ciąg dalszy rozdziału XXIII, w którym bierzemy udział w niesamowitym obrzędzie

-Ja do księdza Żubrowicza – rzekł Michał. Służąca zmierzyła go surowym wzrokiem i oznajmiła.

-Czcigodny dobrodziej ma teraz popołudniową drzemkę i bardzo nie lubi, gdy mu się przeszkadza.

-Trudno poczekam – oznajmił Michał i usiadał na schodach. Widząc to kobieta spojrzała na Michała i oznajmiła.

-Pójdę i obudzę czcigodnego dobrodzieja. – Michał podziękował jej poprzez skinienie głową i siedział zmęczony na schodach. Po krótkim czasie usłyszał kroki duchownego i podniósł się ze schodów.

-Na miły Bóg! Cóż się stało panie Michale? – zapytał troskliwie Żubrowicz.

-Przyjechałem pochować narzeczoną.

-W taką pogodę!

-Deszcz już przestaje.

-A kim jest narzeczona panie Michale?

-Byłem tu z nią jednej niedzieli na mszy.

-A pamiętam. To ta nawrócona Tatarka. Ale nie wiedziałem, że to twoja panie Michale narzeczona. Szkoda biedaczki, bo młoda i miła dziewczyna. A no co jej się zmarło?

-Kozacy ją zhańbili, a potem utopili – skłamał Michał. Słowa te zrobiły piorunujące wrażenie na duchownym, w którego wstąpiła złość.

-Boże wielki i wszechmogący, czemuż na to wszystko pozwalasz! – i wymownie spojrzał w niebo. – Słyszałem, że kilka dni temu hetman Kossakowski najechał i splądrował Niemieżę.

-Zabiję sukinsyna i to już niedługo.

-Bój się Boga panie Michale.

-Myślę, że pan Bóg mi to wybaczy.

-Bluźnisz panie Michale. – Tu Żubrowicz zastanowił się na chwilę i dodał. – Twój stryj jest gorszy od Moskali, ale zobaczysz, że Bóg go pokarze i to już niedługo.

-Księże kanoniku, za co mnie to wszystko spotkało? – zapytał rozgoryczony Michał i oparł się o futrynę drzwi. Wtedy też duchowny przytulił na chwilę Michała do siebie i cicho odparł.

-Nie wiem panie Michale. Ale widocznie tak musiało być. – Po chwili Michał opanował emocje i zapytał Żubrowicza.

-Pochowasz ją teraz księże kanoniku?

-Zaraz założę żałobne szaty i pójdziemy ją pochować.

-A teraz przed pogrzebem udzielisz nam ślubu? – Słowa te zaskoczyły zupełnie Żubrowicza.

-Panie Michale, jakże ja mam dać ślub jak ona nie żyje! Nie mogę tego zrobić

-Chciałem ją poślubić już wcześniej, ale najpierw była wojna, a potem umarł jej ojciec i nie zdążyłem.

-Panie Michale, nie wiesz nawet jak bardzo cię lubię, bo jesteś poczciwym człowiekiem, jakich teraz mało, ale tego zrobić nie mogę – tłumaczył się Żubrowicz.

-To ja tu będę czekał przed kościołem, aż się zgodzisz księże kanoniku. – Po tych słowach Michał skierował się pod drzwi wejściowe i krzyknął na swego sługę. – Podjedź tu Walenty – i po chwil ten spełnił jego polecenie. Zaraz też obok nich pojawił się ksiądz Żubrowicz.

-Zlituj się panie Michale nade mną. Zrozum mnie, nie mogę tego zrobić. Biskup zakazałby mi posługi duchownej. – Michał jednak nic nie opowiedział, tylko ze spuszczoną głową stał przed drzwiami kościoła. – Ja nie mogę, ale może twój stryj, ksiądz biskup, da wam ślub.

-Ja już go o nic nie poproszę. Myślałem, że mi pomożesz księże kanoniku, ale trudno. Spróbuję gdzie indziej. – Następnie zwrócił się do swego sługi. – Ruszaj Walenty, jedziemy do Kupiszek. Może tam się uda.

-Tak panie. Jedziemy do Kupiszek. Tam się może uda – powtórzył Walenty i ruszył z miejsca. Gdy kareta z trumną ujechała kilkadziesiąt metrów Michał usłyszał głos Żubrowicza.

-Zatrzymaj się panie Michale. Dam ci ten ślub, ale musi być jakoś uproszczony. – Słowa te wywołały ulgę u Michała, który odwrócił się i uśmiechnął się do Żubrowicza.

-Wiedziałem, że tu mogę liczyć na pomoc – rzekł Michał i zbliżywszy się do duchownego ucałował go w rękę.

-Przestań panie Michale, bo nie jestem papieżem, żeby mnie po rękach całować.

-Dziękuję, po trzykroć dziękuję – podziękował Michał.

-O takim ślubie jeszcze nie słyszałem i nie myślałem, że czegoś takiego doczekam. Pójdę po klucze do drzwi kościelnych. Ale do metryki kościelnej nie mogę was wpisać!

-Obejdzie się bez metryki – odparł Michał i cierpliwie czekał na powrót duchownego.

Po otwarciu drzwi kościelnych Michał z Walentym wnieśli trumnę do kościoła i położyli ją przed ołtarzem. Następnie przynieśli katafalk i postawili na nim trumnę z ciałem Azeji.

-Zdejmij Walenty wieko trumny – polecił Michał.

-Już panie zdejmuję wieko trumny – potwierdził sługa Michała i spełnił jego polecenie.

-Jak zmarła miała na imię? – zapytał ksiądz Żubrowicz.

-Azeja Maria Sękowicz – odparł Michał, w oczach którego pojawiły się znowu łzy.

-Nawet nie wiem jak przerobić przysięgę małżeńską. Muszę się chwilę zastanowić – rzekł Żubrowicz i zastanawiał się przez moment, aż w końcu dodał. – Przydała by się jakaś obrączka.

-Obrączki nie mam, ale mam rodowy sygnet – oznajmił Michał.

-No dobrze. Zaczynajmy – rzekł Żubrowicz i zrobił znak krzyża świętego. – Dotknij panie Michale jej prawej dłoni – i ten od razu pochwycił dłoń Azeji. Następnie Żubrowicz obwiązał stułą ich dłonie i westchnąwszy głęboko zaczął modyfikować tekst przysięgi małżeńskiej. – Mości panie Michale Kossakowski, czy chcesz, aby Azeja Maria Sękowicz była przed Bogiem uznana jako twoja małżonka – i tu wymownie spojrzał na Michała. Ten zaś łamiącym się głosem odpowiedział.

-Tak, chcę.

-Ślubujesz jej szacunek i wieczną pamięć małżeńską.

-Ślubuję – odparł Michał.

-Panie Boże ty łączysz węzłem małżeńskim, zatem uznaj tych dwoje za małżonków. – Tu Żubrowiczowi załamał się głos, a po jego policzkach spłynęły dwie duże łzy. Następnie zawrócił się do Michała. – Nałóż jej panie Michale sygnet. – Wtedy Michał zdjął z palca rodowy sygnet i z trudem nałożył go na palec Azeji. W tym czasie Żubrowicz sięgnął po kropidło i poświęcił oboje święconą wodą. Zakończywszy tę ceremonię usiadał przy ołtarzu i zwrócił się do Michała. – Poślę zaraz swoją gospodynie do grabarza, aby szybko wykopał dół na grób na cmentarzu, a ty panie Michale chodź ze mną na plebanię. Musisz posilić się trochę przed pogrzebem.

-A mogę zabrać na plebanię Walentego?

-Pewnie, że tak – odparł Żubrowicz.

-Idź Walenty za księdzem na plebanię. A ja zaraz do was dołączę.

-Idę panie, a ty zaraz do nas dołączysz – potwierdził Walenty i otarł łzy ze swoich oczu. Michał zaś dalej stał przy trumnie Azeji i wpatrywał się w jej twarz, wiedząc, że już więcej jej nie zobaczy.

 

ciąg dalszy za tydzień