Kiedy robi się jesień już nie chodzimy na spacery. Cały czas siedzimy w przedszkolu, ale i tak jest bardzo wesoło. Za oknem pada deszcz i wieje wiatr, a my się super bawimy. Najczęściej w króla ciszy, bo to ulubiona zabawa pani Tereski. Królem ciszy jest to dziecko, które długo potrafi cicho usiedzieć. Ja jeszcze nigdy nie wygrałem. Ani Ziemek, bo on zawsze robi KO KO KO KO! I wtedy strasznie chichoczemy, aż się czasem ze śmiechu przewracamy na dywan. A Weronika wygrała już chyba sto razy. Gdyby była zabawa w króla głośności to bym pewnie wygrał miliard miliardów razy. Albo Ziemek. On przy obiedzie czasem wstaje i trąbi TRURURURU! TRUTUTUTU! Tak na niby, bo nie ma trąbki. To jest bardzo śmieszne. Aż nie możemy już jeść od tego chichotania. I wtedy pani Tereska sadza Ziemka przy innym stoliku. A najśmieszniej jest na angielskim. Pani wymyśla takie słowa, że nie mogę wytrzymać. I śpiewamy śmieszniuchowe piosenki. O blołje łyc ower dze osin o blołje łyc ower dze si, o blołje łyc ower dze osin o blołje łyc ower dze si, brimbek brimbek maj pony tumi, o brimbek brimbek brimbek maj pony tumi tumi.

Ale w przedszkolu zdarzają się też smutne chwile. Kiedyś to mnie brzuch bolał i pani spytała czy chce kupkę. A ja powiedziałem: nie, dziękuję.