Rozdział XIV. W drugiej połowie maja 1794 roku pułkownik wraz ze swoim podwładnym znaleźli się w pobliżu obozu wojsk powstańczych, który znajdował się pod Jędrzejowem. Kilkudniowa droga zmęczyła Michała, który doszedł wreszcie do siebie po dramatycznych doznaniach w Warszawie.

Od tego też momentu zmienił zupełnie stosunek do Jana, którego traktował bardziej jako przyjaciela, niż swego sługę. Insurekcja kościuszkowska zmieniła również relacje między częścią szlachty służącej w wojsku, a chłopami walczącymi w wojnie jako kosynierzy. Tę zmianę w postrzeganiu chłopów widziano zwłaszcza w otoczeniu naczelnika Kościuszki, który od bitwy pod Racławicami nie rozstawał się z sukmaną.

-Przed wieczorem powinniśmy być w Jędrzejowie – oznajmił Michał i spojrzał w dal licząc, że w końcu dostrzeże zabudowania tego miasta. – Chyba, że znowu pomyliliśmy drogę – zażartował na koniec.

-Dobrze by było panie pułkowniku zapytać kogoś.

-Mówiłem ci Janie, że masz mówić do mnie pułkowniku, a nie panie pułkowniku.

-Dobrze pułkowniku – poprawił się Jan, uśmiechając się jednocześnie do Michała. Gdy ujechali kilkadziesiąt metrów pułkownik dostrzegł człowieka, który oparł się o krzyż ustawiony przy skrzyżowaniu polnych dróg i urządził sobie krótką drzemkę.

-Widzisz Janie człowieka pod krzyżem?

-Tak. Może on nam powie czy dobrze jedziemy – rzekł kosynier i podążał za swoim dowódcą. Po niedługim czasie zatrzymali się przy przydrożnym krzyżu, a Michał zwrócił się do nieznajomego, który był ubrany w mundur polskiego żołnierza.

-Mości żołnierzu, czy dobrze jedziemy na Jędrzejów? – Pytanie to obudziło żołnierza, który spojrzał na nieznajomych i powstawszy z ziemi wskoczył na konia, po czym zaczął uciekać. Zachowanie to zaskoczyło Michała, który po chwili namysłu zwrócił się do Jana. – Nie może nam uciec – i ruszył za uciekającym, a za nimi to samo zrobił kosynier. Uciekający żołnierz co chwila oglądał się za siebie, a widząc, że pościg zaczyna się przybliżać, zdecydował się porzucić drogę i poprzez łąki kierował się w stronę okolicznego lasu. Mimo wysiłku, ani Michał, ani też Jan nie zdołali przybliżyć się do uciekiniera, który zaczął zwiększać nad nimi przewagę i liczył, że zgubi ich w lesie. W odległości kilkudziesięciu metrów od pierwszych drzew koń uciekającego żołnierza potknął się i przewrócił się na trawę. Wtedy też żołnierz zorientował się, że koń złamał nogę i nie jest w stanie iść dalej, stąd też zostawił go i zaczął uciekać w stronę lasu. Zanim jednak się tam znalazł zaczął zapadać się po kolana w wodzie i wtedy zorientował się, że nieopatrznie wszedł na bagna. Widząc zbliżającą się pogoń nie zawrócił jednak, tylko zaczął brnąc naprzód. Po kilku metrach przestał czuć grunt pod nogami i zapadał się coraz bardziej.

-Nie uratujemy go, a przy tym sami możemy się utopić – przemówił Michał i razem z Janem przyglądali się uciekinierowi, którego pochłonęło bagno.

-Czemu uciekał?
-Nie wiem Janie, ale przypuszczam, że był szpiegiem, a mundur miał dla niepoznaki. – Następnie Michał podjechał do rannego konia i dostrzegł przy siodle niewielką sakwę. Od razu zeskoczył ze swojego konia i zbliżył się do rannego zwierzęcia. – Nie bój się koniku – i pogłaskał go po łbie. Po chwili odczepił sakwę od siodła i otworzywszy ją znalazł w niej kilka cennych rzeczy. – Teraz wiem, dlaczego uciekał, gdy nas zobaczył.

-A co tam jest pułkowniku?

-Nie wiem, bo to po niemiecku, a ja nie znam niemieckiego, ale wnioskuję, że to wykaz stanu liczebnego naszego wojska. – Tu Michał zaczął wodzić wzrokiem po kartkach papieru, a następnie znalazł krótki list. – Ten szpicel, który to spisał nazywa się prawdopodobnie Franc Tukhoff. Tak podpisał się na dole listu.

-Szkoda, żeśmy go nie dopadli.

-Ten który się utopił był tylko kurierem, a szpicel musi być w naszym obozie.

-Pułkowniku, widać już Jędrzejów. Widać wieże kościelne – oznajmił Jan i wskazał na prawą stronę.

-To pewnie wieże opactwa Cystersów – oznajmił Michał i uśmiechnął się do Jana.

-A co będzie z koniem?

-Chyba złamał nogę. – Po tych słowach Jan zeskoczył ze swojego konia i zaczął oglądać nogę rannego zwierzaka.

-Ten koń już nie wstanie – oznajmił ze smutkiem Jan. – Szkoda go to zostawić, bo zdechnie, a gdyby mu poderżnąć łeb, byłoby dużo jedzenia.

-Prędzej go tu wilki dopadaną niż znajdą jacyś ludzie.

-Wilki zagryzą go żywcem.

-Odsuń się, Janie – polecił Michał i wyjąwszy pistolet strzelił koniowi prosto w łeb. – Sprawdź, czy żyje – polecił kosynierowi.

-Dla pewności przebiję mu serce, żeby się nie męczył – oznajmił Jan i wyciągnąwszy bagnet ugodził zwierzę. Następnie wsiadł na swojego konia i ruszył za Michałem w stronę widocznych już zabudowań klasztornych.
Po dotarciu na miejsce Michał został zaprowadzony do jednego z większych pomieszczeń klasztornych, w którym naczelnik Kościuszko odbywał naradę ze swoimi generałami. Widok pułkownika wywołał radość u osób go znających, którzy uśmiechnęli się na jego widok.

-Jakże się cieszę, że cię widzę panie pułkowniku – przemówił książę Józef Poniatowski i uścisnął mocno Michała.

-Wiem z listów od generała Wawrzeckiego, że zasłużyłeś się waszmość przy wypędzeniu Ruskich z Wilna – oznajmił Kościuszko. – Wiem też, że zawiozłeś waszmość raport do Rady Najwyższej Narodowej.

-Przywiozłem też dokładny raport z Wilna i kilka dokumentów od księdza podkanclerzego Kołłątaja – dodał Michał.

-Zapewne też widziałeś pułkowniku powieszonych w Warszawie Targowiczan – zażartował generał Wodzicki.

-Niewiele brakło, żeby i mnie powiesili.

-Ciebie pułkowniku! – zdziwił się Kościuszko. – A to, dlaczego?

-Próbowałem obronić przed szubienicą biskupa inflanckiego, mojego stryja. Wiem, że okrył się zdradą, ale nie zasłużył na śmierć, tylko na więzienie.

-Biskup inflancki dużo złego zrobił w czasie Targowicy i w moim przekonaniu zasłużył na śmierć – włączył się generał Antoni Madaliński.

-Na śmierć zasłużył mój stryj Szymon i sam byłem przy jego egzekucji.

-A moim zdaniem biskup inflancki też zasłużył na śmierć – nie ustępował Madaliński.

-Skoro tak, to czemu nie powieszono też biskupa wileńskiego Massalskiego i marszałka koronnego Moszyńskiego. To dużo więksi zdrajcy niż mój stryj Józef.

-Tych też niedługo powieszą – dodał Madaliński.

-Dajcie temu spokój waszmościowie – przerwał naczelnik i zwrócił się do Michała. – Odpocznij waszmość po drodze, bo jutro ruszamy na generała Denisowa. Uciekł nam pod Racławicami, to dopadniemy go teraz pod Szczekocinami.

-Idziemy pod Szczekociny panie naczelniku? – zapytał Michał i od razu zapomniał o kłótni z Madalińskim.

-Nasi zwiadowcy donieśli nam, że generał Denisow tam się zatrzymał.

-Może po zwycięskiej bitwie będziesz mógł panie pułkowniku odwiedzić starościnę wolbromską – zażartował Wodzicki i uśmiechnął się do Michała.

-Idź i odpocznij panie pułkowniku. Ojcowie Cystersi zatroszczą się o ciebie.

-Już się zatroszczyli – oznajmił Michał. – Zanim jednak odejdę, chciałbym poruszyć jedną sprawę, dość paskudną sprawę.

-Co to za sprawa, panie pułkowniku? – zapytał Kościuszko.

-Niedaleko od Jędrzejowa napotkałem człowieka w naszym mundurze, który na mój widok zaczął uciekać i w końcu utopił się na bagnach.

-Musiałeś go waszmość dobrze wystraszyć, że wolał się utopić niż dostać się do niewoli – zażartował generał Poniatowski.

-Przy jego koniu znalazłem papiery, które wskazują, że w naszym obozie jest szpicel.

-Szpieg! Kogo waszmość masz na myśli? – zapytał zaniepokojony naczelnik.

-Na liście widnieje podpis niejakiego Tukhoffa, chyba ma na imię Franc – rzekł Michał wywołując zupełne zaskoczenie u wszystkich osób obecnych w sali. Następnie pułkownik wyjął z sakwy dokumenty i podał je naczelnikowi. – Wszystkie pisma są po niemiecku, ale ja nie znam niemieckiego.

-Pan generał Dąbrowski wiele lat służył w armii saskiej to nam przetłumaczy – zaproponował Kościuszko i podał dokumenty Dąbrowskiemu.

-Bardzo jestem ciekaw co tam jest, bo sam rekomendowałem tego człowieka panu naczelnikowi – przypomniał Dąbrowski i pospiesznie zaczął tłumaczyć pisma.

-A zatem jest taki człowiek w naszym obozie? – zapytał Michał i spojrzał na Kościuszkę.

-Podporucznik Franciszek Tukhoff dołączył do nas w obozie pod Połańcem i twierdził, że zdezerterował z pruskiej armii.

-Twierdzi, że jest szlachcicem z Prus Królewskich i z braku funduszy zaciągnął się do pruskiego wojska – dodał Wodzicki, któremu od razu przeszła ochota na żarty.

-Niestety, ale pan pułkownik ma rację – zaczął Dąbrowski, którego ogarnęła wściekłość. – Ta pruska szelma sporządziła dokładny raport z naszego obozu. Jest tu wykaz stanu liczebnego naszego wojska, informacje o ilości naszych armat, o liczbie koni, a także spis wszystkich generałów i dowódców poszczególnych jednostek. Oddzielny list jest adresowany do samego króla Fryderyka Wilhelma.

-Toby znaczyło, że król pruski jest niedaleko – zauważył Poniatowski.

-Czyli informacja, że król pruski jest w Berlinie musi być nieprawdziwa – włączył się Wodzicki.

-Najgorsze jest to, że ten Tukhoff od dwóch tygodni jest w mojej kancelarii sztabowej – zaniepokoił się naczelnik.

-Ja tego szpicla rekomendowałem i ja go tu zaraz przyprowadzę – przemówił zdenerwowany generał Dąbrowski i pospiesznie poszedł po rzekomego dezertera z armii pruskiej.