#
Podobnie jak między osobową trójką literacką (autor, czytelnik, krytyk) -także i między trzema gatunkami literackimi granice są nieostre a role płynne „Epicki wiersz/epicka sztuka/epicka powieść” oznacza obecnie wybitne dzieło liryczne/dramatyczne lub prozatorskie. Au rebois: „dramatyczny poemat”, „tragiczna książka”, „tragiczna komedia” jest określeniem pejoratywnym. Zaś utwór rymowany, po przekroczeniu pewnej (znacznej) ilości wersów, z reguły pisanych heksametrem oraz spełnieniu określonych warunków z automatu staje się epopeją. Czyli dziełem epickim w obu znaczeniach.
#
Epicy, czyli prozaicy mają przechlapane. Wymyślanie bohaterów, splatanie ich losów za pomocą fabuły, szukanie oryginalnego narratora w czasach, gdy wszystko zostało wymyślone, opisane i sprzedane po tysiąckroć. I jeszcze poutykać opisy przyrody, które większość czytelników pomija. Które są jednak niezbędne, zważywszy na fakt, że płacą im (prozaikom) niczym glazurnikom, i tynkarzom- „od metra” czyli za ilość, za wiersz, wers, znak. Miarą sukcesu prozaika jest więc ilość napisanych książek, mierzona długością zapełnionych bibliotecznych /księgarnianych półek, kolejnych „-logii „sag”, „prequelii „sequeli”. Nie sposób przejść obok kiosku czy księgarni, nie napotykając tomu „pierwszego z cyklu… za jedyne 9,99” czy „kontynuacji światowego bestsellera za 49,99” Publikowanie w kawałkach, dla kasy to żaden wstyd, vide casus sienkiewiczowskiej „Trylogii” (w odcinkach w „Kurierze Ilustrowanym”) czy joyce’owskiego „Ulissesa”. Prozą więc życia los prozaika.
#
Zaś losem dramaturga dramat- dramat właściwy, czasem tragedia, komedia lub jedno i drugie (tragifarsa). Odwieczne balansowanie między kwestiami dialogowymi a didaskaliami. Pójść w dialog czy dekoracje? Opowiedzieć wszystko ustami bohaterów/aktorów, euntourage pozostawiając wyobraźni czytelnika czy zredukować słowo mówione do zera, stawiając na gest, ruch dekoracje co daje pantomimę, a z dodatkiem muzyki i tańca-widowisko baletowe. Tylko weź tu, człowieku. pomieść na niewielkiej scenie jezioro i zapełnij je (tańczącymi!) łabędziami. Z których jeden ma. czarny. Albo-nie daj Bóg- jak za pisanie dramatów weźmie się malarz i wydumuje niestworzone kolory
„Izba wybielona siwo, prawie błękitna, jednym szarawym tonem półbłękitu obejmująca i sprzęty, i ludzi (…)”
St. Wyspiański „Wesele”
#
Najlepiej mają więc poeci, zwłaszcza wielcy, bo
Chodzi (..) o to, aby język giętki, powiedział wszystko, co pomyśli głowa
(J. Słowacki „Beniowski”)
Najlepiej powiedział gryząc się giętko w siebie, czyli minimalną ilością słów, niekoniecznie do rymu, bardziej do rytmu. Słowotok, czyli wodolejstwo niemile widziane; powyżej pewnej ilości liryka, nawet rymowana i heksametrem zmienia się w epicki epos. Szczytową formą liryczną byłaby niezapisana, nieskażona słowem kartka-wiersz biały, mający swój malarski odpowiednik w „Kompozycji suprematycznej. Białe na białym” Kazimierza Malewicza.
Dlatego tak bardzo
Ja chciałbym chciałbym chciałbym być poetą
Bo dobrze dobrze być poetą
Bo u poety nowy sweter
Zamszowe buty piesek seter
I dobrze żyć na świecie
Ja chciałbym chciałbym chciałbym być poetą
Bo byczo byczo u poety
Bo u poety cztery żony
A z każdą dawno rozwiedziony
A ja lubię kobiety
Ja chciałbym chciałbym chciałbym być poetą
Może mnie przecież może przyjmą
Bo dla poety zakopane
Nie trzeba wcześnie wstawać rano
A wstawać rano zimno
Bo fajnie fajnie fajnie być poetą
Nie musi w biurze w biurze ślipić
I fuk mu cała dyscyplina
Tylko gitara i dziewczyna
I złote gwiazdy liczyć
I mylić się i liczyć
I liczyć wciąż od nowa
Na ziemi w drzewie i w błękicie
Trudnego szukać słowa
i gniewać się i martwić
o ciągle jeszcze nie to
i ciągle baczyć ciągle patrzeć
a nie chcę być poetą
(Andrzej Bursa, „Ja chciałbym być poetą”)
CDN