Hipopławy dzielą się na kilka grup. Najliczniejszą stanowią ci, którzy złożyli przysięgę Hipokratesa, ale traktują ją nad wyraz „płynnie”.

Słyną z tego, że – jeśli w ogóle kogoś wyleczą – to jedynie z boską pomocą, i że nie wzdragają się zbytnio przed objawami wdzięczności cudownie uleczonych pacjentów. Lato z reguły spędzają w ciepłych krajach dzięki firmom farmaceutycznym, których produkty umieszczają na receptach. Hipokryci. Lubią żeglarstwo.

Druga grupa hipopławów, rzadsza, to tzw. pływający hippisi. Pławią się grupowo, zazwyczaj nago, często w błocie. Szczęśliwi, szczerzy, uśmiechnięci, bez grosza. Gatunek ginący. Wypierany przez hiphopowców.

Trzeci rodzaj stanowią hipochondrycy, którzy leczą swoje urojone choroby „u wód”. Chętnie korzystają z wszystkich możliwych form wodolecznictwa. Żyją w swoistej symbiozie z pierwszą grupą hipopławów. Często smutni.

Czwarta, najmniej znana, grupa hipopławów to hipopławy hipotetyczne. Charakterystyczne dla nich jest jedynie to, że nie wiadomo, czy w ogóle istnieją. Jedyną poszlaką są tutaj wyniki badań opinii społecznej. W ostatnim sondażu, na pytanie o ich istnienie, twierdząco odpowiedziało 21,3% respondentów, istnieniu hipopławów hipotetycznych zaprzeczyło 12,6%, pozostali (66,1% badanych) nie mieli zdania w tej sprawie. Przed miesiącem wyniki były zupełnie odwrotne.