Rozdział XIX. W połowie lipca 1794 roku wojska prusko-rosyjskie dowodzone przez Fryderyka Wilhelma II rozpoczęły oblężenie Warszawy. Miasto było jednak dobrze przygotowane do obrony, a obecność w nim naczelnika Kościuszki dodawała otuchy żołnierzom i mieszczanom.

W walkach z wojskami zaborców uczestniczył również Michał, któremu towarzyszył niezawodny Jan. Obaj stacjonowali w Mokotowie i służyli pod rozkazami generała Dąbrowskiego, który wyrastał na jednego z największych bohaterów insurekcji. Po miesiącu walk w mieście zaczęła szerzyć się drożyzna, mimo dostaw żywności, jaka napływała do stolicy zza Wisły, czyli z Pragi. Prowadzone przez wojska zaborców szturmy były dzielnie odpierane przez Polaków, którzy po chwilowych niepowodzeniach odzyskiwali utracone pozycje.

-Dostali wczoraj łupnia, to dzisiaj będzie spokój – stwierdził Michał, który powrócił do swojej kwatery znajdującej się w jednym z drewnianych domów.

-To dobrze, bo zdało by się trochę przespać – oznajmił zmordowany Jan.

-Kładź się na moim łóżku i śpij, dopóki nie będziesz mi potrzebny – i wtedy pułkownik dostrzegł uśmiech na twarzy podwładnego. Następnie wyszedł z domu i usiadł na drewnianej ławce usytułowanej pod drzewem. – Nie ma to jak w cieniu pod drzewem – rzekł sam do siebie i oparł się plecami o jabłoń. Po krótkim czasie zamknął oczy i wracał myślami do rodzinnego Janowa, gdzie spędził tyle szczęśliwych chwil. Później zaś, zapominając o trwającej wojnie, przywodził najpierw wspomnienia o Azeji, a następnie rozpamiętywał spotkania z Urszulą Dembińską.

-Uchu, uchu – zaczął nieśmiało żołnierz, który pojawił się przy Michale, ale nie miał odwagi, żeby przerwać mu jego zadumę. Wtedy jednak rozległ się huk spowodowany wystrzałem armatnim, który sprawił, że oficer otworzył oczy.

-Panie pułkowniku. Pan naczelnik Kościuszko wzywa cię do ratusza na dwunastą godzinę – zameldował żołnierz.

-Dziękuję waszmości za wiadomość. Zaraz się zbieram i jadę do ratusza – odparł Michał i skierował się do domu, w którym zastał pochrapującego Jana. Powoli zbliżył się do niego i dotknął ramienia. Kosynier był jednak tak rozespany, że zerwał się z łózka, nie wiedząc, gdzie jest i co się z nim dzieje. – Spokojnie Janie. Obudziłem cię, bo musimy jechać do ratusza. Ogarnij się i przyprowadź konie, a ja ogolę się przed wyjazdem, żeby nie wystraszyć naczelnika – zażartował na koniec. Następnie sięgnął po swoje przybory i szybko zrobił to co zapowiedział.

Po niedługim czasie obaj dotarli do Starego Miasta i jadąc główną ulicą mijali liczne szubienice, na których wisiały portrety niektórych dygnitarzy Rzeczypospolitej, których uznano za zdrajców. Widok ten zaskoczył Jana, który od dwóch tygodni nie bywał w mieście i nie wiedział co się tam działo.

-Co to za portrety?

-To zdrajcy, których nie udało się powiesić – odparł z uśmieszkiem Michał.

-Trochę to dziwne, żeby wieszać portrety zamiast ludzi.

-Jakobini i mieszczanie domagali się osądzenia wszystkich zdrajców, a naczelnik Kościuszko się zgodził. Teraz zdrajcy będą wiedzieć co ich czeka, gdy dostaną się w nasze ręce.

-A dlaczego jeszcze nie powiesili króla, skoro wszyscy mówią, że to taki zdrajca? – zapytał Jan widząc wolną szubienicę.

-Króla nie można powiesić, bo wtedy zaborcy mieliby pretekst i ogłosiliby w całej Europie, że muszą zwalczać rewolucję?

-A co to jest ta rewolucja?

-Jakby ci to powiedzieć Janie? To takie wywrócenie porządku, który obowiązuje od wieków – oświadczył Michał i zaprzestał dalszej rozmowy. Gdy w końcu podjechali pod ratusz Michał zostawił konia swemu podwładnemu, aby go pilnował. Wtedy też podeszła do niego jedna z warszawskich mieszczanek, która sprzedawała bułki.

-Wielmożny panie oficerze, jak długo jeszcze ruskie i pruskie będą nas oblegać?

-Myślę, że już niedługo.

-Ale ruskie i pruskie nie zdobędą Warszawy?

-Po to tu jesteśmy, żeby nie zdobyli – odparł Michał.

-Pytam się wielmożny panie oficerze, bo podobno ruskie zdobyły Wilno?

-To już wiadomo o tym w Warszawie? – zdziwił się pułkownik.

-Wiadomo. Już wczoraj było wiadomo.

-W Wilnie było mało wojska, a w Warszawie jest go dużo.

-A czy na pewno dużo, wielmożny panie oficerze?

-Na pewno. A co najważniejsze, w Warszawie jest naczelnik Kościuszko i on obroni miasto.

-To skoro tak, ta ja dam wielmożnemu panu oficerowi bułkę za darmo – i wyjęła z koszyka pieczywo, które podała Michałowi.

-Dziękuję – rzekł Michał, a następnie przerwał bułkę na pół i dał połowę Janowi. Ten zaś uśmiechnął się od razu i na znak wdzięczności skłonił się przed Michałem. Pułkownik idąc w ślady kosyniera pospiesznie zjadł drugą połowę bułki i szybkim krokiem udał się do ratusza.

Tam zaś oprócz Kościuszki zastał księcia Poniatowskiego i kilku generałów, którzy dowodzili wojskiem na poszczególnych odcinkach umocnień Warszawy.