Rozdział XXII. Na początku października Michał wraz z Janem dotarli do Warszawy, która szykowała się do ponownego oblężenia, gdyż wojska carskie zbliżały się od wschodu do stolicy.

Sukcesy Rosjan na Litwie sprawiły, że nastroje wśród dowódców insurekcji nie były dobre, ale nie dawali oni tego poznać wśród żołnierzy. Naczelnik Tadeusz Kościuszko wezwał do warszawskiego ratusza obecnych w stolicy generałów, a także pułkownika Kosakowskiego. Wszyscy oni czekali na przybycie wodza insurekcji, który w końcu pojawił się w towarzystwie swego adiutanta Niemcewicza i podkanclerzego koronnego Kołłątaja.

-Witam panów generałów jako i pana pułkownika. – Tu naczelnik spojrzał na Michała i zwrócił się do niego. – Wezwałem cię pułkowniku, jako że po twoim wyjeździe z Warszawy przeznaczyłem dla waszmości złotą obrączkę „Ojczyzna Obrońcy Swemu”. Panie adiutancie, proszę obrączkę – zwrócił się do Niemcewicza, który wyjął ją z kieszeni i podał naczelnikowi. – To obrączka numer 55 – i podał ją Michałowi.

-Dziękuję za to wyróżnienie – odparł pułkownik i skłonił się przed naczelnikiem.

-Słyszałem, że pan pułkownik złamał nóżkę? – zadrwił Niemcewicz.

-Zdarzyło się, niestety.

-Ale noga już zdrowa? – zapytał podkanclerzy Kołłątaj.

-Jeszcze trochę boli, ale przy pierwszej bitwie przestanie.

-Jak już wiecie panowie generał Suworow sforsował Bug i idzie na Warszawę. Na spotkanie z nim podąża generał Fersen, który pod Gołębiem przeszedł na prawy brzeg Wisły. Musimy najpierw wydać bitwę generałowi Fersenowi, a potem uderzymy na Suworowa. Taki jest mój plan. Słucham waszmościów. – Tu nastała dłuższa cisza, aż w końcu głos zabrał generał Zajączek.

-Mamy przewagę na Ruskimi i damy radę ich pokonać. Z pewnością łatwiej będzie rozbić najpierw Fersena, a później Suworowa.

-Możemy zakładać, że jeśli pobijemy Fersena, to Suworow się zatrzyma i będzie czekał na posiłki, a te tak szybko nie przyjdą – dodał generał Wawrzecki. Po tym oświadczeniu Kościuszko spojrzał na generała Ponińskiego, który zrozumiał, że ma się wypowiedzieć.

-Ja bym nie ryzykował bitwy, tylko rozstawił wojsko na przedpolach Pragi. General Dąbrowski rozwija powstanie w Wielkopolsce i skutecznie wiąże siły pruskie. Doniesiono mi dzisiaj z Paryża, że Francuzi przeszli do natarcia i wkroczyli do Niderlandów. Tylko patrzeć, jak wejdą do Rzeszy, a potem pojawią się u nas.

-Nie tak szybko, panie generale! – włączył się nieco rozbawiony Kościuszko. – Francuzi, jeśli przyjdą, to najwcześniej na wiosnę i musimy im pokazać, że dajemy sobie radę z zaborcami, bo inaczej wstrzymają swój pochód. Jutro ruszam do obozu generała Sierakowskiego i z jego dywizją skieruje się na Maciejowice. Generał Zajączek zostanie tu, aby pilnować bezpieczeństwa Warszawy. Generał Wawrzecki będzie dowodził wojskiem litewskim pod Grodnem, a generał Poniński ze swoją dywizją stanie pod Kockiem, aby opóźnić pochód generała Suworowa.

-Panie naczelniku – zaczął generał Zajączek – nie wystawiaj się na takie niebezpieczeństwo, bo nie wiemy, ile artylerii ma generał Fersen. Pod Szczekocinami przegraliśmy tylko dlatego, że Prusacy i Ruscy mieli dużo więcej artylerii.

-A ileż dział może mieć Fersen? Przecież tam nie będzie pruskiej artylerii! – zdenerwował się Kościuszko.

-Panie naczelniku, skieruj moją dywizję do obozu generała Sierakowskiego i dopiero wtedy atakuj Fersena – zaproponował generał Poniński.

-Jeśli będzie potrzeba, to wezwę generale twoich żołnierzy na pomoc.

-Panie naczelniku, czy mogę ci towarzyszyć? – zapytał niepewnie Michał.

-Nie, panie pułkowniku. Nie masz jeszcze w pełni zdrowej nogi, a ja z adiutantem Naruszewiczem będziemy jutro cały dzień w drodze. Pojedziesz waszmość z generałem Ponińskim.

-To zabierz chociaż panie naczelniku trochę kawalerii spod Warszawy – zaproponował generał Zajączek.

-Zanim kawaleria przeprawi się przez Wisłę i zanim dotrze do obozu generała Sierakowskiego, minie duże czasu, a tu czas nagli. Chcę znowu zwyciężyć nieprzyjaciela albo zginąć za ojczyznę – zagalopował się Kościuszko.

-Lepiej tak nie mówić, panie naczelniku – przemówił Kołłątaj.

-Zamiast mnie wspierać, to waszmościowie mnie wstrzymujecie. Wydałem rozkazy i proszę o ich wykonanie. – Po tych słowach wszyscy generałowie wraz z pułkownikiem skłonili się przed naczelnikiem i pospiesznie wyszli z sali. Gdy tylko Michał zszedł po schodach na dół dostrzegł siedzącego w przedsionku Tadeusza Czackiego, który na jego widok zerwał się z ławki.

-Mniemam, że mnie pamiętasz panie pułkowniku? – i od razu się uśmiechnął.

-Gdzieżbym zapomniał zięcia starościny wolbromskiej.

-Jeszcze nim nie jestem, ale będę nim w Boże Narodzenie, bo wtedy ma być ślub. Rzecz jasna zapraszam pana pułkownika na wesele do Szczekocin.

-Jeśli tylko będę mógł, to chętnie przyjadę.

-Niestety, ale po kwaterunku króla pruskiego i jego żołnierzy szczekociński pałac został nie tylko okradziony, ale też mocno zrujnowany. Wyobraź sobie waszmość, że ten łotr Fryderyk Wilhelm kazał wyciągać z spiżarni pałacowej wszystkie mięsiwa, jakie tam były i dawał do jedzenie swoim psom, a jeśli psy nie chciały go jeść, to rzucał po ścianach i poplamił całą tapicerię w salonie. Co więcej, jego adiutant był tak głupi, że kazał pozdejmować portrety ze ścian i wystawił je przed pałac, po czym ćwiczył strzelanie.

-Cóż się dziwisz waszmość skoro Prusacy nie oszczędzili nawet naszego skarbca koronnego na Wawelu.

-To prawda, a ten pruski łotr ma się za wielkiego mecenasa sztuki.

-Cholerny pruski Fryc – zdenerwował się Michał i słuchał wypowiedzi Czackiego.

-Uznaliśmy z moją przyszłą teściową, że zimą wojna przygaśnie i wtedy można zrobić uroczystość weselną. Dowiedziałem się dzisiaj, że jesteś panie pułkowniku w Warszawie i musiałem cię spotkać, gdyż od kilku tygodni noszę list, który wysłała mi dobrodziejka starościna, żebym przekazał go waszmości.

-Pani starościna napisała do mnie list? – zapytał uradowany Michał.

-A cóż w tym dziwnego, skoro matka mojej przyszłej żony tak bardzo polubiła pana pułkownika. – Tu Czacki wyjął zapieczętowany lakiem list z kieszeni kamizelki i podał go pułkownikowi.

-Waszmość długo jeszcze będziesz w Warszawie? – zapytał Michał.

-To już zależy od księdza podkanclerzego Kołłątaja.

-Pytam, bo chciałbym odpisać pani starościnie i jeśli mogę, to przekazałbym waszmości ten list z prośbą o wysłanie go do Szczekocin.

-Kwateruję w kamienicy książąt mazowieckich. Zajdź waszmość do mnie wieczorem to wezmę list, a przy okazji napijemy się dobrego wina, bo ostatnio zostałem nim obdarowany, ale nie powiem przez kogo.

-Dziękuję za wszystko waszmości i wieczorem przyjdę z listem. – Wtedy też obaj skłonili się przed sobą, a następnie Czacki ruszył w stronę wyjścia.