W wielu dziedzinach życia przyjęło się, że pierwsza setka skłania do podsumowań. Robert Lewandowski właśnie rozegrał setny mecz w barwach Barcelony. Liczba, z której przede wszystkim jest rozliczany, poraża. Polak strzelił bowiem w tym czasie sześćdziesiąt trzy gole.

Statystycy postanowili porównać wyczyn Lewego z dokonaniami na tożsamym dystansie innych mniej lub bardziej współczesnych napastników.

Co pierwsze rzuca się w oczy? Robert w momencie rozgrywania setnego meczu był zdecydowanie najstarszy w zestawieniu. Cóż, on już przybył do Barcelony „wiekowy”. Premierowy sezon zakończył z koroną króla strzelców, co było wielkim wyczynem, bo przecież w Realu wciąż grał Karim Benzema, który dopiero co dostał Złotą Piłkę. Na dokładkę Barca została mistrzem Hiszpanii! Drugi sezon Polaka nie był już tak spektakularny, ale bardzo dobry z pewnością. Dziewiętnaście ligowych goli to wynik zacny. A teraz są widoki na poprawę tego rezultatu!

Dobrze, zatem z kim Robert został zestawiony? Ciekawostką jest dziewiąte miejsce Leo Messiego, który wówczas (2008) snajperem i piłkarzem totalnym dopiero się stawał. Porównajmy jednak Lewego z ludźmi.

Pedro to skrzydłowy, więc sama jego obecność na liście (ex aequo z Messim) znakomicie o nim świadczy i przypomina, jak dobry był to piłkarz. Klasycznym napastnikiem nie nazwiemy również Ronaldinho. Ale to facet, który w latach 2004-06 grał na poziomie nieosiągalnym dla całej reszty (poza Messim), więc goli też musiał strzelać dużo.

David Villa to król strzelców EURO 2008 i Mundialu 2010 (oficjalnie był nim Thomas Muller), który do Barcelony trafił w swoim szczycie, ale strzelaniem goli musiał się dzielić. Thierry Henry dołączył po spektakularnych latach w Arsenalu. Francuz był wielkim napastnikiem, ale już nie tak dobrym, jak w Anglii. Ale Lewy też nie jest (?) tak dobry, jak w Bayernie, a liczby ma od Henry’ego lepsze! No i – co podkreślić znów należy – jest starszy.

Patrick Kluivert strzelał w Barcelonie dużo, ale nie bardzo dużo – bo też nie był to nigdy snajper wybitny, a na pewno nie w zestawieniu z najlepszymi w XXI wieku. Neymar mógł wszystko, ale najlepiej spełniał się jako „ten drugi” w Barcelonie – co widać po liczbie goli.

Przed Lewym na liście jest tylko dwóch strzelców. Samuel Eto’o i Luis Suarez to były wówczas bestie, napastnicy z pewnością nie gorsi od Lewandowskiego. Tyle, że – w odróżnieniu od Polaka – Kameruńczyk i Urugwajczyk grali w najlepszych zespołach Barcelony w całej jej historii.

Co ten wynik mówi o Lewym? Że cały czas jest (bliżej czterdziestki niż trzydziestki) fenomenalnym napastnikiem. Modelowym, bo przez lata udoskonalającym każdą umiejętność. Teraz, kiedy w „podeszłym” wieku po prostu musi być słabszy niż wcześniej, nadrabia to wszechstronnym wyszkoleniem. No i, na szczęście, przeważnie jest zdrowy.

Lewy już nikogo nie goni. To jego inni będą gonić!