Wena, dajmon, flow –jak zwał tak zwał, Zasłyszane historie, ujrzane obrazy, doznane wrażenia wzbierają w głowie, piętrzą się i- niczym kulki doktora Oppenheimera-po przekroczeniu masy krytycznej rozpoczynają reakcję łańcuchową, eksplodując na papierze/ekranie z głośnym „bang!”. A najważniejszy jest początek: pierwsza litera, pierwsze słowo, pierwsze zdanie. Byle nie takie: Pośród ogrodu siedzi ta królewska para („Dzień świra” M.Koterski). Materią literacka jest zarówno rzeczywistość jak i fikcja; myśli, słowa, emocje, wspomnienia wzbierające jak moszcz w beczce, pęczniejące niczym ciasto w dzieży. Na zasadzie skomplikowanych i nie do końca poznanych procesów neurochemicznych, zapewne z udziałem dopaminy, buzują w głowie., dając efekt kuli śniegowej, w jaką skleja się tworzywo pisarskie. .Ale uwaga-lepiej tego nie czytać a tym bardziej nie publikować, tak jak nie można jeść surowego ciasta ani pić, niesfermentowanego zacieru.. Ulepek wymaga jeszcze obróbki, „ucukrowania i uleżenia” niczym mickiewiczowskie figa i tytuń. A z kuli śniegowej można wyrzeźbić Wenus z Milo lub jegomościa z garnkiem na głowie, marchewkowym nosem, guzikami i oczami z węgielków oraz z miotłą w dłoni:

Pewien Osioł, co myślał o sobie bógwico
i bógwico sobie wyobrażał,
jednego razu, idąc ulicą,
spotkał Rzeźbiarza;
i tak do niego: „O, chyba
sam Jowisz tu pana niesie,
świetnie, żem pana przydybał,
zrobi pan moje popiersie;
żeby, pan wie, z mojej gęby
blask taki bił i dowcip,
no, krótko mówiąc, żebym
przeszedł do potomności.
Najlepiej, wie pan, w marmurze,
nie, nie w marmurze, w granicie,
bo granit trwa jeszcze dłużej,
w granicie to znakomicie.
A może spiż? Co pan mniema,
żeby tak, panie, ze spiżu?
Widziałem przed laty trzema
coś takiego w tym… ee… w Paryżu:
Przedmieście. Pnie się powoik.
Cisza. Igraszki słońca.
A tors, panie, stoi i stoi,
a pod nim kolumna jońska;
dalej maliny i woda,
o, fotografię mam tu.
A może po prostu ze złota,
a oczy z wielkich brylantów?
Mistrzu, niech pan się postara,
nie będę zwlekał z zapłatą.
A może w chmurach z gitarą?
Mistrzu, ach, co pan na to?”
Rzeźbiarz tak odparł: „Pomału!
Wszystkie projekty są dobre,
tylko że brak materiału
to. Dyrektorze, problem;
bo jeśli chodzi o pana,
to takiego szukaj ze świecą.
Rzecz musi być wychuchana,
a nie tak, żeby byleco.
Ja mam dla pana materiał,
co nie ma go w żadnym sklepie”.
„Przepraszam, jaki materiał?”
„Przyjdzie zima, śnieg spadnie, to pana ulepię”.

„Dyrektor i pomnik” K.I. Gałczyński

 

#
Tworzywo literackie jest równie ważne jak narzędzia a zapalnikiem może być smak magdalenki-kultowego kruchego ciasteczka w kształcie muszli świętego Jakuba, którego smak przywraca wspomnienia, przywołuje stracony czas. Może to być też tępe wiertło, którego kiedyś używałem do jakichś prac garażowych. Szło jak po grudzie. Mówiąc oględnie, mam niskie kompetencje techniczne. Zapewne do wywiercenia otwory użyłem wiertła do drewna, a może nie włączyłem „udaru”. I wtedy, męcząc się i klnąc w duchu, przypomniałem sobie o Dziadku, który znał się na wszystkim, a zwłaszcza na stolarce i innych rzemiosłach, którego narzędzia zawsze były utrzymane w idealnym porządku i zazdrośnie chronione przed nami- wnukami „szkudnikami. wróciły wspomnienia o jego ironicznym poczuciu humoru, prawdziwe i zmyślone historiach, które opowiadał. Przypomniał mi się Ojciec, z którym kiedyś, przybijałem sztachety w płocie.

Gwóźdź uparcie tkwi w osikowej deszczułce, podczas gdy, młotek prowadzony niewprawną ręką pięciolatka ześlizguje się po karbowanym łebku, obtłukując palce. Ojciec stoi obok, przypatrując się w milczeniu, po pewnej chwili mówiąc

-Pokaż no, pokaż! – jakby właśnie wpadł na genialny pomysł albo nagle dostrzegł w tej prostej robocie fajną rozrywkę i sam też chciał się pobawić. Z ulgą przekazuję wyślizgany trzonek w jego twardą dłoń.

-Raz i dwa! – padają kolejne precyzyjne ciosy, gwóźdź gnie się na boki, sypie iskry ale jego los jest przesądzony-jeszcze kilka uderzeń i łebek zrówna się z deską. A On dobija go ostatni stuknięciem i cichym przekleństwem

-Ty skurrrwysynu!

Uparta ściana wreszcie ustąpiła, otwór miał odpowiedną głębokość i średnicę, aby wbić weń kołek. Byle jak dokończyłem robotę, aby czym prędzej zasiąść do laptopa i utrwalić ślad pamięciowy. Wkrótce przypadkiem (?) wpadło w ręce ogłoszenie o konkursie „Nieznani bohaterowie naszej historii” na stulecie odzyskania niepodległości”. Tekst objętości 7 tysięcy znaków (bez spacji), zaskakująca publikacja drukiem w ogólnopolskim dzienniku dnia 12 czerwca 2018 roku oraz nieoczekiwany zawód podczas ogłoszenia zwycięzców konkursu w dniu 5 listopada tegoż roku. Potem @Kozirynek, „Axis Urbis”, „Lublisses”…

Tak to się zaczęło i trwa do dziś.

#