Kiedy go brakowało, ona zaplatała z tęsknoty
warkocze, a on spadał w hamaku jej opuszków.

Bądź prosty jak cisza między wersami mówiła.
Bądź muszlą na moje światło mówił.

Przecież wyśnieżyłem cię wszystkimi dotknięciami
i zebrałem wszystkie falbanki twoich oddechów.
Patrz, jabłonie w sadach są ubrane
w pierwszokomunijne sukienki,
w lasach śnieg zawilców, a na drzewach
białe wstążki.

Wystarczy pociągnąć jedną,
a rozwiążą się wszystkie problemy.
Potem zaklaskać, a pojawi się kareta,
która zawiezie nas tam, gdzie bez końca
będziemy przełamywać się swoimi oddechami.
Obdzielać siebie jak słońce obdziela promieniami.
Puszczać do siebie białe latawce.