Marian przyszedł do roboty ze świńskim ryjem. Przez pierwszą godzinę nawet żeśmy tego nie zauważyli, ale kiedy siedliśmy na papierosa majster zapytał, gdzieś ty Marian wczoraj był żeś taki zmarnowany? Fakt, Marian ładny nie był nigdy, ale teraz to przesadził. Tak się ześwinić…
Dopiero po paru dniach, kiedy już żeśmy się właściwie przyzwyczaili do jego mordy, Marian opowiedział nam co się stało. Był na imieninach u swojego szwagra Janka. U Janka jak to u Janka. Towarzystwo fajne, tyle że szemrane. Była tam też Czarna Wioletka. Coś tam jej widocznie Marian podpadł, bo go przeklęła na odchodnym. I rano Marian patrzy w lustro, a to nie on.
I tak już zostało. Później ktoś mi powiedział, że widział w jakieś chlewni knura z gębą Mariana, ale to chyba bujda.