Michał natomiast usiadł na ławce i złamawszy pieczęć zaczął czytać list od Urszuli Dembińskiej.

-„Wielce Szanowny Panie Michale. Mam nadzieję, że kiedyś ten list dotrze do ciebie i przeczytasz go w całości. Zanim jeszcze dojechałam do Krakowa dotarła do mnie wiadomość o tej strasznej bitwie, która rozegrała się niedaleko moich Szczekocin. W drodze dochodziły mnie różne informacje, ale nie mogłam wywiedzieć się, co się z tobą stało panie Michale? Tydzień po tej nieszczęsnej bitwie dowiedziałam się, że zginąłeś waszmość w ataku na pruskie działa, a armatnia kula miała urwać ci głowę. Przez kilka dni nic nie jadłam z żalu, i gdy tylko nikt nie widział, od razu płakałam. Wiedz waszmość, że od śmierci mojego męża Franciszka nikogo tak nie opłakiwałam, jak ciebie panie Michale. W końcu nie mogłam tego znieść i wróciłam do Szczekocin, gdzie widziałam ciebie waszmość po raz ostatni. Byłam nawet na polu bitwy i klęczałam przy mogile naszych zabitych żołnierzy, myśląc, że i ty waszmość jesteś tam pochowany. Wtedy też pożegnałam cię panie Michale, a torebkę, którą odzyskałeś dla mnie w Krakowie, poleciłam zakopać przy mogile. Tam też obiecałam sobie, że już nigdy nikogo nie poślubię, bo nie chcę po raz trzeci opłakiwać ukochanego. Pod koniec czerwca przyszedł list od mojego przyszłego zięcia pana Czackiego, który napisał mi, że przeżyłeś waszmość bitwę i jesteś cały i zdrowy. Od razu poszłam do pałacowej kaplicy i podziękowałam Panu Bogu za ocalenie waszmości. Po modlitwie uznałam, że napiszę do ciebie panie Michale list i wyślę go panu Czackiemu, aby ci go przekazał, gdy tylko cię spotka. Mam nadzieję, że kiedyś będzie nam dane zobaczyć się i porozmawiać, a jeśli nie, to chcę waszmość, żebyś wiedział, że byłeś bardzo bliski memu sercu. Życzę ci szczęścia i wszystkiego dobrego w życiu. Twoja przyjaciółka i zawsze ci życzliwa Urszula Dembińska”.

W tym momencie Michał westchnął, a w jego oczach pojawiły się łzy. Otarł je jednak szybko i znowu skierował swój wzrok na list, w którym zamieszczone było jeszcze Post scriptum.

„Piszę jeszcze te kilka słów, bo wcześniej uciekły mi z głowy. Po naszym spotkaniu w Ujazdowie rozmawiałam ze swoimi dziećmi i napomknęłam im, że być może w przyszłości wyjdę jeszcze za mąż. Starsza córka Anastazja, która domyślała się, że mam ciebie waszmość na myśli, nawet się ucieszyła, ale młodsza Józefina i syn Wacław zaczęli protestować i prosili mnie, żebym tego nie robiła. W końcu uznałam, że poczekam, aż oboje zawrą małżeństwa i dopiero wtedy pomyślę o sobie. Później jednak, gdy wszystko przemyślałam, postanowiłam, że już nigdy nikogo nie poślubię. Nie mniej do mnie o to żalu panie Michale i zachowaj mnie w swej dobrej pamięci. Urszula”.

-Będą o tobie pamiętał – rzekł sam do siebie Michał, po czym złożył list i ucałowawszy złamaną na nim pieczęć, włożył go do kieszeni. Następnie przez dłuższy czas wspominał chwile spędzone ze starościną, aż w końcu powstał z ławki i wolnym krokiem wyszedł z ratusza. Gdy znalazł się przed budynkiem zbliżył się do Jana, który czekał na niego z końmi. Kosynier zorientował się, że wydarzyło się coś niedobrego i od razu zapytał.

-Znowu przegraliśmy bitwę pułkowniku?

-Nie. To ja przegrałem. – Tu Michał zawahał się na chwilę, po czym dokończył wypowiedź. – Wesela nie będzie.

-Nie będzie wesela? – zapytała wyraźnie zawiedziony kosynier.

-Nie będzie. Chyba, że to będzie twoje wesele Janie.

-Ta, z którą chciałem się żenić, poszła za innego – odparł smutno.

-A ta, o której zacząłem myśleć, zmieniła zdanie – dodał Michał.

-Jaśnie pani dobrodziejka odmówiła?

-Jaśnie pani dobrodziejka zmieniła zdanie.

-Pułkowniku, gdy zostaniesz generałem to jaśnie pani dobrodziejka znowu zmieni zdanie.

-Gdy skończy się insurekcja wracam do klasztoru. Tylko nie wiem czy do Wilna, czy do Drohiczyna.

-A co będzie ze mną, pułkowniku?

-Nie martw się Janie, nie zostawię cię samego. Pójdziesz ze mną do Franciszkanów.

-Do Franciszkanów! Ja nie nadaję się do klasztoru – odparł smutnym głosem kosynier.

-Przecież mówiłeś, że podobało ci się u Franciszkanów w Drohiczynie – zażartował Michał.

-Przez trzy tygodnie było dobrze, ale zostać tam do końca życia!

-Nie martw się Janie. Odwiozę cię do Szczekocin i wrócisz na służbę do pani starościny wolbromskiej, albo załatwię ci służbę w naszym wojsku.

-To ja wolę wrócić na służbę do jaśnie pani dobrodziejki.

-Ruszamy pod Kock. Byłeś tam kiedyś Janie?

-Nie byłem.

-Ja też nie byłem. Musimy się szykować, bo jutro ruszamy z generałem Ponińskim na Ruskich.

-A Prusaki też tam będą?

-Prusaków nie będzie. Dzisiaj przyszła nowina, że generał Dąbrowski zdobył Bydgoszcz, a zatem król pruski musi bronić przed nim innych miast.

-To dobrze, bo nie jest dobrze bić się na raz z dwoma.

-Po bitwie wystąpię do naczelnika Kościuszki, żeby nadał ci jakiś stopień wojskowy.

-Będę oficerem? – ucieszył się Jan.

-Nie masz szans Janie, aby być oficerem, ale podoficerem możesz zostać – oznajmił Michał i wsiadł na konia, a zaraz potem to samo zrobił kosynier, który zapragnął awansować.