Cóż za niezwykła muzyka i niezwykłe spotkanie! Cole Porter pisał utwory bez wątpienia piękne, pełne uroku a przy okazji przebojowe. Warto jednak pamiętać, że tworzył w czasach kiedy przeboje były nie tylko chwytliwe, ale też miały duży ładunek artyzmu. Innymi słowy, daleko im do tandety muzyki uznawanej za przebojową w ostatnich 20-30 latach.
Co więcej, towarzyszyły im piękne, przemyślane i zręcznie napisane teksty, równie dalekie od płycizny współczesnych przebojów. Może to zbyt górnolotne stwierdzenie, ale wystarczy posłuchać tych piosenek i wszystko stanie się jasne.
Większość utworów na tej płycie (na dwóch, tak naprawdę) to muzyka wykorzystana w musicalach na Broadwayu lub wczesnym kinie (powstały oryginalnie w latach 40. i 50.).
Ella nagrała je w 1956 roku, kiedy były już klasykami. Jej głos o niesamowitej rozpiętości, jej wyczucie tempa i ogólne poczucie estetyki w muzyce uczynił z piosenek Cola Portera zachwycający soundtrack do czasów minionych, do czasów, kiedy piękno było w cenie a czas nie był luksusem.
Pomyślałem, że warto wskazać na tę muzykę w okresie przedświątecznym. Kolędy grane w supermarketach i innych miejscach (na nie przyjdzie jeszcze czas! dajmy im zabłysnąć w pełni w Święta), ich nadmiar i natarczywość, ogólny przedświąteczny pęd, i całe to zakupowe wariactwo… może warto odpuścić trochę, podarować sobie kilka chwil spokoju, spędzić trochę czasu z kimś bliskim, z piękną i nienatarczywą muzyką w tle?
Ta muzyka jest też niezwykle uniwersalna, sprawdzi się doskonale w różnych okolicznościach. A przy okazji, jeśli ktoś myśli, że „jazz jest nie dla mnie”, to te płyty zmienią wiele, choć jazz to przecież nie jest, a przynajmniej nie w swej najczystszej postaci.
Zachęcam do sprawienia sobie prezentu w postaci czy to albumu z płytami winylowymi, czy też CD. Obcowanie z taką muzyką, szczególnie kiedy mamy fizyczny nośnik, nabiera dodatkowej wartości. Niemniej, znajdziecie tę muzykę bez problemu na wszystkich platformach streamingowych oraz na YouTube: