Upłynęło kilka dni i kawalkada powozów wyruszyła z Krakowa. August pożegnawszy się krótko i pośpiesznie z małżonką oraz rodzicami, skierował się na Litwę.
Orszak młodego króla ruszył od razu na Nowy Korczyn, a ponieważ i tutaj pojawiła się zaraza, stąd też w mieście się nie zatrzymano. Dłuższy postój zarządzono dopiero w Sandomierzu. Tam też dołączyła do króla Diana di Cordona. W dalszej drodze zostawiano za sobą Zawichost i Lublin, a następnie skierowano się na Brześć Litewski. Po opuszczeniu tego miasta orszak znalazł się na terenie Litwy właściwej. Przed oczami jadących rozciągały się olbrzymie puszcze pełne najróżniejszego zwierza, a zwłaszcza żubrów, turów i niedźwiedzi, których w Polsce było już znacznie mniej.
August bardzo szybko zapomniał o swojej małżonce i większość czasu spędzał w towarzystwie czterech nałożnic, wśród których prym wiodła Diana. Ta przeszło czterdziestoletnia, choć nadal bardzo urodziwa Włoszka, cieszyła się, że ponownie zawładnęła młodym królem i odzyskała utraconą pozycję. Oprócz wesołych panien, orszak składał się z dwunastu jeźdźców, nie licząc dworzan i pokojowców z najbliższego otoczenia młodego króla.
W pobliżu Augusta jechał konno Lasota, do którego dołączył nadworny lutnista, Walenty Bekwarek, stale zresztą zakochany.
-Nie mogę zrozumieć młodego króla. Im dalej rośnie w latach, tym bardziej głupieje. – Tu spojrzał na jadącego przodem Jagiellona i zapytał.
– Powiedz mi Lasota, co on w niej widzi?
-To, czego my nie widzimy – odparł filozoficznie Lasota.
-No, ale zobacz – i wskazał na Augusta. – Cały czas przy niej siedzi. I pewnie niedługo zarządzi postój, jak go najdzie ochotka na tę nierządnicę!
-Zazdrość przez ciebie przemawia, Bekwarek. Zazdrość – zażartował Lasota.
-Nie zazdrość, tylko rozsądek, bo przecie powinno się spółkować trzy razy w tygodniu, a jeśli czyni się to częściej, to już kosztem zdrowia – zauważył ze znawstwem lutnista.
-To ci rzeknę, Bekwarek – rzekł rozbawiony Lasota – że to wszystko rychło się skończy. Ta Włoszka wcześniej czy później się zestarzeje, a król jest młody i wcześniej czy później zmieni upodobanie.
-Tak mówisz, jakbyś go znał od dawna, a ty przecież niedawno przyszedłeś na dwór.
-Ano niedawno.
-A ja ci rzeknę, że kiedy rok temu król zaczął łajdaczyć się z tą mieszczką Weissówną, to myślałem, że już będzie po Dianie, a ona znów wróciła do łask.
-Wielu tak się wydawało. Weissówna popełniła błąd, bo próbowała kierować naszym królem i przez to królowa Bona ją odsunęła.
-A wtedy nasz pan wrócił do tej nierządnicy! – rzekł z oburzeniem Bekwarek i splunął na ziemię.
-Powiadają, że w Italii miała ciekawy żywot? – zapytał Lasota.
-Jedni mówią, że uciekła z domu na dzień przed ożenkiem do starego kupca, co był ponoć od niej dwa razy starszy. A drudzy mówią, że uciekła ze złotnikiem, który był jej kochankiem. Kiedy dowiedziano się o tym w jej domu, od razu wysłano pościg, który zabił kochasia, a ją zamknięto w domu.
-Ciekawa historia.
-To wielkie nieszczęście, że ta stara żmija Bona, wtedy jeszcze młoda, gdy wybierała się do Polski do naszego Zygmunta, zabrała Dianę ze sobą. – Tu Bekwarek znów splunął na ziemię i już nic nie powiedział.
Przez dłuższy czas obaj jechali w milczeniu, gdy nieco podpity już król krzyknął w ich stronę.
-Ej! Lasota! Podjedź do nas! – Dworzanin spiął więc konia i szybko podjechał do władcy, siedzącego na karym koniu, obok swej nałożnicy jadącej na białej klaczy.
-Daleko jeszcze do Grodna? Bo radbym już odpocząć.
-Niedługo będziemy na miejscu panie.
-To dobrze Lasota, bo mam ochotę kupić jeden piękny naszyjnik i darować go pewnej niewiaście rodem z Italii – i znacząco popatrzył na uśmiechniętą Dianę. – A jak tam nasz skarbiec?
-Królowa Bona podarowała nam piętnaście tysięcy dukatów, czterdzieści srebrnych pucharów i wiele innych kosztowności – przypomniał Lasota – ale wiele z tego już wydaliśmy panie.
-Nie frasuj się Lasota. W Grodnie sprzedamy co nam dano, a jak nam zabraknie pieniędzy, to mamy do odebrania dużo złota i kosztowności w Gieranonach po wojewodzie trockim. – Tu roześmiał się głośno, po czym dodał – A jak znowu zabraknie złota, to wtedy sprzedamy wdowę po wojewodzie! – I razem, z podpitą już Dianą, wybuchli gromkim śmiechem.
-Niejeden chciałby ją kupić – rzekł z powagą Lasota.
-Tak. A dlaczego?
-Bo to wielce urodziwa niewiasta i wielu chętnych panów jest do jej ręki. I to nawet z Korony.
-Jeśli tak, to dobrze Lasota. Wyswatamy ją szybko i zrobimy weselisko. Będzie przednia zabawa! – I rozbawiony na dobre pochylił się ku Dianie, całując ją w szyję. – Zachodzę tylko w głowę, która to jest, bo przecież niedawno bawiłem na Litwie, a jej nie pamiętam? Kiedyż to było Lasota?
-Nie wiem panie, bo nie było mnie wtedy jeszcze na dworze.
-Coś mnie pamięć zawodzi – i w tym momencie napił się wina z bukłaka. Po chwili zaś przypomniał sobie tamte wydarzenia. – Już mi pamięć wróciła! Pamiętam tego Gasztołda. Mówiło się, że dostanie województwo trockie.
-Rok temu został wojewodą trockim, tylko że zaraz potem skończył żywot.
-Racja. Pamiętam jak bardzo zabiegał o ten urząd. – Tu August chwilę się zastanawiał, aż w końcu dodał. – W tamtym roku byłem w Gieranonach, ale wojewodziny nie pamiętam.
-Może była chora albo gdzieś wyjechała? – domniemywał Lasota.
-Już sobie przypomniałem! Pamiętam, że źle z nią było. A ten Gasztołd powiedział mi nawet, że się już rozgląda za nową oblubienicą. Masz ci los! On się wykończył, a ona chodzi po świecie. – Ledwie młody król wypowiedział te słowa, gdy nadjechał goniec, który zeskoczył z konia i kłaniając się, oznajmił.
-Panie, wyjedziemy na to wzgórze, a stamtąd już widać Grodno!
-A zatem dojeżdżamy – oznajmił zadowolony i wracając do przerwanej rozmowy zwrócił się do Lasoty. – Wiem czemu jej nie zapamiętałem. Przypomniało mi się, że wyglądała strasznie. Była taka blada i ledwie żywa – i tu się roześmiał – tak jak moja małżonka! – Wtedy też przez chwilę pomyślał o Elżbiecie, która niecierpliwie wyglądała wiadomości od niego. Zwrócił się więc znowu do Lasoty. – Czas by odpisać mojej małżonce, bo na pożegnanie rzekłem jej tylko kilka słów. – Szybko jednak zmienił zdanie i zadowolony z siebie dodał. – Chociaż, skoro tyle czekała, to może jeszcze poczekać. W drodze przecież trudno pisać epistole.
-Macie panie rację – przytaknęła mu Diana i śmiała się razem z Augustem, który spoglądał na nią coraz bardziej pożądliwie.
-A któż to stara się o rękę wojewodziny trockiej? – zapytał król, który chwilę wcześniej ucałował Dianę w szyję.
-Wielu możnych panów.
-A może ty Lasota poczyniłbyś starania o rękę wojewodziny po Gasztołdzie? – zaproponował rozbawiony August.
-To partia nie dla mnie – rzekł krótko Lasota.
-A czemuż to? Z wdową przecież łatwiej idzie – zakpił i oboje z Dianą głośno się roześmiali.
-Lepiej miłowania nie zaznać, bo człowiek zgłupieć gotów i duszę sprzedać chętny, byleby mieć to, co miłuje.
-Bredzisz Lasota. Pytam się o wojewodzinę, a ty byłeś tu niedawno!
-Byłem panie. Na Litwę wysłała mnie najjaśniejsza królowa Bona.
-Wedle prawa litewskiego wszelkie dobra po wymarciu rodu przechodzą na skarb wielkiego księcia. Zatem czemu pani matka ujęła się za wojewodziną, bo tego nie pojmuję?
-Brat wojewodziny Mikołaj Radziwiłł, którego nazywają Rudym, ujął się za siostrą. W kwietniu tego roku przywiozłem mandaty wojewodzie wileńskiemu Hlebowiczowi i podskarbiemu Hornostajowi, aby się jej żadna krzywda nie działa.
-Zatem musiałeś ją widzieć! – zauważył król.
-Przez kilka dni ją widziałem. Zaiste, piękna to niewiasta!
-Ale chyba nie tak bardzo jak pani Diana? Przyznaj Lasota! – Ten zaś choć nieco zakłopotany, powiedział co naprawdę myśli.
-Z całym szacunkiem dla niej panie, ale nie równać się jej z wojewodziną. Zresztą sam panie niedługo się o tym przekonasz.
Po tych słowach Lasota oddalił się, gdyż Diana straciła humor i jechała wyraźnie obrażona. Dworzanin zaś podjechał do Bekwarka rozmawiającego z Jerzyczkiem.
-Dobrze Lasota, że jesteś. Mów o co cię pytał nasz miłościwy pan? Czy może dowiadywał się, czy ta jego nierządnica Diana nadal jest piękna?
-Jakobyś był przy tym Bekwarek, jakobyś był! – odparł mu wesoło Lasota.
-Nic mnie nie zadziwia bardziej, niż ta obojętność naszego króla – ubolewał lutnista. – Niczym się w istocie nie zajmuje, tylko pogrążył się całkowicie w ucztach, tańcach i maskaradach. A co najgorsze, to oddał się do reszty tej rozpustnej Włoszce… – Bekwarek nie dokończył jednak swej wypowiedzi, gdyż usłyszał głos król.
-Ejże! Do mnie jeden! – wrzasnął August i wtedy Lasota ponownie pojechał do przodu.
-Słucham cię, panie.
-Nudzić się zaczynam – oznajmił Jagiellon, którego opuścił dobry humor.
-Zatem złe towarzystwo, panie.
-Zamilcz! – nakazał August widząc znowu urażoną minę Diany. – Lepiej będzie jak nam opowiesz coś wesołego.
-Nie wiem, czy to wesołe, ale opowiem. – Tu spojrzał przelotnie na Dianę, która natychmiast odwróciła od niego głowę. – Kupcy gdańscy – zaczął Lasota – płynąc do Szwecji trafili na burzę na morzu. A, że okrętowi groziło zatonięcie, na rozkaz kapra zaczęto wyrzucać do morza najcięższe towary. Wtedy to jeden z kupców złapał żonę i wyrzucił ją za burtę. „Cóż waszmość uczyniłeś?” zapytali go marynarze. A kupiec odrzekł: „Pozbyłem się największego ciężaru mego żywota”. – Rozbawiony tym August od razu spostrzegł, że Dianie opowieść się nie spodobała. Skinął więc ręką, aby Lasota zostawił ich samych. Ten zaś spełnił wolę króla i dołączył do Bekwarka i Jerzyczka. W końcu jadący na samym przodzie orszaku jeździec krzyknął do jadących za nim osób.
-Widać Grodno! Zamek widać!
-Wreszcie! – ucieszył się Lasota i ruszył do przodu, aby ujrzeć rysujące się w oddali mury Grodna. Podróż królewskiego orszaku dobiegała końca.