Stolicą Wielkiego Księstwa Litewskiego było Wilno, ale August zatrzymał się na zamku w Grodnie. Nie miał bowiem zgody swoich rodziców na rozpoczęcie rządów na Litwie i dlatego nie mógł jeszcze udać się Wilna, jako oficjalny władca.

Mimo to, nie omieszkał zajechać na krótko do stolicy i przypomnieć się panom litewskim, jako ich wielki książę. Samo zaś Wilno od czasów Aleksandra Jagiellończyka rozwijało się szybko i coraz bardziej przypominało europejską stolicę, taką jak chociażby Kraków. Coraz więcej też polonizujących się panów litewskich, idąc za wzorem swych przyjaciół z Korony, budowało piękne rezydencje i otaczało się dużym dworem. Najwięcej do powiedzenia w Wielkim Księstwie Litewskim mieli wówczas Ostrogscy, Hlebowicze, Chodkiewicze, Radziwiłłowie i Ościkiewicze. Oprócz nich liczyli się również Gasztołdowie, ale kilka miesięcy przed przyjazdem Augusta na Litwę, zmarł ostatni przedstawiciel tego możnego rodu, wojewoda trocki Stanisław.

Okazja, jaką był przyjazd wielkiego księcia litewskiego do stolicy, na wiele tygodni ożywiła Wilno. Młody kniaź i król w jednej osobie, przybył tutaj w połowie września. Chcąc pokazać się większej liczbie swoich poddanych, ogłosił zjazd panów litewskich i z tej racji przygotował wielką ucztę. Rozbudowany ostatnimi laty zamek wileński ledwie mógł pomieścić przybyłych na ucztę znamienitych gości, którzy wypełnili po brzegi największe sale tego budynku.

Wszyscy czekali na przybycie młodego Jagiellona, ale jego wciąż nie było. Dawno już wybiła godzina siódma wieczorem, a zniecierpliwione towarzystwo chciało się wreszcie bawić.

-I cóż, panie kanclerzu – odezwał się podskarbi litewski Iwan Hornostaj. – Co takiego może zatrzymywać naszego młodego kniazia?

-Jego dworzanie twierdzą, że udał się na polowanie – odparł stojący obok Jan Hlebowicz, który jednocześnie był kanclerzem i wojewodą wileńskim.

-Chyba na kolaski z nałożnicami – zażartował podskarbi i obaj wybuchli śmiechem. Wiadomo im było bowiem, że królowa Bona wysłała kolaski ze swoimi czterema damami dworu, aby umilały czas Augustowi. Zaraz też Hornostaj, rozglądając się po sali, dodał. – Tej nierządnicy z Italii jeszcze nie widziałem. Jak ona się pojawi to widomy znak, że zaraz zobaczymy kniazia.

-A ja już ją zobaczyłem – rzekł zadowolony Hlebowicz. – O tam, przy schodach! – Wtedy Hornostaj dostrzegł ubraną w bordową suknię Dianę, która pojawiła się na sali wraz ze swoimi towarzyszkami, damami dworu.

-Lata macie już swoje, bo i do siedemdziesięciu wiosen dochodzicie mości kanclerzu, a widzę, że wzrok macie dobry, chociaż tak się uskarżacie – zażartował Hornostaj.

-Białogłowy zawsze szybko dostrzegałem – odparł z dumą Hlebowicz i pogłaskał się po wąsach.

-A ja widzę też obie Radziwiłłowe dziewki.

-Wielce mnie zastanawia – wtrącił się Hlebowicz – jakim cudem królowa Bona pozostawiła jej wszystkie majętności po Gasztołdzie?

-Mości kanclerzu – tu Hornostaj rozejrzał się bacznie wokoło, czy nikt ich nie słyszy i na wszelki wypadek zniżył trochę głos. – To waszmości rzeknę, że to wszystko cośmy jej pozostawili po Gasztołdzie, lada dzień zabierze młody kniaź. A województwo i tak królowa Bona będzie musiała komuś oddać. A tym sposobem to sobie zjednała Radziwiłłów.

-Racja chyba po waszej stronie, panie podskarbi – przyznał Hlebowicz. – Wielu przecież jest chętnych, żeby się żenić z wdową po Gasztołdzie. Wielce jestem ciekaw… – ale już nie skończył, gdyż rozległ się oczekiwany przez wszystkich głośny znak dany przez heroldów, oznajmiający przybycie wielkiego księcia. Zaraz też Hornostaj, który był także marszałkiem nadwornym litewskim, ogłosił:

-Wielki książę litewski i pan ruski, Zygmunt August!

Wówczas oczom zebranych ukazał się przyodziany w ciemnoniebieskie szaty na styl włoski, młody i przystojny władca. Zapanowała zupełna cisza. Wszyscy klęknęli na kolana i pochylali głowy przed swoim panem, który podążał wzdłuż sali między tłumami rozdzielonymi na pół, do przygotowanego dla niego miejsca. Gdy już stanął za bogato zastawionym stołem usytuowanym na niewielkim podwyższeniu, rozejrzał się po sali. Miał stąd doskonały widok na rozstawione przy ścianach stoły oraz na klęczących przy nich gości.

-Dostojni panowie! – rzekł donośnym głosem Jagiellon – czas rozpoczynać zabawę, która nieco się opóźniła, gdyż ważne sprawy nie dały nam na siebie czekać! – A sprawami tymi były igraszki Augusta z Dianą, które zbytnio się przedłużyły. Teraz wielki kniaź uniósł do góry przepiękny złoty kielich, a marszałek nadworny Hornostaj zaproponował toast.

-Vivat wielki kniaź Zygmunt August! – I wszyscy jak na zawołanie zaczęli wznosić toasty na cześć wielkiego księcia. W końcu August skinął ręką i zawołał.

-Poczynajcie tedy! – i zadowolony z siebie zasiadł za stołem. Umieszczona po przeciwnej stronie sali kapela grajków od razu zaczęła wygrywać rzewne melodyjki. Do tańca jednak nikt się nie wyrywał. Po pierwsze, uczta dopiero się rozpoczęła, a po drugie, pierwszy taniec należał wedle zwyczaju do pana i władcy Litwy. Zaczęło się natomiast wielkie jedzenie i picie, gdyż stoły zastawione były bogato, a apetyt dopisywał gościom.

Przy wielkim księciu po jednej stronie stołu zasiedli dostojnicy litewscy, na czele z kanclerzem Hlebowiczem i podskarbim Hornostajem. Po drugiej stronie stołu siedział Lasota i kilku innych dworzan Augusta. Diana zaś z trzema dwórkami królowej Bony siedziała przy innym stole, gdyż nie wypadało im oficjalnie przebywać przy świeżo zaślubionym wielkim księciu.

-Cóż nam rzekniesz, panie podskarbi – zaczął August.

-Cóż mogę rzec miłościwy panie – zaczął Hornostaj. – Chyba tylko to, że skarbiec litewski coraz pełniejszy z racji mądrej gospodarności naszej pani, królowej i wielkiej księżnej Bony.

-Zaiste, same dobre nowiny słyszę, odkąd tu przyjechałem. Ach Litwa! Tego mi brakowało – rzekł zadowolony August i przepił winem.

-Radzi jesteśmy usłyszeć, jak zdrowie naszych państwa, a rodzicieli waszej książęcej mości? – włączył się do rozmowy Hlebowicz.

-Dobrze mości kanclerzu. Zdrowie naszym rodzicielom szczęśliwie służy, tylko, że zaraza wybuchła i koniecznością stało się, aby wyjechać do Niepołomic.

-Oby tylko do nas to nie przyszło – przestraszył się kanclerz i szybko się przeżegnał.

-Nie obawiajcie się, gdybym się zaraził, to pierwszy bym zszedł z tego świata – zażartował August.

-Uchowaj Boże! – zawołali niemal jednocześnie Hornostaj z Hlebowiczem. Ten ostatni zaraz też zwrócił się do kniazia.

-Chcemy też zapytać panie o zdrowie waszej małżonki, naszej księżnej Elżbiety, bo to wielce urodziwa pani i wielce nam się upodobała. – Tu August popatrzył na niego uważnie i krótko skwitował.

-Dzięki Bogu, zdrowa.

-Wolno nam wiedzieć, czemu nasza pani nie przybyła razem z waszą książęcą mością? – Po tym pytaniu Jagiellon spojrzał ponuro na Hlebowicza i szybko odparł.

-Moja małżonka obawia się, aby jakowyś niedźwiedź jej tu nie napadł. – Siedzący przy stole wybuchli śmiechem, tylko kanclerz czując się ośmieszonym, zachował powagę. August zaś mówił dalej. – Naopowiadano jej jeszcze we Wiedniu, że wieczorem niedźwiedzie chadzają po Wilnie.

-Panie – zwrócił się do kniazia Lasota – oto krajczy litewski Jan Radziwiłł. – Wtedy ten pokłonił się nisko.

-Już od przyjazdu dopytuję się o ciebie waszmość, bo radbym urządzić polowanie, jakiego Litwa jeszcze nie widziała.

-Jako sobie życzycie panie, tak się stanie. – Radziwiłł jeszcze raz się pokłonił i wskazał na dwóch przybyłych wraz z nim przedstawicieli jego rodu. – Mój rodzony brat Mikołaj Radziwiłł i jeszcze syn hetmana Jerzego Radziwiłła, także Mikołaj.

-Pamiętam waszmościów z ostatniego pobytu tu na Litwie. – Następnie przyglądał się chwilę obu Radziwiłłom, po czym zapytał z uśmiechem. – Zachodzę tylko w głowę, jak was odróżniają, skoro jesteście z jednego rodu i macie takie same imiona?

-Na mnie powiadają Czarny, a jego zowią Rudy – wyjaśnił Radziwiłł, na co wielki kniaź roześmiał się w głos, gdyż rzeczywiście jeden miał czarne włosy i brodę, zaś drugi był rudy niczym lis.

-Wybaczcie panowie, ale radbym nieco kości rozruszać – i uśmiechając się do nich, dodał. – Waszmościów też namawiam.

Gdy tylko August powstał kapela zaczęła grać głośniej i bardziej skocznie. Majestatycznym krokiem wyszedł na środek sali i zaczął rozglądać się za partnerką do tańca. Tymczasem serca zebranych niewiast zabiły mocniej i każda z nadzieją wpatrywała się w kniazia. Wiele z nich dużo by dało, aby być tą, z którą władca odtańczy pierwszy taniec. Tylko Diana siedziała spokojna, będąc pewna, że to ona zacznie tańce z wielkim księciem litewskim. Jednak ku jej zaskoczeniu August nie zatrzymał się przy niej, tylko poszedł dalej. Już prawie wyciągnął rękę, aby zaproponować taniec jednej z panien, lecz się rozmyślił i posunął jeszcze kilka kroków do przodu. Wreszcie dostrzegł jasnowłosą i urodziwą niewiastę, która bardzo mu się spodobała.

-Czy zechcesz mi pani służyć? – i wyciągnął do niej swą dłoń.

-Z największą przyjemnością, miłościwy panie – dygnęła i uradowana podała mu małą rączkę.

Zaczęli więc tańczyć, a za przykładem kniazia pozostali panowie zaczęli prosić białogłowy do tańca. Wkrótce zrobiło się tłoczno od tańczących, a wszyscy oni cisnęli się do środka i chcieli tańczyć jak najbliżej kniazia i jego szczęśliwej wybranki.

-Nie znam cię pani? – przemówił August. – Z jakiego jesteście rodu?

-Z Radziwiłłów panie – odpowiedziała mu z dumą dziewczyna i cały czas ślicznie się uśmiechała.

-Rudy albo też Czarny, to zapewne wasz krewny?

-Rudy jako lis i taki sam sprytny.

-Zapewne to twój pani małżonek? – pytał zaciekawiony kniaź.

-Nie wasza książęca mość, to mój brat rodzony.

-A nie podobny do ciebie pani ani trochę – rzekł uśmiechając się do niej przekornie.

-Wasza książęca mość przepięknie tańczy – przymilała się Radziwiłłówna.

-Ty pani tańczysz nie gorzej i prawdziwa to uciecha tańcować z tak piękną niewiastą – odwzajemnił się August, a Radziwiłłówna aż promieniała z radości.

Wkrótce taniec się skończył i August lekkim ukłonem podziękował Radziwiłłównie za taniec. Ona zaś skłoniła przed nim nisko głowę i szybkim krokiem wracała do swoich rówieśniczek, które z niecierpliwością oczekiwały jej powrotu. Radziwiłłówna była teraz dla nich sławniejsza od obu królowych.

-Dobrze panie wybrałeś – pochwalił Augusta Lasota, gdy ten zasiadł za stołem. Chciał jeszcze coś dodać, ale rozległy się okrzyki na cześć wielkiego księcia, które zainicjował Mikołaj Czarny Radziwiłł. Za nim zaczęli wiwatować inni i znów trwało to dłuższą chwilę. W końcu August wzniósł swój kielich do góry i skinieniem głowy dziękował im za pamięć. Zaraz potem powstał i krzyknął donośnie.

-Zdrowie waszmościów przybyłych na nasze powitanie! Vivat! – I zebrani wypili za swoją pomyślność.

-Wznieśli toast panie, bo wywyższyłeś ich ród – rzekł do kniazia Lasota.

-Ja ich wywyższyłem? – zdziwił się August.

-Wielu by zapłaciło, byleś panie wybrał do tańca niewiastę z ich rodu. Tym bardziej, że ten co wznosił toast, strasznie pragnie wyniesienia swojego rodu.

-To niech zostanie wielkim kniaziem – zakpił Jagiellon. – Dobrze Lasota, że znasz Litwę i tutejszych panów.

-Trochę znam – przyznał zadowolony z pochwały dworzanin.

-Ta z która tańcowałem, to niejaka Radziwiłłówna.

-Tak. Ma na imię Anna. To starsza córka kasztelana wileńskiego i hetmana Litwy, Jerzego Radziwiłła. Jak sam panie wiesz, Radziwiłł już nie żyje.

-Dostaniesz może dukata, jak mi coś więcej o niej opowiesz – zachęcił zaciekawiony kniaź.

-Jeśli chodzi ci panie o sprawy nocne, to mówi się o niej, że to wielka rozpustnica.

-Zatem zobaczymy – i uśmiechnął się znacząco. W tym samym momencie spostrzegł przed sobą Dianę.

-Wybacz mi miłościwy panie, ale głowa mi strasznie boleje. Pozwolicie, że udam się na wcześniejszy spoczynek.

-Skoro tak, to nie wzbraniam – rzekł beztrosko August i Diana niedbale pokłoniwszy się, odeszła od stołu.

-Zapewne ma ci za złe panie, że jej nie wybrałeś do tańca – rzekł Lasota, odgadując powód nagłej niedyspozycji Diany.

-Już mnie zaczyna nudzić, a tu tyle nowych niewiast, że nowego chce się zasmakować. – Po tej deklaracji powiódł wzrokiem po sali, szukając swojej tancerki. – To co mi jeszcze powiesz o tej Annie?

-Jako już rzekłem panie, ta Radziwiłłówna, jeśli mnie pamięć nie myli, jest starsza od waszej królewskiej mości.

-To już dawno jej czas na ożenek. Wszak ja już ukończyłem dwadzieścia trzy lata, a jeśli ona starsza ode mnie, to z niej stara panna – wyliczył August.

-Głośno tu o niej na Litwie. Powiadają, że jej ojciec umarł ze wstydu, bo jej wyswatać nie mógł. Mimo znaczenia Radziwiłłów na Litwie i posagu, jaki dawał, chętnych nie było.

-Ciekawe rzeczy mówisz Lasota, wielce ciekawe. Dostaniesz tego dukata, tylko mów dalej – polecił i popijając wino z coraz większym zainteresowaniem spoglądał na oddaloną nieco Annę Radziwiłłównę.

-Jeszcze w dzieciństwie jej ojciec zawarł umowę z kanclerzem Olbrachtem Gasztołdem, że jego syn poślubi Annę, gdy tylko ta dorośnie. Aby to zagwarantować, wypłacił ojcu waszej królewskiej mości znaczna sumę, aby był świadkiem umowy. Tylko, że gdy Anna wyrosła, Gasztołdowie, ojciec i syn, wycofali się z obietnicy, słysząc o jej łajdackim życiu. W czasie, gdy hetman Radziwiłł wyprawił się na wojnę, ta oddała się jakiemuś Polakowi, który zostawił ją brzemienną. Dziecko umarło, ale zła sława o Radziwiłłównie pozostała. Wtedy to zmieniono umowę i syn kanclerza, Stanisław, zamiast Anny, ożenił się z młodszą Barbarą. Stary Radziwiłł chciał ją wydać za księcia Ostrogskiego, bo i z nim miał ślubną umowę, ale nic z tego nie wyszło. Sprawa trafiła nawet przed sąd naszego miłościwego króla Zygmunta, który stanął po stronie księcia Ostrogskiego. Wtedy hetman Radziwiłł rozchorował się tak ciężko, że biedak umarł, a córka Anna do dziś jest o wianeczku.

-Aleś mi Lasota naopowiadał ciekawości. Chciałbym tę Radziwiłłównę bliżej poznać.

-Nie będzie to trudne, bo ona z siostrą i matką mieszka w Gieranonach, a my się przecież niedługo tam wybieramy.

-Fortuna mi sprzyja tu na Litwie – oznajmił zadowolony. – Idę jeszcze trochę potańcować, bom się strasznie zasiedział.

Po chwili tańczył z jedną z panien litewskich, którą była Helena Chodkiewiczówna. Jego wybranka była niezwykle poważna i patrzyła na księcia tak, jakby bała się uśmiechnąć.

-Czemuż to pani jesteś taka posępna i nawet się nie uśmiechniesz? – zapytał August, lecz zaraz tego pożałował. Chodkiewiczówna spełniając jego życzenie uśmiechnęła się szeroko, ale mimo, że była ładna i młoda, to pozostało jej niewiele zębów, niczym starej babie. Widząc to kniaź zaniemówił i nic już nie powiedział do tańczącej z nim dziewczyny.

***

-Widzę, że popsuł ci się panie nastrój – zwrócił się do niego Lasota, gdyż August od powrotu do stołu milczał. – Czyżby tancerka rzekła wam coś niemiłego? – dopytywał się ciekawy.

-To ci tylko rzeknę, że gdybyś miał takie zęby jak ona, to byś u mnie na służbie nie był – oznajmił kniaź i aż wzdrygnął się na wspomnienie szlachcianki, z którą tańczył. Jakiś czas siedział zamyślony, aż w końcu spojrzał na siedzącego blisko Lasoty Wszelakusa i zażartował. – A ty coś taki markotny? Towarzystwo ci nie odpowiada?

-Markotny jestem jako i ty panie – odrzekł wymijająco zapytany.

-Prawiłeś mi rano jakieś niestworzone rzeczy, że aż trudno w to uwierzyć.

-Mogę się mylić panie, to ludzka rzecz – odparł z pokorą.

-Zatem chcesz, bym cię przyjął na służbę?

-Nie stracisz miłościwy panie, a zyskasz tylko, bo znam się na wróżbach.

-Chwalisz się tylko – nie dawał mu wiary August. Jednak widząc jak Wszelakus posmutniał, szybko dodał. – Zatem jeśli, jako rzekłeś, spotkam lada dzień niewiastę, którą mam wielce miłować i przez którą dojdzie w kraju do zamieszania, jakiego nie widziano i o jakim nie słyszano – mówił lekceważąco August – to wtedy przyjmę cię na swój dwór – dokończył z uśmiechem na ustach.

-Panie, tylko że na to wszystko potrzeba czasu – rzekł z powagą wróżbita.

-Zatem przebywaj w pobliżu i módl się, aby twoje wróżby się spełniły – i znów się roześmiał. – Ale już dosyć. Wystarczy tego gadania. Powiedz mi – tu zwrócił się znów do Lasoty – kim jest ta niewiasta w czerni, przy końcu tamtego stołu? – Ten od razu zorientował się o kogo chodzi i odparł.

-To jest właśnie panie owa Barbara z Radziwiłłów, wdowa po Gasztołdzie, którą mamy lada dzień odwiedzić.

-Zatem czas by ją poznać.

-Panie, tylko że to wdowa w żałobie – upomniał go Lasota.

-Dla mnie wdowa, to jak panna na wydaniu – rzekł już nieco podpity kniaź i ruszył od stołu w jej kierunku. Miał tylko nadzieję, że wojewodzina ma wszystkie zęby lub prawie wszystkie. Po chwili stanął przed Gasztołdową, a oczy wszystkich gości z ciekawością obserwowały jego poczynania.

-Czy zechcesz mi pani służyć? – i teraz z bliska ujrzał jej piękną twarz, gdy podniosła głowę, aby mu odpowiedzieć.

-Nie wiem, czy mi się godzi miłościwy panie, bo w żałobie jeszcze jestem – rzekła niepewnie. August już chciał odejść, gdy usłyszał głos siedzącego obok niej Mikołaja Czarnego Radziwiłła.

-Żałoba już prawie minęła, a jeden taniec umarłemu nie zawadzi – zażartował na koniec. Na te słowa Barbara powstała i podała dłoń wielkiemu księciu, który poprowadził ją na środek sali. Gdy zaczęli tańczyć August od razu zauważył jak wdzięcznie porusza się jego partnerka i zaczął się jej uważnie przyglądać. Szybko zauważył, że ma nienaganną figurę, śliczną twarz z niewielkim arystokratycznym noskiem i długie kasztanowe włosy. Była po prostu bardzo ładną kobietą. Wszystko to sprawiło, że kniaź szybko odzyskał trzeźwość i siły do zabawy. W czasie, gdy młody Jagiellon lustrował wzrokiem swą partnerkę, ona patrzyła przeważnie wokoło, z rzadka tylko spoglądając na kniazia.

-Nie frasuj się pani tym co ludzie teraz mówią, bo to przecież ja cię poprowadziłem do tańca, a nie odwrotnie. – Radziwiłłówna milczała jednak, więc August ciągnął dalej. – Litwa pełna jest dzikiego zwierza, ale i pięknych niewiast, jako ty pani. – Po tych słowach Barbara podniosła wzrok na Augusta i uśmiechem podziękowała mu za komplement. – Tak ci pani o wiele ładniej – ucieszył się kniaź, gdyż wojewodzina miała wszystkie ząbki i to bardzo ładne.

-Wielka to dla mnie łaska tańcować z waszą książęcą mością – przemówiła wreszcie.

-Jeszcze większa dla mnie tańcować z tobą pani – zapewnił od razu kniaź. Tu taniec dobiegł końca i Barbara pokłoniła się nisko, chcąc odejść. Wtedy jednak usłyszała głos Augusta. – Czy zechcesz mi pani jeszcze towarzyszyć, bom się wielce roztańcował – rzekł z uśmiechem, a był to w sumie trzeci taniec wielkiego księcia.

-Prawdziwa to dla mnie łaska miłościwy panie – odparła kłaniając się lekko. Zaraz też rozpoczął się ich drugi taniec.
Tymczasem większość uczestników biesiady była coraz bardziej zgorszona sytuacją, a niektórzy zaczęli szeptać, że kniaź wybrał sobie wdówkę, której jeszcze nie wyszła żałoba i tak śmiało sobie z nią poczyna. Zadowolony był natomiast Lasota, który nalewając wino Wszelakusowi, oznajmił mu.

-Odkąd jestem na dworze, to nie widziałem naszego kniazia tak zainteresowanego nową niewiastą – i pokiwał głową, spoglądając na bawiącego się wesoło Augusta.

-Ciekaw jestem, czy to ona będzie tą niewiastą, którą nasz pan poślubi? – przemówił Wszelakus. Lasota popatrzył zaś na niego z politowaniem i odsuwając od niego trunek, rzekł.

-Ty już nie pij wina, bo pleciesz głupoty. Jak ci na imię, bo zapomniałem?

-Wszelakus.

-Wszelakie głupoty opowiadasz. Powiedz mi tylko, skąd ci się to bierze w głowie? – Wróżbita jednak nic nie odpowiedział i więcej się już nie odezwał.

Po niedługim czasie taniec się zakończył, a wtedy wielki książę litewski powrócił do swego stołu.

-Przyznam ci się Lasota, że wielce to interesująca niewiasta. Szybko załatwimy co potrzeba i jedziemy do Gieranonów. Napijesz się Lasota? – zaproponował swemu dworzaninowi.

-Z tobą panie, zawsze! – odparł mu ochoczo Lasota.

-No to nalej! – i gdy tamten napełniał pucharki, August spoglądał na siedzącą w głębi sali swoją nową sympatię. – Barbara z Radziwiłłów. Jakże ładnie brzmi jej imię – rzekł sam do siebie i zamyślony popijał wino. Uczta zaś dobiegała końca.