Literatura jest niebinarna i nie chodzi bynajmniej o preferencje postaci literackich czy tożsamość płciową pisarzy lub czytelników. To fascynujące skądinąd zagadnienie zasługuje na oddzielną i obszerną monografię autorstwa giganta antropologii i na miarę Bronisława Malinowskiego (vide „Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji: etnograficzny opis zalotów, małżeństwa i życia rodzinnego wśród tubylców Wysp Trobrianda, Nowa Gwinea Brytyjska, 1929). Bez urazy dla pisarzy, czytelników oraz rdzennych mieszkańców Oceanii. Pozornie prosta, zerojedynkowa relacja literacka w istocie ma cztery konfiguracje:
PISARZ-CZYTELNIK
PISARZ-CZYTELNICZKA
PISARKA-CZYTELNIK
PISARKA-CZYTELNICZKA
-przy zachowaniu liczby pojedynczej i tradycyjnego podziału na płeć męską i żeńską. Bo w przeciwnym, pluralnym i nieheteronormatywnym razie tych kombinacji byłoby…A na dodatek między każdą z wyżej wymienionych i niewymienionych par „wcina się” ten trzeci/ta trzecia: krytyk lub krytyczka, tworząc nieskończoną liczbę hmmm trójkątów. Literackich, ma się rozumieć.

#

Krytyk literacki/krytyczka literacka/(osoba krytyczna literacko). Już dzieci w szkole wiedza, że to nie „krytykant”, zajmujący się zawodowo narzekaniem, ganiący z urzędu i en block wszystko, co przeczyta, szukający z obowiązku (a pewnie i z przyjemności) dziury w całym. To ktoś niezbędny zarówno piszącym jak czytającym, jak saprofag pomiędzy producentami a konsumentami w łańcuchu pokarmowym. Ci pierwsi bez uczciwej i profesjonalnej oceny nie wiedzieliby, czy to, co napisali i opublikowali jest dobre i wartościowe. Bo skąd mają wiedzieć? Przeważnie są z siebie zadowoleni. Nawet jeśli-szczerze lub z fałszywej skromność-są niezadowoleni ze swego dzieła to już sam fakt, że je upublicznili świadczy o jakimś minimalnym poziomie akceptacji i przekonaniu o jego wartości. Opinia tych drugich, czyli czytelników również nie ma wiele do rzeczy. Nawet ci oczytani są wszak laikami, z których większość może ulegać opinii innych laików, co pompuje bańkę zachwytu nad dziełem miernym lub przeciętnym. Do tego dochodzą kampanie promocyjne wydawnictw, techniki marketingowe, social media itp. itd. I tu wkracza krytyk, cały na czarno, przebijając szpileczkami swych celnych, profesjonalnych, ironicznych uwag ową bańkę. Chwali rzadko, nie bez powody nazywa się tak, jak się nazywa a nie „laudator” (po polsku „chwalca”, potocznie „klakier”), częściej szuka przysłowiowej dziury w przysłowiowym całym. Lub-co gorsza-milczy. Najgorsza możliwa recenzja, senny koszmar wszystkich twórców:
Dzieło przeszło bez echa, wzbudzając obojętność krytyków.

#

Z fizyki pamiętam niewiele a i to, co pamiętam mogę przekręcić, jednak zasada nieoznaczoności Heiselberga, oraz dualizm korpuskularno-falowy pasowałyby do kolejnej części wywodu jak ulał. A ściślej nie „dualizm” lecz „tróizm (co za koszmarny neologizm). Abstrahując od sex i gender- -chodzi o to, że w troistej konfiguracji:

-PISARZ-KRYTYK-CZYTELNIK-

-role są niedookreślone a boki i kąty trójkąta płynne i wzajemnie się na siebie się nakładają. Każdy autor jest jednocześnie czytelnikiem-w końcu czyta, co napisze. Chyba …. W przypadku dzieł nieopublikowanych, zagubionych lub zniszczonych przed edycją jest ich czytelnikiem jedynym. Poza tym jest też swym pierwszym, często najsurowszym lub najbardziej entuzjastycznym krytykiem. To samo dotyczy krytyków. Jest rzeczą oczywistą, że zanim coś ocenią, muszą to przeczytać. Nie sądzi się wszak książki po okładce, no chyba, że bez czytania powtarzają opinie kolegów po fachu i krytykują w czambuł. Tak czy owak krytykują w formie pisemnej, a więc stają się …pisarzami a ich -pisemne-opinie podlegają krytycznej ocenie, stając się utworami literackimi per se. I wreszcie czytelnicy. Jeśli sięgają po powieść, wiersz czy sztukę to już przez to wyrażają swoją opinię: zaciekawienie,, oczekiwania, a więc są krytykami. A czy mogą być pisarzami? A czemu nie? Dobry ministrant mszę odprawi, dobry czytelnik może stać się pisarzem.

#

Oby nie z tych najgorszych. A którzy to są ci najgorsi? Lista potencjalnych kandydatów jest długa, przekraczająca ramy niniejszego tekstu, ale zdecydowanie wygrywa jedna kategoria. To piszący po innych. Dosłownie. Podkreślający, przekreślający, robiący dopiski na marginesach już wydrukowanych książek.

Zabił stróż
-jak zostało odręcznie nabazgrane na jednej z pierwszych stron pewnego, wypożyczonego z biblioteki kryminału…

#

 

Najgorsi czytelnicy? Najbliżsi. Dlaczego? Bo nie czytają, a jeśli już, to rzadko, niechętnie, przymuszeni ciekawością szukając wzmianek o sobie, zawiedzeni, że o nich tak mało albo wcale albo z ulgą, że nie wywlekł rodzinnych brudów.. Traktujący boskie posłannictwo osoby najbliższej jak dziwaczne, niegroźne hobby, z rodzaju wędkarstwa, gołębiarstwa czy filatelistyki:

-Lepiej, że tak sobie siedzi i pisze zamiast jak inni latać po knajpach lub skakać na boki.

-Tak pisze te romanse, widocznie czegoś jej w życiu brakuje.

Jednocześnie to im domowy „geniusz” zawdzięcza życie, gdy zapamiętując się w pisaniu zapomina o jedzeniu, piciu, spaniu i całym Bożym świecie. Ale o tym się nie dowiedzą (bo nie czytają). A jeśli? To serdecznie dziękuję!

 

CDN