Niedługo potem Michał zakończył modlitwę i zaczął rozglądać się po wnętrzu świątyni. Tymczasem żołnierze razem z Janem wyszli z kościoła i siedząc na koniach czekali na przybycie pułkownika. W końcu Michał uchylił drzwi kościoła i wychodząc na zewnątrz spojrzał na ustawionych w dwuszeregu kawalerzystów. W tym samym momencie dostrzegł zakonnicę niosącą kosz z kwiatami, która wchodząc pod schodach uśmiechnęła się do oficera.

-Azeja? – rzekł sam do siebie, gdyż twarz zakonnicy była uderzająco podobna do jego zmarłej ukochanej. Po chwili Benedyktynka spuściła głowę i pojawiła się obok Michała, po czym chwyciła za uchwyt od drzwi kościelnych. Pułkownik zrobił krok do przodu i obejrzał się za zakonnicą, lecz w tym samym momencie potknął się i stoczył się po schodach na ziemię. Widok ten wywołał uśmiech na twarzach żołnierzy, którzy jeden po drugim zaczęli spoglądać w niebo. Po chwili cały oddział kawalerzystów zorientował się, że stało się coś niedobrego. Michał powstał z ziemi, lecz nie był w stanie ustać i usiadł na najniższym stopniu schodów. Od raz też podbiegł do niego Jan, któremu przestało być wesoło.

-Pułkowniku, co się stało?

-Coś z nogą. Nie mogę ustać – i wtedy kosynier pomógł mu podnieść się ze schodów. – Chyba złamałem nogę! Niech to licho – zdenerwował się sam na siebie.

-Gdzie boli panie oficerze? – zapytała zakonnica, która w tym momencie pojawiła się obok Michała. Ten zaś ponownie usiadł na najniższym stopniu schodów i odczuwając silny ból odpowiedział.

-Boli mnie poniżej kolana. – Po tych słowach Benedyktynka dotknęła prawą nogę Michała, który jęknął z bólu.

-Panie oficerze, boję się, że waszmość złamałeś nogę i trzeba będzie założyć deszczułki.

-Jakie deszczułki! – zdenerwował się Michał. – Ja muszę jechać do Kobrynia.

-Jeśli pan pojedzie, to noga szybko spuchnie i będzie jeszcze gorzej.

-A odkąd to siostra zna się na medycynie? – zapytał ironicznie pułkownik.

-Znam się trochę panie oficerze, bo posługuję w tutejszym przytułku i leczę okolicznych ludzi ziołami. – Po tych słowach przed kościołem pojawił się przeor Franciszkanów, który zaniepokoił się tym co zobaczył.

-Coś złego się stało?

-Stoczyłem się po schodach i nie mogę ustać. Prawa noga mnie boli.

-Może niech siostra Aldona spojrzy na nogę pana pułkownika!

-Już patrzyłam czcigodny przeorze. Noga jest chyba złamana.

-Panie pułkowniku zaniesiemy cię do celi gościnnej i tam opatrzymy ci nogę – zaproponował przeor.

-Może dam radę wsiąść na konia – rzekł Michał, ale od razu poczuł silny ból i szybko usiadł na schodku. – No to już nawojowałem – dodał zdenerwowany. – Zanieście mnie do klasztoru – zwrócił się do żołnierzy, a wtedy kilku z nich zeskoczyło ze swoich koni i chwyciwszy pułkownika zanieśli go powoli do budynku klasztoru.

W ciągu kilkunastu minut dwaj zakonnicy z udziałem siostry Aldony usztywnili złamaną nogę pułkownika i nałożyli na nią bandaże. Następnie Franciszkanie opuścili celę, a towarzysząca im Benedyktynka zbierała resztki materiałów, które wykorzystała do opatrunku rannego.

-Dziękuję za opatrzenie mojej nogi i proszę o wybaczenie z powodu mego zachowania.

-Przyzwyczajona jestem do złości u chorych z powodu bólu – odparła zakonnica. – Będę się modlić o szybki powrót do zdrowia pana oficera – i po tych słowach wyszła z pomieszczenia. Zaraz też pojawił się w nim przeor, który usiadł na krześle i zapytał.

-Jak się to stało? Ostatnio naprawialiśmy schody i są całe – tłumaczył się przeor.

-To nie wina schodów, tylko moja głupota. Gdy schodziłem, odwróciłem się i poleciałem.

-Bywa i tak.

-Przyznam się czcigodny przeorze, że to wszystko przez tę zakonnicę.

-Przez siostrę Aldonę! – zdziwił się zakonnik i uśmiechnął się na chwilę. – A cóż ona zawiniła?

-Ta siostra jest niezwykle podobna do mojej zmarłej żony. Gdy ja ujrzałem, myślałem, że zobaczyłem ducha.

-Aż tak bardzo jest podobna?

-Teraz, gdy mi opatrywała nogę, przyjrzałem się jej dokładnie. Jest tak podobna do mojej zmarłej żony, jakby była jej siostrą bliźniaczką.

-Takie podobieństwa się zdarzają.

-A czy czasem siostra Aldona nie pochodzi z Tatarów litewskich?

-Tego nikt nie wie, bo znalazły ja siostry Benedyktynki w lesie, gdy miała kilka lat. To cud, że ją odratowały. Wychowała się u nich i jest jedną z najlepszych sióstr tego zgromadzenia. Ileż razy ratowała nas w chorobach, a ilu już ludzi wyleczyła ziołami, to tylko Pan Bóg to wie. Masz szczęście panie pułkowniku, że stało się to tutaj, bo z jej pomocą szybciej wrócisz do zdrowia.

-Nie nazwałbym tego szczęściem czcigodny przeorze, bo zamiast bić Ruskich, to będę musiał leżeć bezczynnie.

-Gdy ozdrowiejesz panie pułkowniku to wrócisz na wojnę i będziesz bił wroga. A jak już waszmość musisz się kurować, to chyba lepiej u nas, skoro niedawno byłeś jednym z Franciszkanów.

-Mam jedną prośbę. Czy do końca mojej kuracji może zostać ze mną mój sługa Jan, który jest kosynierem?

-Może zostać. Klasztor jest duży.

-Dziękuję za wszystko czcigodny przeorze i mam jeszcze jedna prośbę.

-Tylko jedną? – zażartował przeor?

-Muszę porozmawiać z porucznikiem Słowackim.

-Pan porucznik czeka przed drzwiami. Zaraz go zawołam – i po tych słowach wyszedł z celi, a po chwili pojawił się wspomniany żołnierz.

-Panie poruczniku przy siodle mojego konia jest sakwa z dokumentami. List i uniwersały pana naczelnika Kościuszki. Weźmiesz je ze sobą i przekażesz w Kobryniu generałowi Sierakowskiemu. Ruszajcie zaraz, bo czas nagli, a ja, gdy tylko będę mógł wsiąść na konia, dołączę do was.

-Życzę rychłego powrotu do zdrowia – oznajmił żołnierz i skłoniwszy się przed Michałem wyszedł z celi. Ten zaś rozmyślał nad niefortunnym zdarzeniem i dopiero po dłuższym czasie pogodził się z zaistniałą sytuacją.