„Paw”. Od tego utworu zaczęła się moja miłość do Dżemu.

Nigdy nie zrozumiem, dlaczego z pierwszego singla na legendarną „Cegłę” załapało się równie legendarne „Whisky”, a dla „Pawia” miejsca zabrakło. Zresztą nie jest to wyjątek: „Mała aleja róż”, „Skazany na bluesa” czy „Dzień, w którym pękło niebo” również ukazały się pierwotnie wyłącznie na 7-calowych nośnikach.

Każda z wydanych oficjalnie wersji Pawia ma w sobie coś co czyni ją wyjątkową, dlatego pozwolę sobie przywołać moje ulubione:

1. Studyjna ze względu na brak Jerzego Styczyńskiego, który w okresie nagrywania singla Paw/Whisky chwilowo był poza zespołem. W zamian mamy Aposolisa Anthimosa, którego SBB w tamtym czasie zawiesiło działalność oraz Andrzeja Urnego, który wkrótce dołączył do grupy Krzak, a następnie został zaangażowany przez Zbigniewa Hołdysa do Perfectu. Wokal Riedla też nigdy już nie brzmiał jak podczas tej sesji.

2. Koncertowa z „Lunatyków”: na perkusji Marek Kapłon najlepiej znany z TSA. Z tego co podają źródła, do końca nie było wiadomo czy Riedel w ogóle pojawi się w krakowskim teatrze STU. A jak już się zjawił, to w stanie nie do końca wypoczętym, co słychać na nagraniu.

3. Z najlepszej koncertówki „Wehikuł czasu Spodek ‘92”, gdzie na perkusji grał Jerzy Piotrowski, który w swoim stylu nadał nagraniu niesamowitą dynamikę. Riedel w formie życiowej.

4. Akustyczna: tym razem na perkusji Zbigniew Szczerbiński. Ostatnia sesja z Riedlem.

5. Wersje symfoniczne rockowych klasyków nierzadko są naciągane, tworzone bez pomysłu, jakby na kolanie. Na 30-ste urodziny Dżem przygotował prawdziwą perełkę. Na wokalu Maciej Balcar.