Wśród przezroczystych kolegów, on zawsze wyróżniał się barwnością. Pewny siebie, ale nie pyszałkowaty. Mówił co myślał, nie oglądając się na reakcje innych. Przy tym robił to w taki sposób, że trudno było go za to nie lubić. A przede wszystkim był świetnym bramkarzem. Wojciech Szczęsny kończy karierę…
Kiedy miał swój dzień, to zachwycał niczym najwięksi artyści z frontu, typu Ronaldinho czy Zidane. Bronił wówczas w sposób spektakularny. Obdarzony genialnym refleksem, świetny na linii i na przedpolu. W ostatnich latach w Juventusie wyraźnie poprawił grę nogami. Kompletny bramkarz. Nikt nigdy nie określał go numerem jeden na świecie, bo po prostu zawsze byli lepsi. Ale ten facet przez kilkanaście lat był w ścisłej czołówce! Niestety, nie zawsze udowadniał to na wielkich turniejach…
Mistrzostwa Europy w Polsce zakończył, choć ledwie się rozpoczęły. Dostał czerwoną kartkę w meczu otwarcia, a gdy odbębnił karę, to Biało-Czerwonych już w turnieju nie było. Cztery lata później doznał kontuzji w pierwszym spotkaniu, a bohaterem najlepszego naszego występu w XXI wieku został Łukasz Fabiański. Na mundialu 2018 miał pecha, bo do jego bramki wpadało wszystko, co leciało w jej kierunku. Trudno zapomnieć również wygłup tria Krychowiak-Bednarek-Szczęsny z meczu z Senegalem. No, nie pomagał…
W 2021 roku był kiepski mecz ze Słowacją i (wreszcie) wybitny z Hiszpanią. Półtora roku później zaś Wojciech Szczęsny zagrał w Katarze turniej życia. Bronił fenomenalnie, wielokrotnie ratował kolegów, a występ spuentował zatrzymaniem strzału z rzutu karnego Leo Messiego, zmierzającego przecież po nieśmiertelność. Był najlepszym bramkarzem fazy grupowej, a może całych(?) mistrzostw!
Ostatni, jak się okazało, akt w karierze przypadł na niedawne mistrzostwa Europy. Turniej bez historii i dla Polski, i dla Szczęsnego. Wojtek od dawna przebąkiwał o zakończeniu reprezentacyjnego rozdziału, ale w czerwcu nic wprost nie padło. Wydawało się więc, że zostanie do mundialu… A przynajmniej pogra jeszcze w Juventusie, a za dwa-trzy lata wyjedzie na przedemerytalny okres ochronny w egzotycznych okolicznościach przyrody. Kilka tygodni temu rozstał się z włoskim klubem, więc media przerzucały się nazwami jego potencjalnych nowych pracodawców. A jednak, dzisiaj Wojciech Szczęsny powiedział: koniec.
I w sumie trudno się dziwić. Szczęsny to człowiek nieoczywisty, więc akurat po nim można było spodziewać się decyzji… niespodziewanej. Piękna kariera: wyjazd w szczenięcym wieku do Londynu, wywalczenie miejsca w bramce Arsenalu Arsene’a Wengera. Potem dwuletnia przygoda w Romie, gdzie bardzo dobrą grą zapracował na transfer do Juventusu. Do Turynu jechał jako bramkarz ukształtowany; mimo to podkreśla, jak wiele nauczył się od mistrza Gianluigiego Buffona, u boku którego przez rok terminował, grając i tak niemało. Od sezonu 2018/19 przez sześć lat był niekwestionowanym numerem jeden Starej Damy, gwiazdą drużyny. Kiedy miał zły czas, Massimiliano Allegri ani myślał z niego rezygnować. Taką Szczęsny miał pozycję w tym wielkim klubie.
Odchodzi świetny bramkarz, zostaje niebanalny człowiek.