Rozdział XXV. Mijała rocznica bitwy pod Maciejowicami, którą Michał spędził w swojej celi w Twierdzy Pietropawłowskiej.

Osławione carskie więzienie stało się dla niego miejscem przeklętym, w którym przebywał już prawie rok i zaczynał powątpiewać czy jeszcze z niego wyjdzie. Ciężkie warunki kaźni i ciągła samotność sprawiały, że zaczął myśleć o popełnieniu samobójstwa, ale bał się targnąć na swoje życie ze względów religijnych. Rozmyślając o swoim życiu przywoływał różne wydarzenia, chociaż coraz częściej dominowały te smutne lub wręcz tragiczne. W końcu dopadła go wysoka gorączka, z którą walczył przez kilka dni, ale jego młody organizm szczęśliwie dał sobie radę z tą dolegliwością. W głowie więźnia zaczęła dominować myśl, że dalsza walka o życie nie ma sensu. Jednej nocy miał niezwykle straszny sen, który przez kilka kolejnych nocy się powtarzał. Zastanawiał się więc, co może on znaczyć i co zapowiada? Wtedy też uznał, że musiało stać się coś niedobrego z jego biedną ojczyzną. Śnił mu się bowiem duży cmentarz, ale na znajdujących się tam grobach nie było krzyży. Szedł wiec przerażony i bał się, że zaraz zobaczy coś strasznego. W pewnym momencie dostrzegł wykopany dół i zastanawiał się, kto będzie w nim pochowany. Po krótkiej chwili usłyszał straszny wrzask, który przypominał odgłos wydawany przez jakiegoś ptaka. Gdy spojrzał do góry dostrzegł białego orła, który był atakowany przez trzy inne, czarne orły. Od razu skojarzył, że biały ptak jest polskim orłem, którego zaatakowały czarne orły z Rosji, Prus i Austrii. Broniący się rozpaczliwie biały orzeł stracił siły i upadł na ziemię opodal wykopanego dołu. Wtedy też trzy czarne orły zaczęły go dalej atakować i spychać do dołu. Po krótkiej desperackiej obronie biały orzeł został zepchnięty do dołu, a czarne orły rozkopywały ziemię i zasypywały wrzeszczącego polskiego orła.

-Nieee. Nieee – wrzasnął Michał i w tym samym momencie się obudził. Następnie usiadł na łóżku i spojrzał w okno, które było zasypywane przez padający śnieg. Wtedy też przypomniała mu się sytuacja, gdy zabrał na kulig Azeję i tulił ją do siebie jadąc przez ośnieżony las. Zaczął się więc uśmiechać i wpatrywać w okienko, jakby chciał w nim dostrzec swoją ukochaną. W pewnym momencie usłyszał skrzypienie otwieranych drzwi, w których pojawił się dobrze znany mu strażnik więzienny.

-Idiom. Kosakoski! – rozkazał Rosjanin i Michał powoli powstał z łóżka. Gdy znalazł się na korytarzu, drugi strażnik uśmiechnął się do niego, ukazując swoje przerzedzone i zniszczone zęby. Następnie strażnik odwrócił się i razem z kolegą prowadził więźnia do schodów. Ten zastanawiał się, gdzie jest prowadzony, gdyż znalazł się w miejscu, którego nigdy nie widział. W końcu dotarli do dużych drewnianych drzwi, nad którymi wisiał dwugłowy czarny orzeł carski. Następnie strażnik otworzył drzwi i machnął ręką do Michała, który zrozumiał, że ma wejść do środka. Tam zaś stanął przed nim komendant więzienia, który uśmiechnął się do niego ironicznie.

-Oj, Kosakoski, Kosakoski! – Po tych słowach komendant wyszedł z pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi. Wtedy też Michał dostrzegł przy stole dobrze znaną mu postać.

-Pamiętasz ty mnie, panie Kossakowski? – przemówił po polsku Rosjanin.

-Pamiętam cię panie ambasadorze – odrzekł więzień, będąc zaskoczony widokiem Bułhakowa.

-Niedawno dowidziałem się, że w tej twierdzy oprócz obu naczelników buntowników przesiaduje też kasztelanic inflancki i uznałem, że się przypomnę. Siadaj panie kasztelanicu i poczęstuj się kiełbasą, jako że pewnie dawno nie jadłeś kiełbasy?

-Ostatnio jadłem pod Maciejowicami – przyznał Michał i urwawszy kawał kiełbasy zaczął ją szybko zjadać.

-Napijesz się kasztelanicu ze mną francuskiego wina? – i po tym pytaniu były ambasador carski postawił butelkę wina oraz dwa szklane kielichy.

-Myślałem, że w Rosji już nie pije się francuskiego wina – zadrwił Michał – bo przecież to rewolucyjne wino!

-Zawsze miałeś kasztelanicu ostry język. To prawda, że wydalono z Rosji większość Francuzów, ale francuskie wino nadal pije się na carskim dworze.

-Nie będę pił za zdrowie carycy.

-Nie musisz kasztelanicu, bo i ja nie będę pił za zdrowie imperatorowej – przyznał Bułhakow.

-Zaskoczyłeś mnie ambasadorze – rzekł z uśmiechem Michał.

-Służyłem wiernie najjaśniejszej imperatorowej i starałem się ze wszystkich sił, a ona mnie odwołała i przysłała na moje miejsce Niemca.

-To cię boli, waszmość.

-Na carskim dworze jest za dużo Niemców, ale gdy władzę obejmie najjaśniejszy carewicz Paweł, to wszystko się zmieni. Napij się kasztelanicu za swoja ojczyznę, a ja napiję się za matuszkę Rosję – i po tych słowach napełnił kielichy winem.

-Skoro tak, to mogę się napić – oznajmił Michał i jednym duszkiem wypił wino.

-Nie wiem, czy wiesz kasztelanicu, ale twojej Rzeczypospolitej już nie ma. Nie ma jej na mapie Europy.

-Jak to nie ma Rzeczypospolitej? – wrzasnął Michał i uderzył ręką w stół.

-Miesiąc temu Prusy, Austria i Rosja podpisały traktat rozbiorowy. Już nie ma Rzeczypospolitej.

-Jak to nie ma? Nawet Warszawa i Wilno nam nie zostało?

-Nic już nie zostało z Rzeczypospolitej. Warszawę dostał król pruski, a Wilno jest już nasze, rosyjskie.

-To pewnie i Austria coś dostała?

-Austria dostała Kraków, chociaż król pruski, durak jeden nie chciał go oddać i groził nam wojną, ale w końcu zmądrzał i ustąpił. Napijesz się jeszcze, panie kasztelanicu?

-Mam pić za upadek mojej ojczyzny. Wolałbym tu zdechnąć.

-Pewnie mi nie uwierzysz kasztelanicu, ale mnie też szkoda Rzeczypospolitej.

-Nie drwij z takich rzeczy ambasadorze! – skarcił go Michał.

-Nie drwię, kasztelanicu. Ja polubiłem tę waszą Polskę. Polubiłem już w młodości, gdy przez kilka lat byłem sekretarzem w carskiej ambasadzie w Warszawie. A później, gdy przez dwa lata byłem u was ambasadorem, to jeszcze bardziej polubiłem waszą biedną Polskę.

-Tak bardzo ją polubiłeś waszmość, że najpierw chciałeś obalić konstytucję, a później wprowadziłeś Targowicę! – zdenerwował się Michał.

-Myślałem, że Targowica was uratuje.

-Ale nas nie uratowała.

-Po Targowicy nie chciałem drugiego rozbioru i nawet pisałem do najjaśniejszej imperatorowej, żeby niczego nie dawała Prusom, co najwyżej Gdańsk.

-Możesz nalać waszmość. Cóż mi pozostaje, jak tylko napić się na tej stypie – rzekł załamany Michał, a wtedy Bułhakow napełnił szybko kielichy i dodał.

-Gdyby w Rzeczypospolitej nie rządzili zaprzańcy, którzy za marne pieniądze wysługują się sąsiadom, to wasza Rzeczpospolita nigdy by nie upadła. Nic mnie tak nie brzydziło, gdy byłem ambasadorem w Warszawie, jak ta uniżoność waszych magnatów. Cóż to za ministrowie, którzy zamiast służyć własnej ojczyźnie wysługują się innym władcom. U nas w Rosji zdarza się, że obalają cara, ale nikomu by do głowy nie przyszło, żeby wysługiwać się polskiemu królowi. A co jest w Austrii i w Prusach? Tam monarcha i kraj to świętość, a u was? Wystarczy dać trochę pieniędzy, a skaczecie sobie do oczu i gotowi jesteście się pobić, bo was szczują przeciwko sobie. Sami żeście sobie zgotowali ten los, bo was można tanio kupić. Zamiast trzymać się w kupie, to wy się wiecznie kłócicie, a godzicie się dopiero wtedy, gdy jest źle. Zawsze mówiłem i teraz mówię, że Polaki to duraki, bo wierzą obcym. I to was gubi, wasza głupota! – Tu Bułhakow chwycił za puchar z winem i wniósł toast. – Twoje zdrowie kasztelanicu.

-Dziękuję, ambasadorze.

-Nie jestem już ambasadorem, bo najjaśniejsza imperatorowa uznała, że was nie upilnowałem. I tu miała rację, bo gdybym zniweczył waszą konstytucję, to dalej byłbym ambasadorem w Warszawie.

-A co na to król ciołek? – zapytał ironicznie Michał.

-Już nie jest królem. Podpisał abdykację.

-Król abdykował?

-Najjaśniejsza imperatorowa obiecała mu, że jak złoży koronę, to spłaci wszystkie jego długi. I wasz marny król abdykował.

-Mój Boże – rzekł Michał i pokiwał głową. – Lepiej żebym zginął pod Maciejowicami i nie doczekał tego.

-To samo mówił naczelnik Kościuszko. Też siedzi w Twierdzy Pietropawłowskiej. Ma celę w domu komendanta. Byłem u niego dwa razy.

-Nalej jeszcze panie ambasadorze – poprosił Michał.

-Mam jeszcze jedną butelkę – pochwalił się Bułhakow i wylał końcówkę wina do kielichów.

-Wyjdziemy kiedyś z tego więzienia, czy będziemy tu gnić do śmierci?

-Gdy tylko władzę obejmie najjaśniejszy carewicz Paweł, będziecie wolni.

-Oby tak było.

-Tak będzie kasztelanicu. Carewicz Paweł nienawidzi matki i powiedział mi w zaufaniu, że jak tylko najjaśniejsza imperatorowa umrze, to od razu was uwolni, a carycę pochowa obok cara Piotra, którego kazała zamordować.

-Nie boisz się tego mówić, panie ambasadorze? – zapytał Michał, wymownie na niego spoglądając.

-A komu byś o tym powiedział kasztelanicu – zaśmiał się Bułhakow. – Strażnikom? Oni nawet pisać po rusku nie potrafią, a co dopiero, żeby rozumieli polski.

-Skoro masz ambasadorze drugie wino, to chyba go nie zostawisz komendantowi? – zażartował Michał.

-Komendantowi też przyniosłem dwie butelki i jeszcze mu przyniosę, bo obiecał mi, że przeniesie cię kasztelanicu do innej celi. Większej i lepszej i nie będziesz już sam.

-Nie pojmuje, dlaczego to robisz ambasadorze?

-Lubiłem twego wuja kasztelanicu. Biskup inflancki był poczciwym człowiekiem – oświadczył Bułhakow i otworzywszy drugą butelkę wina napełnił oba kielichy.

-Wuj Józef nie był taki poczciwy, ale mnie wychował – przyznał Michał.

-To wypijmy za jego duszę.

-Za duszę można się pomodlić, ale nie pić wino – odrzekł zdecydowanie Michał.

-Zatem wypijmy za twoje uwolnienie kasztelanicu.

-To wypijmy – potwierdził więzień i wypił wino. – A z kim mam przemieszkiwać w celi?

-Pewnie go znasz kasztelanicu. To podskarbi litewski Ogiński.

-To Michał Ogiński też jest w Twierdzy Pietropawłowskiej?

-A kogo tu nie ma – zażartował były ambasador carski. – Są obaj naczelnicy buntownicy i wielu innych. Jesteś kasztelanicu w zacnym gronie.

-Nalej ambasadorze, bo chcę napić się za zdrowie naczelnika Kościuszki i naczelnika Wawrzeckiego, bo to wielcy bohaterowie Rzeczpospolitej. Teraz to już ex Rzeczpospolitej – poprawił się Michał i po tych słowach zaczął płakać niczym dziecko. Widząc to Bułhakow spojrzał z politowaniem na więźnia i czekał cierpliwie, aż się uspokoi i wypije z nim wino.
Godzinę później mocno podpity Michał wszedł do celi, w której więziono Michała Kleofasa Ogińskiego. Pomieszczenie było zdecydowanie większe od tego, w którym więziono Michała, a ponadto stało tam drugie łóżko przeznaczone dla drugiej osoby. Na widok więźnia Ogiński odłożył flet i położył go na stole, a następnie powstał z krzesła.

-Nie wiedziałem, że i ciebie pułkowniku tu trzymają.

-Mogę waszmość usiąść na łóżku, bo kręci mi się w głowie – poprosił Michał.

-Możesz waszmość usiąść na tamtym łóżku – i wskazał na nie. – Przez pewien czas spał na nim pan Niemcewicz, adiutant naczelnika Kościuszki, ale w przeszłym miesiącu go przeniesiono.

-Nie wiedziałem, że pan Niemcewicz jest tu więziony – rzekł Michał i położył się na łóżku.

-Dostał się do niewoli pod Maciejowicami. Miał dużo szczęścia, że przeżył.

-Mnie też pochwycili pod Maciejowicami, ale nie wiem czy nie lepiej byłoby tam zginąć.

-Nie możemy wszyscy zginąć, bo kto będzie walczył o naszą ojczyznę – zaakcentował na koniec Ogiński.

-Przecież nasza ojczyzna zginęła. Już nie ma Rzeczypospolitej – dodał łamiącym się głosem Michał.

-Nie! Waszmość! Jeszcze Polska nie umarła, póki my żyjemy.

-Już to kiedyś słyszałem. Tylko od kogo? – i tu pułkownik zaczął się zastanawiać, aż w końcu wróciła mu pamięć. – Pan naczelnik Wawrzecki mówił te słowa, a jemu powiedział to niejaki Wybicki.

-Nasza Rzeczpospolita już raz zginęła w XVII wieku, kiedy to najechali nas Ruscy, Szwedzi, Prusacy, a nawet Siedmiogrodzianie. A skoro wtedy odrodziła się nasza ojczyzna, to i po raz drugi się odrodzi – i po tych słowach Ogiński się uśmiechnął. – Widzę, że waszmość piłeś z ambasadorem Bułhakowem. Ja też z nim raz piłem, bo on lubi muzykę. To dzięki niemu mam ten flet i mogę komponować muzykę.

-A co tutaj skomponowałeś waszmość?

-Gdy dowiedziałem się o trzecim rozbiorze naszej Polski skomponowałem nowego poloneza. Skoro Pan Bóg dał mi dar komponowania, to uznałem, że muszę coś napisać o naszej Rzeczpospolitej.