Do obligatoryjnych czynności przed akcjami w terenie miejskim należało przerywanie łączności. Telekomunikacyjna izolacja okupanta kupowała cenny czas. Nie inaczej postąpili czterej bojowcy przed przystąpieniem do uwolnienia aresztantów w Zwoleniu.

Pod budynkiem poczty „Baca” wykorzystując drabinę do wożenia snopków, którą przezornie zabrali na „robotę” (narzuca się pytanie techniczne, a skądinąd wiadomo jak ważne są szczegóły podczas zbrojnych akcji: skąd wytrzasnęli ten ersatz drabiny, przywieźli na rowerach, co wiązałoby się z wieloma co najmniej niedogodnościami, czy „pożyczyli” na miejscu?) wspiął się na słup i piłką do cięcia metalu przeciął druty telefoniczne. Na dole stali „Bula”, „Komar” i „Mały Jaś”. Postawny „Baca” wespół z rosłym „Bulą” w odróżnieniu od mikrych towarzyszy przebrani byli w gestapowskie mundury. Wzrost legitymizował „nordyckie” pochodzenie. Szkopuł w tym, że były to mundury oficerskie. Zatem jeden budzący grozę oficer w mundurze wyjściowym usilnie przecinał kable na słupie telefonicznym, zaś drugi, przewyższający stopniem pierwszego, koleżeńsko przytrzymywał drabinę. Na taki widok nieodrodny kawalarz i śmieszek „Komar” zaczął się głośno rechotać, po czym na karcące spojrzenie gestapowskiej szarży o szczerej twarzy koleżki „Buli” krztusząc się ze śmiechu, wypalił z kabaretową intonacją: – „Co za przecudny widok”. „Bula” nie wytrzymał i parskając śmiechem, porwał za sobą pozostałych. Rechotał „Mały Jaś”, a nawet „zimny”, gestapowski oficer „Baca” tnący kable na drabinie.

Wyobraźmy sobie tę sytuację. Hitlerowska okupacja, godzina policyjna, głucha noc w centrum małego miasteczka, co jakiś czas niemieckie patrole, a tu czwórka rechoczących w najlepsze ziomali, z których jeden w mundurze gestapowskiej szarży zapamiętale piłuje telefoniczne kable, zaś druga szarża podtrzymuje drabinę, ubezpieczana przez dwóch uzbrojonych, wiejskich mikrusów. Mało tego, „wśród nocnej ciszy” opadające na kocie łby kable powodowały przeraźliwy hałas. Normalnie boki zrywać, co(1)?

PS.
Śmiechy i chichy łagodziły napięcie, jednak chłopaki byli przygotowani na najgorsze. Wyruszyli z mocnym postanowieniem – żywi nie wpadną w szwabskie łapy.

___

1. Gołąbek Władysław, „Boryna”, Bez rozkazu, s. 53.