Był raz sobie szczur leśny, który nazywał się Pimp. Pimp nie był specjalnie przystojny, ale w ogóle się tym nie przejmował. Właściwie chyba wcale go to nie obchodziło. Bo Pimp zajmował się zupełnie innymi sprawami. Od wczesnego dzieciństwa, kiedy był jeszcze małym szczurkiem, stawiał wszystkim napotkanym zwierzętom pytania w stylu: czym jest las, co to znaczy być leśnym szczurem, czy istnieje prawda obiektywna i takie różne. Zwierzęta, że nie potrafiły na nie odpowiedzieć, zdobywały się jedynie na riposty typu: „A co cię to obchodzi, gówniarzu?”, albo „A w ryja nie chcesz?”. Toteż Pimp był samotny.
Był jesienny dzień. Pimp obserwował spadające liście i rozmyślał o przemijaniu. Nagle nostalgiczną ciszę przerwał trzask pękającej skorupki orzecha, a na ścieżce przed Pimpem pojawiła się Miss Matecznika – wiewiórka Briżitka. Briżitka była głupia jak przysłowiowy pęk słomy, ale – trzeba oddać jej sprawiedliwość – miała naprawdę niesamowitą aparycję. Skłamałbym twierdząc, że Pimp wcześniej nie zwracał na nią uwagi. I owszem, ale tego rodzaju zainteresowania spychał szybko do podświadomości, bojąc się, że mogą one źle wpłynąć na przebieg procesów myślowych. Briżitka zagadnęła: „Cześć Pimp. Co porabiasz?”. „Rozmyślam o ambiwalencji dojrzewania, które niesie ze sobą mądrość, ale i zbliża do nieubłaganego końca” – odpowiedział Pimp. „Eee…” – rzekła na to wiewiórka – „no to cześć”. I hyc hyc zniknęła za drzewami.
Kiedy Pimp został sam, przez moment żałował, że na pytanie „Co porabiasz?” nie odpowiedział zwyczajowo „O tak se siedzę” – wtedy z pewnością Briżitka pobyłaby z nim dłużej, ale po chwili metafizyczny niepokój eschatologicznej zadumy wyparł z głowy szczura obraz rudej piękności.
Tej nocy śniła mu się orzechowa szafa.