-Cieszę się, że mogę poznać pana pułkownika.
-Ja również się cieszę, że mogę poznać przyszłego zięcia pani starościny wolbromskiej.
-Dobrze się składa, bo po ostatniej bitwie matka mojej wybranki napisała do mnie pytając, czy coś wiadomo o losie pana pułkownika? Nie ukrywam, że napisałem pani starościnie to o czym mi mówiono, czyli, że słuch zaginął o waszmości, i że najprawdopodobniej zginąłeś waszmość pod Szczekocinami.
-Będę wdzięczny, jeśli odpiszesz waszmość pani starościnie, że przeżyłem bitwę i jestem cały i zdrowy – poprosił Michał.
-Oczywiście, że odpiszę mojej przyszłej teściowej, tym bardziej, że z listu wyczułem wielkie zatroskanie o pana pułkownika – oznajmił Czacki. – Musiałeś waszmość przypaść do gustu matce mojej wybranki – zażartował na koniec.
-Miło to słyszeć i proszę o rychłe napisanie listu.
-Zaraz napiszę list, w którym wspomnę o waszmość panu i od razu poślę go do Krakowa. – Tu Czacki skłonił się i opuścił pomieszczenie, a zaraz potem ponownie otworzyły się drzwi, w których stanął Julian Ursyn Niemcewicz.
-Witam pana pułkownika i o ile mnie pamięć nie myli, pisarza bajek z morałem – zażartował Niemcewicz.
-Ja również witam nadzieję polskiego pisarstwa – zażartował z kolei Michał.
-Teraz jestem osobistym sekretarzem pana naczelnika. Zapraszam do środka. Pan naczelnik jest już wolny – oznajmił Niemcewicz i wskazał ręką na drzwi. Michał skłonił się więc przed generałem Dąbrowskim i pospiesznie wszedł do środka.
Przez blisko godzinę pułkownik Kossakowski prowadził rozmowę z Tadeuszem Kościuszko, który na chwilę zapomniał o bieżących kłopotach słuchając najpierw jego relacji, a następnie konsultując z nim pewne kwestie wojskowe. Po zakończeniu wizyty Michał wyszedł z pałacu biskupiego i dostrzegł czekającego na niego Tadeusza Czackiego.
-Wysłałem list do pani starościny, a większość tego listu poświęciłem waszmości.
-Dziękuję waszmości – wtrącił oficer i skłonił się przed przyszłym zięciem Dembińskiej.
-Przyznam się, że gdy byłem w maju w Szczekocinach pani starościna, moja dobrodziejka, wspomniała mi, że najpierw wyda za mnie starszą córkę Anzastazję, a później pomyśli o własnym szczęściu. – Tu uśmiechnął się do Michała i mówił dalej. – Nie ukrywam, że mnie to zastanowiło, bo wcześniej pani starościna cały czas mówiła, że nie myśli o ponownym ożenku.
-Pani starościna wolbromska to atrakcyjna kobieta.
-To prawda, ale wielokrotnie przy mnie żartowała, że ma już dość adoratorów, którzy starają się o jej rękę, a właściwie o jej majątek.
-Ja też to słyszałem od niej – potwierdził Michał.
-Jestem ciekaw, kto tak bardzo zakręcił ostatnio w głowie pani starościnie – i znowu uśmiechnął się do Michała.
-Wielu ubiega się o jej rękę, bo sam widziałem to w Krakowie.
-Chyba tu chodzi o waszmość pana. Mam trochę racji czy też nie?
-Nie będę ukrywał przed waszmością, że pani starościna podoba mi się, ale ja niedawno pochowałem żonę i póki co, to o nowej nie myślę.
-Jeśli można wiedzieć, to dawno zmarła żona waszmości? – zaciekawił się Czacki.
-Jesienią będzie dwa lata.
-To już waszmość swoje wycierpiałeś. Ale gdyby było tak, jak myślę, to bardzo by mnie to ucieszyło – i znów uśmiechnął się do Michała. Ten również się uśmiechnął i oznajmił.
-Skończy się insurekcja, to zobaczymy. – Następnie skłonił się przed Czackim i podszedł do Jana, który pilnował koni. – Teraz możemy iść coś zjeść.
-A może przed tym pojedziemy na grób Bartosza.
-To Bartosz nie żyje? Widziałem pod Szczekocinami, że został ranny, ale nie myślałem, że tak bardzo – oznajmił ze smutkiem Michał. – Co za dzień. Same złe nowiny.
-Szkoda mi go bardzo, bo to był porządny i dobry chłop.
-I odważny kosynier. Jedziemy na jego grób – rzekł Michał i pospiesznie wsiadł na konia, a za nim to samo zrobił Jan. Dość szybko zajechali pod pobliski kościół, przy którym znajdowały się groby zmarłych. Tam też dostrzegli dwóch grabarzy, którzy kopali nowy grób. Michał zszedł z konia i przeżegnawszy się podszedł do nich, a ci od razu przerwali swoją czynność.
-Szukam grobu Bartosza Głowackiego, chorążego kosynierów.
-Mości panie oficerze! Tutaj go nie ma, bo tutaj chowają tylko oficerów. Chłopów chowają tam dalej – odparł pierwszy z mężczyzn, który był starszy wiekiem od swego kolegi.
-Ten Bartosz ma mogiłę tam za murem. Pójdę i pokażę jaśnie panu oficerowi.
-Nie jestem jaśnie panem – zezłościł się Michał. – Jestem panem oficerem.
-Dobrze panie oficerze – poprawił się grabarz i szybkim krokiem szedł za mur okalający przykościelny cmentarz. Wtedy też Michał dał znać Janowi, żeby zostawił konie i poszedł za nim. Wkrótce potem pułkownik znalazł się przy świeżo usypanym grobie, w który wbity był brzozowy krzyż, a na nim zawieszona była krakuska Bartosza Głowackiego. Michał od razu uklęknął na ziemi i modląc się za zmarłego przypominał sobie chwile, gdy walczył z chorążym kosynierów.