Koleżka spędził kilka dni w Holandii – łaził po Amsterdamie i wszedł do sklepu ze starymi winylami. I trafił w nim na prawdziwy skarb: płytę Ewy Demarczyk (radzieckie wydanie) z jej odręczną dedykacją i autografem na kopercie. Holender chciał 7 euro, Nasz Człowiek z Amsterdamu stargował na 6.