Czekając na pociąg powrotny do domu stałem przed dworcem Piła Główna i paliłem. Podszedł do mnie wtedy młodzieniec, przedstawił się jako bezdomny i określił swoje potrzeby materialne. Bilonu miałem przy sobie całe dwa złote („żelazne” 2 złote na kibel), a oni jeszcze nie mają terminali płatniczych więc przekazałem mu gotówkę.
Wzruszony młodzieniec zaczął przy mnie marzyć o kebabie, którego sobie kupi, jak uzbiera. I wtedy mi się przypomniało, że noszę w portfelu, w specjalnej przegródce, od dziesięciu lat bez mała, uszkodzony banknot dwudziestozłotowy. Dałem go żebrakowi, pokazując miejsce uszkodzenia papieru. Chłopak zaczął kombinować: czy lepiej zachachmęcić u kebapczego, że niby nie zauważył, czy lepiej pójść do banku i wymienić na nieuszkodzone.
Więc jak by na to nie patrzeć, dając mu uszkodzony banknot, dałem mu „wędkę” a nie „rybę” jak klasyczny libertarianin właśnie.