Mam na myśli drużynę, której poświęciłem całkiem spory fragment swojego życia. Pierwszy raz na meczach zacząłem pojawiać się w sezonie 1999/2000 jako zaledwie 11-letni brzdąc. Był to sezon, w którym Orlęta – grając jeszcze na rozpadającym się stadionie z minionej epoki – awansowały do IV ligi lubelskiej. Zainteresowanie szybko przerodziło się w pasję.

Już dwa lata później, wraz z ojcem, zacząłem gościć również na meczach wyjazdowych. Z tamtych czasów dobrze pamiętam zwłaszcza sezon 2002/03, gdy Orlęta do końca walczyły o awans do III ligi, lecz o sukcesie Tomasovii Tomaszów Lubelski przesądziła nasza porażka na obiekcie Legionu Tomaszowice – w miejscu, gdzie za trybunę służył podest niczym dla chóru kościelnego, chorągiewkę w narożniku dzieliło od ruchliwej szosy może półtora metra, wymiary boiska wynosiły maksymalnie 90 na 50 metrów, a podczas meczu zawsze brakowało piłek, które co chwila lądowały w pobliskim stawie. To były wesołe czasy!

zdj.: M. Piasko

Nowy rozdział w mojej przygodzie z Orlętami rozpoczął się około 2005 roku, gdy zostałem redaktorem portalu Lubelska Piłka i zacząłem hobbystycznie opisywać mecze Orląt. Dwa lata później, już jako student, zmieniłem „barwy” na rzecz oficjalnej strony naszego klubu. Wraz z Mirkiem Piasko i innymi osobami zaangażowanymi w życie Orląt przemierzyliśmy tysiące kilometrów i przeprowadziliśmy setki relacji na żywo. Nie będzie przesadzona ocena, że tworzyliśmy wówczas chyba najlepszą klubową stronę internetową na wschód od Wisły. Z każdego meczu, czy u siebie, czy na wyjeździe, mieliśmy relację live, obszerny opis, a także własną galerię i skrót wideo. W tamtych czasach, gdy nie było jeszcze transmisji na żywo i mediów społecznościowych, wyznaczaliśmy standardy. Wspaniała przygoda i wspomnienia, które pozostaną na zawsze.

Początkowo jeździliśmy na mecze klubowym autokarem, a później samochodami osobowymi wspólnie z kibicami. Nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć o panu Józefie Siuciaku – niestety nieżyjącym już, wówczas ponad 80-letnim emerytowanym nauczycielu, który dzielnie towarzyszył nam nawet w tak odległych miejscach, jak Nowy Sącz czy Brzesko. Pan Józef wzbudzał taki podziw, że niekiedy mógł liczyć nawet na powitania ze spikerki lub upominki na stadionach rywali.

2012, zdj.: M. Piasko

Przygodę ze stroną internetową i wyjazdami na mecze zakończyłem w 2014 roku. Był to moment, gdy obowiązki zawodowe nie pozwoliły mi na kontynuowanie działalności związanej z Orlętami. Wówczas uznałem, że powroty do domu w niedzielę o północy i niemal natychmiastowe obieranie kursu na Warszawę to coś, czego – mimo szczerych chęci – nie da się w dłuższej perspektywie utrzymać.
Obecnie pojawiam się na meczach w Radzyniu ledwie raz, dwa razy w sezonie, a niekiedy nawet ani razu. Życie, praca, inne zajęcia… Dzień meczu to jednak dla mnie wciąż czerwona kartka w kalendarzu. Gdy tylko mam możliwość, oglądam transmisję i kibicuję. Sentyment pozostał!

zdj.: Inspiracja Studio, 26.05. 2012, KS Zaczernie – Orlęta (0-1)

Najmilsze wspomnienie związane z „biało-zielonymi” to cały sezon 2006/07 – pierwszy po awansie do bardzo mocnej wówczas III ligi, w której grały wówczas m.in. Motor Lublin, Stal Rzeszów, Hutnik Kraków, Sandecja Nowy Sącz czy Hetman Zamość. Jako absolutny nowicjusz zajęliśmy wówczas w tym towarzystwie czwarte miejsce. W pewnym momencie w rundzie wiosennej „groziły” nam nawet baraże o zaplecze ekstraklasy, lecz po porażce z Górnikiem Wieliczka Orlętom pozostała tylko (i aż) walka o podium. Właśnie w tamtym sezonie nasza drużyna rozegrała najlepsze, w mojej ocenie, mecze w historii. Mam na myśli m.in. zwycięstwo w Kielcach z rezerwami Korony, naszpikowanymi zawodnikami z ekstraklasy, dwie wygrane z Motorem Lublin (te bramki Pawła Pliszki przy Warszawskiej!), czy domowe zwycięstwa ze Stalą Rzeszów i Hutnikiem. Nie mam wątpliwości, że były to najwyższe loty Orląt w ciągu całego minionego stulecia.

Jedenastka wszechczasów:

Takiego składu z pewnością nie wybrałby żaden trener, ponieważ nie wszyscy zawodnicy mogliby zagrać dokładnie na tych pozycjach, ale… nie to jest dziś najważniejsze. Pewnych graczy po prostu nie mogłem tutaj pominąć.

Krzysztof Stężała – Patryk Szymala, Damian Pietroń, Mariusz Klajda, Grzegorz Krystosiak – Tomasz Brzyski, Paweł Pliszka, Krystian Wójcik, Marek Piotrowicz – Marcin Chyła, Damian Panek

Z okazji stulecia życzę Orlętom przede wszystkim stabilizacji organizacyjnej i finansowej. Wszyscy dobrze wiemy, w jakim położeniu znajduje się obecnie drużyna seniorów, która gra w IV lidze. Życzę, żeby nowe władze miasta spojrzały bardziej przychylnym okiem na klub prowadzący grupy szkoleniowe dla kilkuset dzieciaków i przez lata stanowiący fajną promocję Radzynia na obszarze równym ¼ kraju. Orlęta warto wspierać, warto je dostrzegać. Gdy tak się stanie, to jestem przekonany, że pobyt w IV lidze będzie wyłącznie epizodem.