Rocznik ’58. -Jak zaczynałem, moim trenerem był Piotr Spozowski. Później był Franciszek Wołek. Rozpoczynał trening od półgodzinnej gimnastyki. Rozciągał nas, potem nas gonił na żwirownię pod Spomlek. Jak weszliśmy w starsze lata – Marek Marciniuk. Później ja wszedłem w drużyny młodzieżowe, polecił mnie pan Zdzisław Janus. Powiedział mi: „Tomek, robimy piłkę młodzieżową”.
Pierwszy na treningu pojawił się Marcin Krzykała, Wojtek Kapitan, Leszek Kapitan, Darek Szymona, Jarek Kamela. Później ci chłopcy – trampkarze, po roku zdobyli mistrzostwo województwa bialskopodlaskiego. Na zasadzie mecz – rewanż, bo nie było ligi. To był czerwiec 1990.
Po tym zwycięstwie, zarząd doszedł do wniosku, że może byśmy wystartowali w akcji „Piłkarska kadra czeka”
A. Ś.: Pamiętam, że było to skierowane na małe miejscowości
LZS-y, małe wioski i miasteczka. Na terenie województwa wygraliśmy finał z Orłem Łosice. Pojechaliśmy do Białej, tam „opędziliśmy” makroregion lubelsko-kielecki.
W ogólnopolskim finale zajęliśmy 8 miejsce. Zrobiłem błąd, bo dobrałem chłopaków z tych drużyn, które miały być niby lepsze. Pierwszy napastnik z Kielc wyłożył mi się z kolanem na 1. meczu. Bramkarz z Górnika Łęczna trochę coś kumał, bo ja miałem „świeżaka”. Później żałowałem, że 3 chłopaków ode mnie nie pojechało na makroregion. I tak byłoby 8. miejsce, ale mieliby darmowy 2-tygodniowy obóz. Jeszcze podpuszczali mnie działacze „tego bierz. Ten dobry, ten dobry!”.
W seniorach sam byłem grającym trenerem
A. Ś.: Grającym trenerem był Zdzisław Bieniek. Pamiętasz zimowe obozy?
Słynna Rabka. Wszystko ogarniał Zespół Szkół Zawodowych. Organizował je prezes Eugeniusz Klewek.
A. Ś.: Janek Kwoczko co wieczór szedł na dyskotekę. Ubierał się w ortalion, getry. Mówiłem: „człowieku, jak ty wyglądasz?! Odpowiadał: a, nie martw się”. W Rabce było dużo uzdrowisk dziecięcych i młodzieżowych. Zawsze pewny śnieg. mieliśmy też atrakcje – zabrali nas do Nowego Targu na mecz hokejowy. Grali ligowy mecz z Zagłębiem Sosnowiec (2-1.) Atmosfera tego meczu, stoisz cały czas. Huk…
…trzaski, kije uderzające o lód.
A. Ś.: Niesłychana dynamika. Każdy zapamiętał i wynik, i przeciwnika
Z tego meczu zapamiętałem też, jak się już żegnali. Jeden z drugiemu w kasku z główki „podziękował” za grę. Wszyscy sobie rączka, rączka
A. Ś.: Ale i szliśmy gdzieś do kina…
I na wycieczkę, na jeden, drugi szczyt
A. Ś.: Graliśmy mecze sparingowe – z Granatem Skarżysko. Klasa juniorska od nas wyższa, padł remis
Którejś niedzieli pojechaliśmy do Zakopanego. Na Wielkiej Krokwi trafiliśmy trening skoczków. „Bolek” – Darek Mitura zasłabł. Była tam przy kadrze pielęgniarka, siostra Warszawska. Ja podszedłem do niej, mówię, że mam tutaj kolegę…Jak ona do mnie wyskoczyła: „Co pan robi?! To są chłopcy z nizin. Gdzie jest aklimatyzacja? Mówię – myśmy z Rabki przyjechali. My w górach już jesteśmy cały tydzień”.
A. Ś.: Kiedyś załapałem jakąś infekcję i ze 2 dni byłem chory. Być może ja do tego Zakopanego nie pojechałem. Pamiętam, że o „Bolka” było trochę strachu.
W Czemiernikach pamiętam obóz na piachach. Trzeba było tam zarżnąć całego świniaka…Meta była w szkole. Motor był wtedy pierwszy raz w I lidze [1983], dzięki Markowi Marciniukowi jeździliśmy za darmo. Te czasy. Wakacje, obóz kondycyjny. Zarząd zakupił prosiaka, rozprawili go tam. To wszystko wrzucili do kuchni. Panie kucharki nas utrzymywały”.
Dyrektorem był wtedy Sławecki. One nas utrzymywały. 3 posiłki dziennie, a myśmy trenowali. Pamiętam, że pojechaliśmy do Białej, bo były tam na obozie Orlęta Reszel wtedy III liga. Marek nas po tych piachach tak zgonił. Mieliśmy takie zakwasy, że praktycznie nie nadawaliśmy się do gry. Wrzucili nam na AZS-ie 5-0. Ale każdy z nas przechodził to jak katorgę. Weź tu biegaj, jak nie dajesz rady. Nie idzie żadne bieganie, nic ci nie wychodzi. A oni z nami jak z dziećmi.
Był z nami lekarz – Fredek Wróblewski, jest teraz w Rabce. Nocowaliśmy w klasach. Trzeba było pilnować Zbyszka Osipika – „Buncola”, nawet raz był wyrzucany z obozu. Piwo było rzadko – jak się dorwał! Poszedł do GS-u w Czemiernikach, zawinięte w koszulę.
J. H.: Jak wspominasz swoje wejście do seniorskiej szatni Orląt?
Bardzo dobrze wspominam Stasia Ostapowicza. My, jako młodsi – Bojarczuk, Mirek Janowski, Sławek Ostapowicz. Był jeszcze grający Piotr Spozowski. Grający Franciszek Wołek. Janek Szymanek, Edek Krupiński, Waldek Pawlina – człowiek-orkiestra.
Ja łapałem się na prawej pomocy. Na skrzydle grał Witek Żurawski. Był Wiesiek Bieniek, Jacek Jakubowski, „Irys” Kobojek
W wojsku byłem w 1984 r. Mikuła był trenerem, trochę byłem grającym trenerem, ale już niedługo. I wtedy złamałem nogę. Graliśmy z Wilgą Garwolin. Wyskakiwałem do piłki, która leciała z góry. Grałem na stoperze. Rywal wszedł nakładką. Ja w powietrzu w piłkę, i w nogę. Był tylko trzask jak łamane drewno. Wyeliminował mnie na 9 miesięcy. Po tym czasie jeszcze trochę próbowałem, ale… Wtedy Stefan Mikuła wziął mnie jako trenera. „Weźmiemy się za treningi”.
Zrobiłem II klasę trenerską w Krakowie, na AWF-ie. Jeździłem 2 lata na tą podyplomówkę. To były dwutygodniowe zjazdy. Teoria i praktyka. Myśleliśmy, że sobie pogramy w piłkę. A oni nas uczyli, jak należy młodzież nauczyć grać w piłkę. Podanie, przyjęcie. Każdy robił to od lat u siebie w klubie- tylko nie miał papierów. Wtedy dawało to uprawnienia do trenowania do II ligi.
Wróciłem – trenerka. Jeszcze młodsi chłopcy wygrali makroregion. Później prowadziliśmy go z Mikułą, gdy ten odszedł od seniorów. Z „moich” drużyn do seniorów trafili: Leszek Kapitan, Jarek Kamela, obaj Syciaki, Marek Leszkiewicz. Najwyżej doszedł Adrian Zarzecki. Dobrze zapowiadał się mały Blicharz.
Kiedyś z żoną w wakacje pojechaliśmy na Kretę. Mariusz Klajda z własną połówką byli już tydzień przed nami. Ja podchodzę do hotelowego barku, a on mnie stuka: „Co ty tu, ku…, nie na treningu?”. A ja wtedy byłem kierownikiem drużyny z Włodkiem Andrzejewskim. Ich córeczka miała wtedy 3 lata. Patrzę przez przypadek w tv: Maja Klajda z Łęcznej. Myślę – to musi być córka Mariusza!
Sławek Piotruk zrobił kiedyś na meczu psikusa Jankowi Snopce. Przegrywaliśmy 0-5,0-6…Janek zagrał do niego przed pole karne, a „Pietia” do niego: „Janek, łap!” i z czuba walnął takiego samobója.
To były czasy, gdy na trening przychodziło 5 czy 6-ciu. Polegał głównie na stałych fragmentach gry. Jakieś wrzutki po krótkim rajdzie. Zaprocentowało to później tym, że w warunkach meczowych mnóstwo bramek strzelał głową stoper Zbigniew Luty. Największy na boisku. Na każdy stały fragment gry, Marian Bojarczuk zostawał trochę z tyłu. Ja byłem egzekutorem rzutów rożnych i wolnych z okolic pola karnego.
J.H.: Twoja 11-tka
Janek Snopko – Marian Bojarczuk, Sławek Ostapowicz, Stanisław Ostapowicz, Odrzygóźdź – Marek Marciniuk, Wiesław Andrzejewski (l. pomoc), Sławek Piotruk – „Buncol” – Zbyszek Osipik, Janek Kwoczko
Mecz, który wspominasz?
Ten z 1 maja 1980 w Międzyrzecu. Do przerwy 1-0 dla Huraganu, po przerwie 5 goli dla nas. Wtedy mieli dobrą drużynę. „Święte wojny” były też z Victorią Parczew.
Mobilizowali nas odwieczni przeciwnicy, np. gdy przyjeżdżał do nas AZS Biała Podl. Rywalizowałem z Włodkiem Andrzejewskim. Miał bardzo dobry start do piłki, szybki, dobry przegląd sytuacji. Gra jeden na jednego. Wspominał go trener Kapera – Włodek grał już w Radomiaku. wskazywał, że rzadko zdarza się, by był zawodnik z taką łatwością wchodzący z piłką między 2 przeciwników. Precyzja, szybka noga, strzał. Tam, gdzie chciał, tam leciała piłka.
Twoja refleksja na 100-lecie?
Żeby byli seniorzy, muszą być juniorzy. Tylko na czym polega problem? Ta młodzież, która zdobędzie tu szlify – bo tych dzieciaków jest mnóstwo, ale ile ich zostaje w piłce? Niewiele. W Radzyniu spowodowane jest tym, że dużo eliminuje już szkolnictwo. Skończysz szkołę średnią i wyfruwasz. Przykładów jest dużo. Dominik Struk – powiedział mi w szkole, że on nie wiąże życia z piłką. A potencjał był.
Szymala – jako młody chłopak miał takie zdolności…prawie obijał się o Lecha Poznań, Gwardię Koszalin, Kotwicę Kołobrzeg i wrócił tu. Marek Marciniuk, który poszedł do średniej do Lublina.
Mamy obiekt – cacucho. Seniorzy? Na to trzeba kasy. Popatrz na Wieczystą Kraków, pną się do góry. Osiągną swój pułap i co? Skąd kasa? Sponsor też się skończy.
Czego życzysz stulatkowi?
Na pewno awansu. III liga nie jest tak mocna. Trzeba było trochę farta, żeby tutaj się utrzymać. Ta zmienność kadry, posiadanie szkieletu drużyny…Myśmy parę lat grali takim samym składem. Znaliśmy się na boisku i poza. A tutaj – tak jak w klubach. Znamy się z boiska, a poza nim obcy ludzie. Część przyjeżdżających z zewnątrz patrzy tylko na zarobek.
Unia Żabików? Jak nie miała z kim grać i gdzie grać, przyszli tutaj. Jak trochę się odkuli, znowu wrócili do siebie. Mają tam drużynę i klepią tyle lat. I nic nikomu nie przeszkadza, że wiocha.