Rozdział XVII. Nazajutrz po bitwie pod Szczekocinami Michał wraz z Janem opuścili młyn nad Pilicą, gdzie przenocowali i drogami prowadzącymi przez lasy udali się w stronę Słupi.
Dotarli tam późnym ranem i skierowali się do pałacu Michałowskich. Pułkownik spodziewał się, że otrzyma tam wydatną pomoc i będzie mógł dołączyć do wojska polskiego, które kierowało się w stronę Warszawy. Gdy obaj żołnierze stanęli przed drzwiami słupskiego pałacu pojawił się lokaj, który zaprowadził ich do salonu, a tam Michałowscy spożywali akurat śniadanie. Michał skłonił się lekko przed właścicielami i niepewnie przemówił.
-Jestem pułkownik Kossakowski i przedwczoraj byłem goszczony przez wielmożnych państwa w tym pałacu.
-Oszem, byli u nas panowie oficerowie, ale waszmości sobie nie przypominam – oświadczył Antoni Michałowski i dalej spożywał śniadanie.
-A ja pamiętam cię, panie pułkowniku. – Tu Michałowska zmierzyła wzrokiem Michała i uśmiechając się do niego dodała. – Pamiętam waćpana, bo waszmość jako jedyny, oprócz pana naczelnika Kościuszki, nie drwiłeś z mojego występu.
-Ależ moja droga! Ja z ciebie nie drwiłem – wtrącił Antoni.
-Może nie drwiłeś, ale widziałam jak się ironicznie uśmiechałeś. – Tu ponownie spojrzała na Michała i dokończyła wypowiedź. – Może mi to nie wyszło najlepiej, ale ja chciałam umilić czas panom oficerom.
-Było nam bardzo miło, pani dobrodziejko.
-Siądź panie pułkowniku do stołu i posil się z nami, bo widać jak bardzo zmęczyła waszmości wczorajsza bitwa. – Po tej propozycji Michał spojrzał na Jana i zwrócił się do Józefy Michałowskiej.
-A czy mógłby się dosiąść do stołu mój żołnierz Jan, który wczoraj został ranny?
-Wolne żarty, panie oficerze! – rzekł Antoni i uśmiechnął się na chwilę. – Mam jeść śniadanie z byłym moim chłopem?
-Teraz to jest żołnierz – przemówił zdecydowanie Michał.
-To dlaczego nie ma munduru jak waszmość, tylko chodzi w chłopskiej sukmanie?
-Chodzi w chłopskiej sukmanie, bo nasza biedna Rzeczpospolita nie ma pieniędzy, żeby zakupić dla kosynierów mundury.
-Jacy to żołnierze! Pożal się Boże. Nie dziwota, że wczoraj przegraliście bitwę.
-Waszmość nie walczyłeś, więc nie obrażaj żołnierzy, zwłaszcza tych, którzy zginęli – odciął się Michał.
-Nie praw mi tu morałów waszmość, zwłaszcza, gdy jem śniadanie.
-Szkoda mój drogi, że nie byłeś taki odważny wczoraj, gdy pojawili się pruscy żołnierze – włączyła się Józefa. – Chodź Janie za mną do kuchni. Każę ci przygotować jedzenie, a ty panie pułkowniku siadaj do stołu. – Po tych słowach Jan udał się z Michałowską, zaś Michał usiadał na krześle i czekał, aż służąca przyniesie dla niego talerz i naczynia, aby mógł spożyć posiłek.
-Byli tu wczoraj Prusacy? – zapytał pułkownik.
-Byli popołudniu. Godzinę po tym, jak nasze wojsko opuściło Słupię i poszło na Jędrzejów. Prusacy chwalili się, że zabili ponad tysiąc naszych, a piętnaście tysięcy wzięli do niewoli.
-To niemożliwe, bo całe nasze wojsko liczyło czternaście tysięcy żołnierzy – oznajmił Michał, a po jego słowach służąca postawiła przed nim talerz i metalowy kielich. Po chwili zaś do stołu powróciła Józefa, która włączyła się do rozmowy.
-Rozmawiałam z rannym generałem Madalińskim, który powiedział mi, że zabitych i wziętych do niewoli było około tysiąca.
-Podobno pan naczelnik Kościuszko podczas bitwy stracił głowę i podobno miał chwilę załamania? – zapytał Antoni.
-Od kogo to słyszałeś, mój drogi?
-Od generała Grochowskiego, moja droga – odparł uśmiechając się do niej.
-Przecież generał Grochowski poległ wczoraj w bitwie.
-Nie pamiętam od kogo to słyszałem, ale od kogoś słyszałem – zdenerwował się nieco Antoni. Następnie spojrzał na Michała i zapytał. – A waszmość co robiłeś, że nie było cię z resztą wojska?
-Po ataku na pruskie działa razem z Janem zostałem odcięty od naszego wojska i musieliśmy uciekać z pola bitwy.
-Mało chwalebnie, panie pułkowniku – zadrwił Antoni. Słowa te na tyle poruszyły Michała, że odłożył jedzenie i krótko oznajmił.
-Dziękuję za posiłek.
-Nie obrażaj się panie pułkowniku i nie zważaj na to głupie gadanie – stwierdziła Józefa i wymownie spojrzała na męża.
-Głupie gadanie! Nie obrażaj mnie moja droga, bo nie jesteśmy sami.
-A ty mój drogi nie obrażaj pana pułkownika, bo pan pułkownik w przeciwieństwie do ciebie bił się wczoraj z Prusakami i Ruskimi.
-Gdybym był młodszy też bym się bił.
-Byłeś młody mój drogi i wtedy też się nie biłeś.
-Bo wtedy nie było wojen, tak jak teraz – nie dawał za wygraną Antoni.
-Panie pułkowniku, a może napije się pan wina, żeby nieco zapomnieć o wczorajszej bitwie?
-Nie odmówię, pani dobrodziejko – odparł Michał.
-Moja droga przypomnę ci, że mnie nie pozwalasz napić się wina do śniadania, bo jak twierdzisz, jest za wcześnie na wino!
-Ale dzisiaj możesz się napić z panem pułkownikiem – i uśmiechnęła się do męża, któremu od razu poprawił się humor.
-Chciałem zapytać wielmożnych państwa czy mógłbym pożyczyć dwa konie?
-Od wczoraj mamy tylko cztery konie we dworze.
-Daliśmy kilka koni naszym żołnierzom, gdy wczoraj się wycofywali – wyjaśniła Józefa.
-Jeśli damy ci pułkowniku dwa konie, to kto nam będzie ciągnął powóz? – zapytał ironicznie Antoni.
-Chyba będziemy ci mogli pomóc, panie pułkowniku.
-Ale kto wtedy będzie ciągnął nasz powóz? Chyba, że będziemy chodzić pieszo moja droga!
-Mamy jeszcze kilka koni w drugim dworze we Sprowie. To niedaleko stąd panie pułkowniku. Za półtorej godziny tam dotrzemy.
-Moja droga, ale żeby pojechać do Sprowy trzeba jechać przez Wywłę, gdzie wczoraj była bitwa, a tam zapewne stoją jeszcze pruskie i ruskie wojska.
-Nie musisz jechać ze mną, mój drogi. Ja się nie boję ani jednych, ani drugich.
-Nie chcę pani dobrodziejko, żebyś się narażała dla nas – włączył się Michał.
-Jan siądzie z przodu i będzie furmanem, a ty panie pułkowniku założysz na siebie sutannę, którą pożyczymy od proboszcza. Jako ksiądz nie będziesz waszmość wzbudzał podejrzeń.
-Wyborny pomysł pani dobrodziejko – pochwalił ją pułkownik.
-Gdy dotrzemy do Sprowy dostaniesz waszmość dwa konie i wtedy razem z Janem zdołacie dołączyć do naszego wojska. – Po tych słowach Michał powstał z krzesła i zbliżywszy się do Michałowskiej skłonił się w pas, a gdy ta wyciągnęła rękę, od razu ją ucałował.