Stanął przed komnatą, straże nawet nie drgnęły. Żołnierze znali go doskonale, a poza tym on, Siwy jak o nim mówili, mógł wchodzić wszędzie. Zapukał, a ponieważ nikt mu nie odpowiedział, pchnął drzwi. W migotliwym świetle zobaczył wielkie łoże, a na nim dwie postaci. Twarz następcy tronu mignęła i zniknęła, a dalej dostrzegł innego mężczyznę.
Siwy odwrócił wzrok, skrzywił usta. Ciągle nie mógł się przyzwyczaić do upodobań księcia, mimo upływu wielu lat i wielu okazji, w których mógł wszystko dokładnie obserwować.
– Już czas, wasza wysokość – szepnął. – Już czas – powtórzył. Książę spojrzał na niego, westchnął i gestem dał znać, by wyszedł. Stary skłonił się i zniknął za drzwiami. Następca tronu odepchnął kochanka, wstał, zaczął się ubierać. Przypiął do boku krótką szpadę, odgarnął długie włosy.
– Będziesz ze mną?
– Do końca, wasza miłość – powiedział młody mężczyzna, zakładając strój gwardzisty. Miał twarz anioła, bez zarostu, na głowie jasne loki. Błękitne oczy, rozmarzone jak u poety patrzyły, jakby chciały zajrzeć w duszę każdemu, kogo spotkał. I zaglądał. Dzieciak, dziewczyna prawie, ale niejednego, który się na jego wygląd nabrał, ten aniołek wyprawił prosto do Boga.
Stary musiał odwiedzić jeszcze jedną komnatę. Musiał i chciał. Tyle tam było wspomnień, tyle westchnień, pocałunków, miłości. Jedyne miejsce na świecie, gdzie mógł odetchnąć, na chwilę odpiąć szpadę, usnąć z uśmiechem. Wszedł. Królowa siedziała przy oknie, patrzyła w gwiazdy. Nawet nie drgnęła, słysząc kroki i skrzypienie drzwi. Podszedł, ukląkł, ucałował jej dłoń. Oparł czoło na poręczy krzesła. Mimo wszystkich chwil, które pamiętali razem, ona ciągle była jego panią, a on – tylko sługą. Tak sobie obiecali, że tak będzie, bo tak jest prościej, nawet gdy byli sami. Królowa pogładziła go po włosach.
– Przyjedzie?
– Wysłałem po niego najlepszych ludzi – powiedział Siwy.
– Obiecaj mi, że dzisiaj w nocy nikt nie będzie długo cierpiał.