Na drugi dzień planowano powrót do Grodna, jednak znaczna część panów litewskich chciała zakręcić się wokół młodego władcy, aby ten po przyjeździe do Krakowa wpłynął na korzystną dla nich obsadę urzędów na Litwie. Teraz wszyscy zainteresowani magnaci tłocznie walili do zamku wileńskiego, aby przypomnieć się Augustowi.

Dolny zamek królewski w Wilnie oparty był o dość wysokie mury kościoła katedralnego, natomiast poniżej znajdował się obszerny pałac radziwiłłowski. Był on otoczony, jak większość tutejszych rezydencji, drzewami i rozległym ogrodem. Siedzibę Radziwiłłów od zamku oddzielała niezbyt szeroka ulica oraz rzeczka Wilenka, która jednym ze swych ramion opasywała cały zamek królewski i wpadała zaraz do Wilii.

Po południu, niewyspany jeszcze po uczcie kniaź, zasiadł do stołu, aby coś zjeść, ale apetyt mu nie dopisywał. Za to niezmiernie chciało mu się pić.

-Widzę Lasota, że ty jesteś jak nowonarodzony. Cóż ty robisz, żeś zawsze jesteś wyspany i nieskatowany nic a nic? – dziwił się August rześkiemu jak poranek Lasocie.

-Zawsz powtarzam, że kubeł zimnej wody na głowę i to wystarczy – rzekł pouczającym tonem dworzanin.

-Dziwy różne tej nocy przychodziły mi do głowy. Śniła mi się Elżbieta i tak jakby pojawiła się w Wilnie, a była chora na zarazę, przed którą żeśmy z Krakowa uciekali. Cóż to do diaska mogłoby znaczyć?

-Chyba to dlatego, że goniec dziś znów przywiózł list od waszej panie małżonki. Oto on – i wyciągnął rękę, aby go podać Augustowi.

-Nie chce mi się go czytać, Lasota. Sam mi go przeczytaj albo przeczytaj i powiesz mi o co prosi moja umiłowana małżonka – polecił i czekając na nowiny, popijał wino. W tym momencie do sali weszła Diana i pokłoniwszy się, chłodno zapytała.

-Miłościwy panie, czy masz jakieś życzenie? – zapytała, chociaż widać było, że nie jest w najlepszym nastroju.

-Nie pani. Ciekaw tylko jestem, czy masz się już lepiej? – Diana uśmiechnęła się od razu.

-Już dobrze się mam, wasza królewska mość – rzekła wesoło. August zaś popatrzył na Lasotę czytającego list i po chwili zwrócił się do Diany.

-Dostałem dziś listy od umiłowanej małżonki i od pani matki. Królowa dopytuje się w nim czy służy ci pani litewskie powietrze?

-Jeśli łaska, to zechciej odpisać miłościwy panie, że mam się dobrze – odparła z pokorą. Młody władca chwilę się zawahał, aż w końcu zapytał.

-No, a ta wczorajsza niemoc? Jakże to wytłumaczysz?

-To tylko słabość jednego wieczora, panie – odpowiedziała cicho.

-Zważając na tę niedyspozycję oraz na dopytywanie się pani matki – i tu znów się zawahał – myślę, że będzie najlepiej, jeśli wrócisz pani wraz z innymi pannami do Krakowa.

-Ależ panie, jakże to? – rzekła zaskoczona, jak gdyby nie rozumiejąc co powiedział kniaź.

-Tak będzie najlepiej – rzekł stanowczo. – Tak być musi, bo za kilka dni udaję się do Gieranonów, a tam wiele spraw czeka na załatwienie.

-Poczekam, wasza królewska mość – rzekła błagalnie, blednąc coraz bardziej.

-Nie potrzeba. Ja ruszam tam, gdzie rzekłem, a ty pani i tamte panny wrócicie pod osłoną straży do Krakowa. Zamierzam tu na Litwie dłuższy czas polować – wymyślał naprędce – a ty pani raczej nie będziesz mogła mi towarzyszyć. To wszystko. Odpocznij pani, bo widzę, że jeszcze cię słabość męczy. – Po tych słowach Diana, bezsilna wobec woli Augusta, pokłoniła się i bez słowa skargi wyszła z sali. – I cóżeś Lasota wyczytał? – spytał zadowolony kniaź, który tak łatwo pozbył się nałożnicy.

-Miłościwa pani, królowa Elżbieta, dopytuje się o zdrowie panny Diany.

-Przestań kpić! Cóż jej miałem powiedzieć? Że mi się znudziła? Że czas najwyższy wydać ją za kogoś? – uniósł się książę.

-Czyżby to koniec Diany di Cordona? – zapytał uśmiechnięty.

-Nigdy jej nie lubiłeś, Lasota?

-Nie lubiłem, panie.

-Zawdzięczam jej wiele pięknych dni i dlatego chcąc jej to wynagrodzić. Pragnę ją wydać za kogoś odpowiedniego. Myślę Lasota, że mi nie odmówisz? – zakpił kniaź.

-Panie! – rzekł przerażony, a wtedy August roześmiał się w głos.

-Nie bój się, to tylko żart, ale poszukaj kogoś, kto by się nadawał na jej męża. Wyprawę dam jej znaczną, bo na to zasłużyła. A teraz gadaj, co tam w liście?

-Twoja małżonka, panie, wspomina, że już dwa miesiące minęły od naszego wyjazdu. Pisze też, że w Krakowie morowe powietrze minęło i można już wracać. Królowa bardzo chce cię panie zobaczyć. – Tu August namyślał się chwilę, po czy rzekł.

-Napiszesz, że wiele spraw jest do osądzenia, gdyż wiele złego dzieje się na Litwie. Napisz też, że do późnej nocy słucham skarg moich poddanych o zbrodniach niektórych panów litewskich. Dodasz przy tym, że stale o niej pamiętam i ślę życzenia jak najlepszego zdrowia. I wyślesz jej Lasota jakieś perły, jako znak mojej miłości.

-Dobrze panie, tylko że perły tu drogie, a pieniędzy mamy coraz mniej.

-Ale jeszcze są.

-Pamiętaj panie, że podskarbi rzekł wyraźnie, że bez zgody ojca waszej królewskiej mości nie może rozporządzać skarbcem litewskim.

-Już niedługo będziemy w Gieranonach, a tam będzie już co sprzedać po wojewodzie – oznajmił zadowolony kniaź.

-Zatem uczynię co potrzeba.

Gdy tylko Lasota wyszedł z komnaty przed Augustem stanął jego dworzanin Gabriel Tarło i oznajmił.

-Miłościwy panie, przybyli Radziwiłłowie wraz z paniami.

-Czy jest wojewodzina trocka?

-Tak panie, wraz z siostrą i matką.

-Lepiej być nie może. Zaraz ich przyjmę – i klasnął na Jerzyczka, aby go przebrał.

W niedługi czas potem kniaź wszedł do audiencyjnej sali zamku, gdzie zamierzał wysłuchać przybyłych gości. Wkrótce straże przepuściły cztery osoby, które już od drzwi zaczęły bić pokłony.

-Rad jestem powitać przedstawicieli tak zacnego rodu – zaczął Jagiellon.

-Wdzięczni jesteśmy wielce waszej książęcej mości, że ma w wielkim poszanowaniu nasz dom Radziwiłłów – podziękował Mikołaj Rudy Radziwiłł.

-W Krakowie dość często wspomina się sławetnej pamięci hetmana Jerzego Radziwiłła, w trzydziestu bitwach zwycięzcę i jego zasługi, jakie oddał naszym państwom. Sam usilnie wstawiałem się u pani matki królowej, aby nie odbierać dóbr pani wojewodzinie po zmarłym jej mężu, wojewodzie trockim. Wszyscyśmy zgodnie uznali, że nie godzi się krzywdzić córki tak sławnego wodza. – Tymi słowami August przypisywał sobie starania o zachowanie dla wojewodziny majątku po zmarłym Gasztołdzie, chociaż w rzeczywistości całą tą sprawą zajmowała się wyłącznie królowa Bona.

-Wielkie składamy podziękowanie waszej książęcej mości – zabrał znów głos Mikołaj Rudy Radziwiłł i cała czwórka pokłoniła się przed Augustem na znak wdzięczności.

-Zapomniałem jakoś, z jakiego zacnego rodu na Litwie wywodzi się małżonka przesławnego hetmana litewskiego? – zwrócił się do hetmanowej Barbary Radziwiłłowej. Ona zaś uśmiechając się do niego odparła z dumą.

-Pochodzę miłościwy panie z Małej Polski, z rodu Kolów. – August pojął, że ośmieszył się nieco swoją niewiedzą, więc szybko zmienił temat.

-Widzę też, że pan hetman pozostawił tak urodziwe córki, że i w Polszcze nie łatwo było by takie znaleźć. – Tu spojrzał przeciągle na ubraną w czerń wojewodzinę trocką, która ślicznie się do niego uśmiechnęła.

-Radzi jesteśmy miłościwy panie, że możemy podziękować za wstawiennictwo za moją córką, bo już nam niektórzy z senatorów chcieli wszystko zabierać – poskarżyła się Radziwiłłowa.

-Wszystko zostanie tak, jak zostało postanowione przez moich czcigodnych rodzicieli – zapewnił hetmanową, a po chwili znów do niej przemówił. – Nie dziwota, że córki tak urodziwe, skoro sama matrona nie jednemu mogłaby jeszcze zawrócić w głowie. – Na te słowa Radziwiłłowa zawstydziła się i nabrała rumieńców. Wtedy niespodziewanie głos zabrała Barbara.

-I ja z osobna chciałabym wyrazić wdzięczność i prosić waszą książęcą mość o rychłe odwiedzenie mojej siedziby w Gieranonach.

-Chcę cię pani zapewnić – rzekł patrząc jej w oczy – że po odbyciu wszystkich powinności, nie omieszkam skorzystać z zaproszenia. – Tu cała czwórka zrozumiała, że to koniec audiencji i po oddaniu pokłonu, wyszła z sali. August zaś z zadowoleniem odetchnął.

-I co rzekniesz, Lasota?

-Wasza królewska mość to zaraz po śmierci trafi do raju. Troska się o panią Dianę i o wojewodzinę trocką.

-Zamilcz wesołku. Widziałeś jacy są mi wdzięczni, a oprócz ciebie nikt tu nie wie, jak było naprawdę. – Tu wstał i zbliżył się do okna wychodzącego na dziedziniec. – Cóż! Z wdowami jeszcze nie miałem do czynienia.

-Patrzyłeś panie tylko na wojewodzinę, a jej siostra Anna, zerkała tylko na ciebie panie.

-Mówisz, że tak bardzo się zapatrywałem?

-Jeśli nie na wojewodzinę, to zapewne na jej matkę, panią hetmanową.

-Jeszcze dzisiaj nic mądrego nie powiedziałeś – skarcił go kniaź.

-Uczę się panie, zatem jutro może coś mądrego powiem – zażartował Lasota.

-Lepiej każ wezwać tego drugiego Radziwiłła, skoro on też czeka na posłuchanie.

Wkrótce potem przed wielkim księciem litewskim kłaniał się Mikołaj Czarny Radziwiłł, którego został przyjęty w sąsiedniej, mniejszej sali.

-Wybacz miłościwy panie, że jestem bez mego brata, pana podczaszego, ale go niemoc ogarnęła po uczcie wczorajszej – zaczął od razu Radziwiłł. Wielki książę siedział zaś przy stole i popijał wino, gdyż pragnienie wciąż go męczyło.

-Rozumiem, to dobrze – odparł mu August i zaproponował. – Nalejcie sobie wina, bo straszna dziś duchota. – Wówczas Radziwiłł ochoczo sięgnął po trunek.

-Dziękuję, miłościwy panie – i nalał sobie w złoty pucharek, aż po brzegi.

-Nie zmieniłeś się waszmość od mojego ostatniego pobytu na Litwie.

-A wasza książęca mość owszem. Widać w tobie panie prawdziwego władcę – przypodchlebiał się Radziwiłł.

-Pomogłeś mi waszmość wczoraj, a ja nie zapominam o oddanych mi przysługach. – Radziwiłł tylko się uśmiechnął. – Wiele urzędów czeka na obsadę i postaram się, aby i coś waszmości się dostało – rzekł obiecująco kniaź.

-Miłościwa pani, królowa Bona, wielce mi nie przychylna – oznajmił niepewnie.

-Ale to ja niedługo będę rządził na Litwie.

-Miarkuję panie, że fortuna zaczyna mi sprzyjać – ucieszył się Radziwiłł.

-Posłuchaj zatem, waszmość…

-Wasza książęca mość może mi mówić, jeśli tylko zechce, po imieniu – przerwał mu niepewnie Radziwiłł.

-Dobrze, mości panie Mikołaju. Podoba mi się na Litwie, tylko czuję się tutaj wielce samotny. – Tu spojrzał uważnie na Radziwiłła i dokończył. – Potrzebny mi powiernik.

-Rad bym nim zostać, panie.

-Tylko, że oddany, słyszysz?

-Nie znajdziesz, panie, nikogo bardziej oddanego niźli ja – zapewnił z zapałem Czarny.

-Zatem dobrze. Pamiętaj, panie Mikołaju, że pokładam w tobie wielkie nadzieje. Wiesz pewnie, że podskarbi i kanclerz, jako i inni panowie litewscy, to ludzie oddani mojej pani matce. A i reszta nie jest mi zbytnio przychylna, poprzez działania pani matki i ludzi jej oddanych.

-Wiem o tym, panie.

-Znasz dobrze Litwę, panie Mikołaju, lepiej niźli kto inny i dlatego liczę na ciebie. – Teraz popatrzył na niego surowo i mówił dalej. – Waszmość jesteś bratem stryjecznym pani wojewodziny trockiej. Wiesz, co mam na myśli?

-Łatwo się pomiarkowałem – przytaknął znacząco – po tym jakoś wczoraj panie na nią patrzył.

-Widzę, że dobrze wybrałem – rzekł zadowolony kniaź. – Myślałem o twoim bracie stryjecznym, ale to przecież rodzony brat pani wojewodziny i mógłby mi odmówić.

-Wasza książęca mość dobrze rozumuje – podchlebiał się Radziwiłł.

-Rad jestem bliżej poznać panią wojewodzinę Barbarę, jako że wielce mi się spodobała. Chcę też zapewnić cię waszmość, że nie zapomnę o tobie, gdy tylko obejmę rządy na Litwie. A to zapewne, rychło się stanie. Skorzystacie ty, panie Mikołaju i cały dom Radziwiłłów.

-Duszą i ciałem stanę za tobą panie, choćby mi i do piekła iść przyszło – rzekł żarliwie.

-Nie frasuj się, panie Mikołaju, bo tam się nie wybieram. Pojedziesz z mną do Gieranonów i pomożesz kaptować ludzi do mojego dworu, bo mam przy sobie tylko kilku dworzan.

-Jestem do usług, miłościwy panie – i pokłonił się głęboko z zamiarem odejścia, został jednak zatrzymany.

-Mam jeszcze jedno pytanie. Wiadomo mi od jednego z dworzan, że wielu jest chętnych do ręki pani wojewodziny trockiej?

-Wasza książęca mość ma dobre wieści. Ostatnimi czasy został tylko jeden konkurent, który odstraszył innych.

-Czy obiecano mu, że pani wojewodzina będzie jego? – zapytał z niepokojem August.

-Zełgałbym panie, gdybym zaprzeczył. Brat wojewodziny, Rudy i ich matka, przyzwolili na ten ożenek i czekają aż przejdzie żałoba. Podobno ma być mu oddana w Narodzenie Pańskie. – August tylko zmarszczył brwi i zaraz zapytał wprost.

-Nie można by temu przeszkodzić?

-Trudno będzie panie, bo on jeszcze za życia wojewody Gasztołda wodził wzrokiem za Barbarą. Podobno wygrał ją w kości od pijanego wojewody trockiego.

-Ale przecież pani wojewodzina to pierwsza partia na Litwie! Można by mu zapowiedzieć, że nie jest jej równy stanem – zaproponował kniaź.

-Obawiam się panie, że to nie będzie możliwe. – Teraz August wyraźnie się zdenerwował.

-Któż to jest do diaska, że mu nie można odmówić? – wrzasnął.

-Grzegorz Ościkiewicz, wojewoda nowogródzki.

-Zatem masz rację waszmość. To nie może być przeszkodą. Mniemam jednak, że mi doradzisz panie Mikołaju jakieś wyjście z tego?

-Na pewien czas dało by się to wszystko odwlec – i uśmiechnął się poufale do kniazia.

-Mów! – rzekł niecierpliwie August, ale widać było, że humor mu wraca.

-Za kilka tygodni ma wyruszyć wielkie poselstwo litewskie do Moskwy. Można by tam wysłać pana Ościkiewicza. – Wielkiemu księciu od razu przeszła złość i teraz sam nalewał wino do pucharka Radziwiłła.

-Przednia to myśl! Widzę, że lepiej nie mogłem wybrać. Jeszcze dziś każę wypłacić waszmości pięćdziesiąt czerwonych, żebyś poszukał mi nowych dworzan.

-Dziękuję waszej książęcej mości i już idę czynić, co potrzeba, bo czas nagli.

-Spokojnie panie Mikołaju. Wino jeszcze zostało – przemówił kniaź i zadowolony z przebiegu rozmowy wypił wszystko co miał w pucharku, po czym nadstawił go Radziwiłłowi, aby ten napełnił go na nowo.