzyłam, jak strzelasz panie i twoi dworzanie. Byłam wielce ciekawa, a nie chciałam przeszkadzać – i spojrzała smutno na kniazia. – Ale dzięki temu wiem, co naprawdę wasza książęca mość zamyśla wobec mnie.

-Przyznaję, że nieopatrznie to powiedziałem pani, ale to dlatego, że mnie tak za język ciągnęli.

-To dobrze panie, bo przynajmniej prawda wyszła na jaw. – Teraz August stracił panowanie nad sobą i wybuchnął gniewem.

-A coś ty pani sobie obiecywała, że co?

-Nie pojmuję panie o czym mówisz? – odrzekła trochę przestraszona.

-Czegóż ty pani chcesz, do diaska? Przecież sam chciałaś, abym do ciebie przychodził!

-Bom myślała… – i przerwała wypowiedź

-Mów pani, co zaczęłaś mówić!

-Myślałam, że te perły, te trofea myśliwskie, ta komnata pełna kwiatów… – oznajmiła łamiącym się głosem, ale wzburzony August nie dał jej dokończyć.

-A cóżeś ty pani myślała, że co? – oznajmił podniesionym głosem. – Wiesz pani, że mogę ci wszystko zabrać!

-Już mi panie zabrałeś całą moją cześć. Tedy zabierz panie i całe Gieranony – odparła zrezygnowana.

-Gniew tu nic nie pomoże. Pozwolisz pani, że dziś wieczorem cię odwiedzę.

-Wszystko tu panie twoje, a ja jestem poddanką waszej książęcej mości – i pokłoniwszy się odeszła. August zaś z kwaśną miną szedł wprost do zamku.

Niedługo potem Jagiellon w towarzystwie Lasoty pędził konno jak szalony w stronę rozciągającego się w niewielkiej odległości od zamku w Gieranonach lasu. Dopiero tam zatrzymał konia i zaczerpnąwszy głęboko powietrza, nieco ochłonął.

-Co się stało panie, że w taki gniew popadłeś?

-To przez nią. Przez wojewodzinę. Ona wszystko słyszała.

-To dlatego boczyła się przy obiedzie – zauważył Lasota.

-Tak Lasota i teraz udaje wielce zagniewaną – rzekł z ironią kniaź.

-Wasza książęca mość dziwi się temu?

-Mów dalej. Wielce jestem ciekaw co masz na języku? – Lasota chwilę się wahał, ale w końcu zaczął mówić.

-Zdobywałeś ją panie przez wiele dni podarkami, a dzisiaj szydziłeś z niej tak, jakby była zwykłą nierządnicą. I to tylko po to, aby rozbawić innych.

-Ejże Lasota! Kimże ty jesteś, że śmiesz mnie pouczać? – rzekł surowo August.

-Kazałeś mi panie, to powiedziałem co o tym myślę.

-To ja tu jestem od myślenia – i zamilkł. Nastała długa cisza, aż w końcu po dłuższym namyśle August dodał. – Chybam źle uczyniłem?

-Mnie też tak się wydaje, panie – przyznał niepewnie Lasota. – Potraktowałeś ją panie niegodziwie. Najpierw zostawiłeś jej panie przez swoją hojność Gieranony, a teraz każesz wojewodzinie płacić w taki sposób – dodał z wyrzutem dworzanin.

-Przecież niczego jej nie odebrałem!

-Przyznam się panie, że i ja byłem pod urokiem tego, co czyniłeś dla wojewodziny. A i ona zapewne tak to odczuła, że ci się panie podoba i stąd te wszystkie łaski.

-Żebyś wiedział Lasota, że mi się wielce podoba.

-Trzeba też przyznać, że wojewodzina stroi się bardzo, aby ci się panie przypodobać. A przy tym spełnia twoje panie zachcianki – zauważył dworzanin.

-Masz rację – odparł zmartwiony August i słuchał dalej.

-Pamiętasz panie, że jak wróciłeś ostatnio ranny z polowania, to wojewodzina z takim przejęciem opatrywała ci ranę.

-Już dosyć Lasota, bo jak cię słucham, to jakbym swoje sumienie słyszał. Wiem teraz, że źle zrobiłem, ale co czynić, żeby ją przebłagać?

-To panie niezwykła niewiasta.

-O tym wiem dobrze, bo nie jest głupia i nudzić się z nią niepodobna. – W tym momencie twarz rozjaśniła mu się w uśmiechu. – Wiem! Podaruję jej złoty łańcuch. Tym ją zapewne odmienię. I co ty na to Lasota?

-Rzecz to niepewna, bo to przecież niewiasta. Ale to też wiem, że coraz gorzej u nas pieniędzmi.

***

Wieczorem wielki książę Litwy bez pukania wszedł do komnaty Barbary, która na jego widok szybko powstała z krzesła.

-Wybacz pani – zaczął od razu August – że się dziś tak niegodziwie zachowałem. – Następnie położył na stole dużą drewnianą szkatułę. – Zechciej przyjąć to pani jako prezent na przeproszenie. – Barbara jednak nawet nie spojrzała na prezent. – Nawet nie jesteś ciekawa pani, co tam jest? – Po tych słowach otworzył szkatułę i wyjął z niej pięknie wykonany złoty łańcuch. – Podoba ci się pani?

-Piękna to rzecz, ale nie przyjmę tego, bo nie mogę przyjmować tak drogich podarków od ciebie miłościwy panie – rzekła chłodno, a August od razu się zezłościł.

-A czemu to nie możesz, pani?

-Bo i bez tego jestem do twoich usług panie – i ukłoniła się nisko.

-Myślisz pani, że dlatego chcę ci ofiarować ten łańcuch?

-Tak myślę, panie – po czym westchnęła ciężko i mówiła dalej. – Myślałam, że coś dla ciebie panie znaczę, ale się pomyliłam. Nikt mnie jeszcze tak nie upokorzył, jak ty panie dzisiaj – i dwie wielkie łzy spłynęły jej po policzkach.

-Na miły Bóg! Nie płacz pani, tylko nie płacz – powiedział wyraźnie zakłopotany. Barbara zaś otarła oczy i uspokoiła się na chwilę. Wówczas August zbliżył się do niej i zapiął jej na szyi złoty łańcuch. – Pięknie ci pani! – rzekł uśmiechnięty i pochwyciwszy ją za ramiona zaczął żarliwie całować jej szyję. Ona jednak stała drętwa i nie reagowała. – Cóż ci jest, pani? – przerwał na chwilę. – Nie chcesz już tego? – zapytał ze złością.

-Nie chcę, panie.

-Ale ja chcę! Słyszysz, pani. Ja chcę! – i znów mocno ją objął.

-Jestem poddaną waszej książęcej mości i uczynię wszystko, co zechcesz panie – odparła zduszonym głosem Barbara.

-Nie rozdrażniaj mnie pani! – wrzasnął głośno – bo mnie przywiedziesz do wściekłości! – Zaraz jednak uspokoił się nieco i puścił jej ramiona. Patrzył na nią chwilę, po czym twardo dodał. – Wcale nie muszę przychodzić do ciebie pani.

-Ja też tak myślę. Zabierz panie co chcesz, bo zgodnie z litewskim prawem wszystko ci się należy – rzekła zdławionym głosem. – Pozwól mi miłościwy panie czekać w spokoju na wojewodę nowogródzkiego, aby mnie zaślubił, bo taką dostał obietnicę.

-A myślisz pani, że czemu wojewoda Ościkiewicz pojechał w poselstwie do Moskwy? – oznajmił z szyderczym uśmiechem. – Bo zapragnąłem cię mieć, pani! – Po tych słowach Barbara zwątpiła do reszty. Spojrzała gniewnie na Augusta i z żałością oznajmiła mu, co o nim myśli.

-Myślałam panie, że jesteś inny, ale w wielkim byłam błędzie sądząc, że to co ludzie o tobie powiadają, to jedynie oszczerstwa. Teraz wiem, że to prawda, bo ty panie – ciągnęła – postrzegasz wszystkie niewiasty jako nierządnice i nie omieszkasz wykorzystać okazji, aby tylko posiąść to, co ci się spodoba.

-Wcale tak nie jest, jak mówisz pani – zaprzeczył August. – I zabraniam ci pani tak mówić! – dodał podniesionym głosem. Po chwili usiadł na krześle i spuściwszy głowę oznajmił. – Na koniec powiem tylko, że mnie pani wielce zawiodłaś!

-Wybacz panie – mówiła łkając Barbara – ale nie wiesz nawet panie, jak bardzo mnie zawiodłeś.

-Teraz to kolokwium niewiele pomoże. Przyjdę do ciebie pani jutro – i zrobił parę kroków w stronę drzwi. – Mniemam, że będziesz pani w lepszym nastroju – i wyszedł z komnaty. Barbara zaś zdjęła z szyi złoty łańcuch i rozpłakała się na dobre.