I

Ruszyli. Cały potężny orszak zgromadzony w katedrze wawelskiej oraz tłumy tych, którzy nie zdołali się do niej zmieścić, krzyczeli, ile tylko mieli sił. Wiwatowano ciągle na cześć pary młodej, Elżbiety i Augusta. Najczęściej słychać było okrzyk „Vivat obojga królestwo! Vivat!”. Wreszcie w szerokich drzwiach katedry pojawiła się młoda para, która powolnym, majestatycznym krokiem kierowała się do komnat wawelskich. Przed nimi dumnie maszerował podskarbi wielki koronny Jan Spytek Tarnowski, który nadzwyczaj hojnie rozrzucał na prawo i lewo pieniądze. Królowa Elżbieta przyodziana w białą, haftowaną złotem suknię, szła nieśmiało obok swego małżonka, który pewnie podtrzymywał jej drżącą dłoń. Młody Jagiellon szedł swobodnie i zdecydowanie, był wszak u siebie, a uroczystości koronacyjne przeżył już w dzieciństwie. Za nimi niesiono na krześle Zygmunta Starego, który niedomagał jeszcze po dopiero co przebytej chorobie. Był jednak niezwykle pogodny i szczęśliwy, że doczekał ślubu swego następcy. Teraz pragnął już tylko ujrzeć wnuka. Dopiero za nim szła królowa Bona z dumnie podniesioną głową, chociaż wyjątkowo niezadowolona, czego nawet nie starała się ukryć.

Tłum wciąż wiwatował. Kierujący się na dziedziniec August co jakiś czas uśmiechał się do swej małżonki, która odwzajemniała mu się nieśmiało. Odświętnie ubrane tłumy dworzan, a przede wszystkim licznych gości, podążały za parą młodą, tłocząc się i przepychając na miejsce przygotowanego wesela. Tymczasem obok katedry doszło do sporych zamieszek, gdyż znaczny tłum biedoty ostro kłócił się o pieniądze rozrzucane przez podskarbiego. Ponieważ pieniądze rozrzucano hojnie, to i było o co się bić. Całe to zamieszanie nie mogło jednak zakłócić uroczystości weselnych, gdyż orszak królewski był już na wawelskim dziedzińcu.

Królowa Bona idąc obok kanclerza Tomasza Sobockiego postanowiła raz jeszcze wyznać mu, co myśli o tym związku.

-Czyniłam co mogłam, aby nie dopuścić do tego małżeństwa, tylko że przegrałam.

-Dodam tylko najjaśniejsza pani, że większość panów senatorów, jako i nasz miłościwy król, wielce są zadowoleni z wybranki. – Nie dokończył jednak, gdyż Bona od razu zareagowała.

-Wystarczy, że ja nie jest zadowolona, kanclerzu – rzekła ze złością. – I to powiem, że nie tylko ja będę żałowała, że mój syn poślubił córkę tego arcyszachraja.

-Co wasza królewska mość ma na myśli? – zapytał nieco zaniepokojony zamysłami Bony. Lecz ona chcąc zaniechać dalszej rozmowy na temat, spojrzała na niebo.

-Jeszcze przed koronacją królowało słońce.

-Obawiam się pani, że już dziś nie zaświeci.

-Mniemam, że przynajmniej nie zmokniemy – zażartowała Bona i złowrogo spojrzała na idącą z przodu synową.

Tymczasem młoda para weszła na długi, bordowy chodnik, który rozciągnięto od wejścia na dziedziniec, aż do krużganków wawelskich. Wtedy to królowa Elżbieta odważyła się wreszcie przemówić do męża.

-Pięknie dziś panie wyglądacie – wyszeptała nieśmiało. Na te słowa ubrany w ciemnoniebieskie szaty August odrzekł jej pośpiesznie.

-Wy pani też – po czym dodał – nadzwyczaj pięknie dziś wyglądacie – i uśmiechnął się do niej. W głębi zaś serca spojrzał z politowaniem na tę wystraszoną Habsburżankę. W chwilę później był już myślami na ulicy Floriańskiej, gdzie zazwyczaj odwiedzał swą nałożnicę, Dianę di Cordona. Właśnie dostrzegł ją stojącą w bocznych krużgankach i patrzącą z zawiścią na Elżbietę. Wzrok Diany skrzyżował się teraz ze spojrzeniem młodego króla, który serdecznie się do niej uśmiechnął.

Po wejściu na krużganki August zatrzymał się i spojrzał na tłumy wypełniające dziedziniec. Było barwnie i bogato. Po chwili wskazał ręką Elżbiecie krużganki, pokazując niejako drogę i poprowadził ją wzdłuż komnat wawelskich. Tłumy cały czas wiwatowały, chociaż już nieco rzadziej i znacznie ciszej. Szli wzdłuż kolumn, wprost do centralnych drzwi tej kondygnacji Wawelu. Niebo od krótkiego czasu było bardzo zachmurzone. Wnet nad wawelskim wzgórzem z całej siły uderzył piorun, aż zadrżał cały budynek, a ludzie zamarli z przerażenia. Wszyscy jak na zawołanie spojrzeli na zachmurzone niebo, które ostrzegało przed deszczem. Jeden August nie zatrzymał się, tylko spokojnie zniknął za drzwiami prowadzącymi na miejsce wesela. Cały orszak gości podążył za parą młodą, gdzie bogato zastawione stoły czekały już od dawna. Na wawelskim dziedzińcu pozostało jedynie pospólstwo, które teraz w pośpiechu chowało się przed padającym coraz bardziej deszczem.

Wśród niektórych dworzan dały się słyszeć złowrogie przepowiednie, że to zły znak, po czym spoglądano w niebo, jakby było tam zapisane, jak potoczą się losy młodej pary.

***

Upłynęło kilka godzin od ceremonii ślubu i koronacji Elżbiety. Goście bawili się na całego, a i stary król wprost promieniał. Nawet królowa Bona pomimo niechęci do synowej cieszyła się z wesela swego ukochanego syna. Ten zaś będąc jej niezwykle posłuszny i uległy, cały czas oddawał swej matce honory.

Po strasznej burzy, która przetoczyła się nad zamkiem, niebo wypogodziło się i zewsząd czuć było zapach kwitnących drzew. Wszak był początek maja. Zabawa trwała także pod murami zamku, gdzie tłumy miejscowej biedoty weseliły się na przygotowanej dla nich skromnej uczcie. Na dziedzińcu zamkowym starano się zachować umiar. Wstrzemięźliwi i pobożni delegaci Wiednia starali się kontrolować i pić przyzwoicie, chociaż przy takiej okazji większość z nich dawała sobie dyspensę. Tym bardziej, że i legat papieski nie stronił od wina, a że głowę miał tęgą, nie musiał obawiać się, że uczyni coś niewłaściwego dla swojej pozycji. Wśród znamienitych gości znajdował się jeszcze książę pruski Albrecht Hohenzollern oraz książęta piastowscy ze Śląska. Wszyscy oni bawili się przednio. W końcu uczestnicy biesiady weselnej poczuli zmęczenie, a przy tym wiedzieli, że kolejne uroczystości zaczną się ponownie od południa następnego dnia. Co pewien czas ucztę opuszczał ktoś z biesiadującego towarzystwa. Najpierw zniknęła królowa Elżbieta, a po niedługim czasie również August. Po chwili był on w swojej komnacie i uroczyście szykował się do nocy poślubnej. Wówczas to, zgodnie ze zwyczajem małżeństwo winno być skonsumowane.

-Wasza królewska mość, oto koszula – rzekł pokojowiec Jerzyczek i podał ją Augustowi.

-Pamiętajcie panie, że ta koszula jest poświęcona przez samego legata papieskiego – wtrącił żartobliwie dworzanin królewski Stanisław Lasota. Król założywszy ją na siebie, odparł mu.

-No i co z tego, Lasota.

-Nic, panie – uśmiechnął się sam do siebie. August zaś będący w nienajlepszym nastroju spojrzał na niego złowrogo.

-I z czego się tak głupio śmiejesz?

-Bo wasza królewska mość tak się zachowuje, jakoby pierwszy raz szedł do łożnicy – rzekł nieco zbity z tropu Lasota. August tylko drwiąco się uśmiechnął i zakpił ze sługi.

-A może ty mnie zastąpisz? Taki świętoszek jesteś, jako i moja małżonka.

-Ależ panie! – oburzył się dworzanin i zaraz dodał. – Dodam tylko, że królowa Elżbieta wielce się wszystkim spodobała.

-Spodobała się, powiadasz – i drwiąco dodał – szkoda tylko, że nie mnie. No i mojej pani matce.

Po tej wymianie słów w komnacie zapanowała chwilowa cisza i tylko z dala dobiegały jeszcze okrzyki bawiących się gości.

-Jeszcze wiwatują. Poszliby już na miły Bóg spać! – zdenerwował się młody król.

-Nie ma co się dziwić. Toż równe dwadzieścia pięć lat nie było ślubu i wesela na Wawelu – zauważył niepewnie Lasota.

-No i jak, panie? – zapytał Jerzyczek stając przed Augustem z niewielkim lustrem.

-To ja się ciebie pytam – rzekł poirytowany król.

-Wielce pięknie! – zachwycał się Jerzyczek, gdy po chwili wtrącił się znowu Lasota.

-Tylko wam panie przypiąć skrzydełka i wyglądacie jako anioł – i obaj z Jerzyczkiem roześmiali się.

-Wy lepiej uważajcie, żebyście w chórze anielskim nie śpiewali – pogroził im August i już miał wychodzić, gdy przypomniał sobie o jednej ważnej rzeczy.

-Byłeś u pani Diany? – zwrócił się do Lasoty.

-Tak panie, byłem.

-Przekazałeś jej, że chcę się z nią jutro spotkać?

-Przekazałem, ale ona mi oznajmiła, że nie może tego uczynić.

-A czemuż to? – zdziwił się August.

-Może ją brzuch boli po dzisiejszym weselu – zażartował znowu Lasota, ale szybko pojął, że tym razem przesadził.

-Oddaj tego dukata, coś go dostał za posługę – rozkazał August.

-Wasza królewska mość, ale przecież ja tylko żartowałem – odparł skruszony Lasota – żeby was panie rozweselić.

-Tylko, że ja nie żartuję.

-Panie, ledwie co go dostałem – rzekł z żalem i oddał dukata królowi, który rzucił go Jerzyczkowi.

-Dziękuję wam panie, dziękuję – rzekł uradowany pokojowiec.

-Mów Lasota, co powiedziała pani Diana?

-Jakom rzekł, oznajmiła mi, że nie może się z wami panie jutro spotkać.

-Znowu kpisz? – i spojrzał ze złością na posmutniałego Lasotę.

-Jakżebym śmiał, panie. Powiedziała, że zabroniła jej tego matka waszej królewskiej mości.

-Co takiego? – wtrącił zaskoczony August.

-To przez waszą panie małżonkę, królową Elżbietę. Królowa Bona oznajmiła pani Dianie, że w tych dniach odwiedziny nie mogą mieć miejsca, jako, że co by na to powiedzieli posłowie waszego teścia, króla Ferdynanda.

-Król Ferdynand niech się cieszy, że mu wziąłem jego córuchnę za żonę – rzekł z pogardą młody małżonek.

-Pozwolicie panie, że powiem panegiryk na cześć waszego ożenku, który to ma być jutro ogłoszony? – zaproponował Lasota, który dopiero teraz przypomniał sobie o tym.

-To mów, bom wielce ciekaw. – Po tych słowach Lasota wczuwając się w rolę aktora, zaczął deklamować.

-Auguście! Oto rzymska królowa się zbliża
Wyjdź na jej spotkanie, bo ta dziewica hoża
Godna być uczestniczką twego królewskiego łoża.

-Tylko tyle? – zdziwił się August.

-Więcej nie zapamiętałem.

-No dobrze, możecie już iść na spoczynek. Nie będziecie mi już dziś potrzebni.

-Na pewno panie nie będziemy potrzebni? – zażartował tym razem Jerzyczek. August zaś pojmując jego intencje, zaraz mu rozkazał.

-Oddaj dukata!

-Czemuż to, panie? – i spojrzał błagalnie na młodego króla.

-Już ty wiesz szyderco jeden, dawaj! – i tamten oddał to, co niedawno dostał. Po chwili moneta ponownie powędrowała do Lasoty, który skłonił się w pas.

-Dzięki, o dzięki ci panie.

-Nie błaznuj. Poszli precz!

Chwilę później August szedł dumnie do sypialni, gdzie oczekiwała go już jego małżonka. Zupełnie niezorientowana w tych sprawach Elżbieta, pospiesznie przerzucała kartki z gorszącymi obrazkami, które pokazywały, jak należy zachowywać się w czasie nocy poślubnej. Elżbieta zaszokowana rycinami, jakich w życiu nie widziała, nie zauważyła nawet kiedy August wszedł do komnaty. On zaś widząc, że zaabsorbowana żona gorączkowo przewraca kartki w oprawionej w złote okładki książeczce, zbliżył się do niej cichutko i przez chwilę przyglądał się jej zachowaniu, po czym z uśmiechem dotknął jej ramion.

-Aaaa! – krzyknęła krótko Elżbieta i jak oparzona odskoczyła w bok. Opanowała się jednak i po chwili spokojnie przemówiła. – Aa, jesteście już panie.

-Najadłem się już i napiłem do woli, to przyszła pora, by cię pani odszukać.

-Czekałam i … – i zamilkła.

-Cóż tak pani zawzięcie czytacie? – zapytał Jagiellon widząc jak Elżbieta stara się ukryć za sobą ową bezwstydną książeczkę. – No, nie chowajcie. Zapewne macie tam pani Biblię? – szydził August. – Dajcie, to razem będziemy czytać.

-Nie, nie! – rzekła niepewnie.

-Boicie się mnie pani?

-Nie – odparła zawstydzona.

-Rumienicie się pani – nie dawał za wygraną August i uśmiechając się obłudnie dodał. – No, dajcie mi tę książeczkę. – Czerwona na twarzy Elżbieta spełniła jego wolę i natychmiast spuściła głowę na dół. August zaś nie bacząc na jej onieśmielenie, z właściwą sobie ironią odczytał tytuł dzieła. – „Rady pożyteczne dla księżniczek, jak się w noc poślubną zachowywać.” Jakież to rady. Wielce jestem ciekaw – i zaczął przeglądać strony książeczki. Elżbieta natomiast z przerażeniem spoglądała na swojego małżonka. – Też nie macie pani co oglądać – rzekł drwiąco po przejrzeniu całej książeczki. – Cóż to. Nic nie rzekniecie?

-Ja to dopiero dostałam – odparła drżącym głosem.

-A ja się pytam. Nie widziałaś pani nigdy nagiego mężczyzny?

-Raz widziałam – zaczęła nieśmiało – ale jak opowiedziałam o tym spowiednikowi, to za karę musiałam trzy dni pościć.

-Biedne dziecko – użalił się nad nią August. – Jutro pani nie będziesz musiała pościć. – Po tych słowach młodego króla Elżbieta spróbowała przełamać nieśmiałość, ale wciąż była zmieszana.

-A wy panie, widzieliście nagą niewiastę?

-Pytacie pani o rzeczy niemożliwe. – Odparł bez namysłu August, ale widząc, że Elżbieta znów wstydliwie spuściła głowę, szybko dodał. – To było dawno – a dawno u młodego Jagiellona znaczyło trzy dni temu. – Ale za to dzisiaj zobaczę i napatrzę się do woli. – Tu dotknął jej ramion osłoniętych delikatnie haftowaną koszulą i spojrzał jej głęboko w oczy, które Elżbieta natychmiast zamknęła. – Nie zamykajcie oczu, bo znowu nic nie zobaczycie – oznajmił August, a po chwili zaproponował – Napijcie się pani wina, to i większej ochotki nabierzecie – i po tej zachęcie nalał w puchar węgierskiego tokaju. – Wasze pani zdrowie! – i wychylił do połowy. – Teraz wy pani.

-Ja nigdy… – rzekła znów zakłopotana.

-Kiedyś trzeba spróbować. Zaufaj mi pani. – Po tych słowach Elżbieta przechyliła puchar i wypiła nieco. Zaraz jednak zakrztusiła się i zaczerwieniła się na twarzy.

-I co, lepiej ci pani? – pytał nieco rozbawiony August.

-Lepiej – i zaraz dodała. – Miłuję cię panie.

-Już mnie pani miłujesz? – zapytał zdziwiony.

-Tak.

-Dziwne, że tak szybko przyszło ci pani to miłowanie, bo ja jeszcze nigdy nikogo nie miłowałem. – Po chwili zaś zapytał – A wiesz pani, o co w tym miłowaniu chodzi?

-Nie wiem, panie.

-Ja też nie wiem. Zatem lepiej tego nie mówić?

-Tak mi kazali – odparła szczerze.

-To nie powtarzajcie tego pani. Taka jest moja wola. – Po czym uśmiechnął się do niej tajemniczo i oznajmił. – Czas was pani wreszcie zobaczyć – i po chwili zaczął ją obejmować. Wokół panowała zaś cisza i tylko z dala dochodziły nieliczne już głosy wiwatujących gości, którzy z trudem udawali się na spoczynek.