Wtedy też rozległ się dzwon z pobliskiego kościoła i obaj żołnierze dostrzegli zbliżający się tłum, który prowadził ofiarę pod szubienicę, plując na nieszczęśnika i targając na nim jego ubranie.
Po krótkiej chwili pułkownik zorientował się, że skazańcem jest biskup inflancki. – Janie, pilnuj koni.
-Kto to jest panie pułkowniku?
-To mój stryj Józef – wyjaśnił Michał i ruszył w kierunku szubienicy, pod którą zaczęli się zbierać gapie. Z trudem udało mu się tam przecisnąć, albowiem inni też chcieli być jak najbliżej skazanego. – Nie możecie stracić biskupa! – krzyknął do strażników miejskich.
-Możemy, bo biskup Malinowski zdjął z niego święcenia kapłańskie – przemówił Kazimierz Konopka, jeden z jakobinów warszawskich.
-Michaszku, ratuj mnie Michaszku – rzekł błagalnym głosem Józef Kossakowski, który go dostrzegł i liczył na ratunek ze strony bratanka.
-Biskup inflancki zasłużył na więzienie, ale nie na śmierć – przemówił stanowczo Michał.
-Biskup inflancki, tak jak pozostali, przyznał się do winy i został skazany przez Sąd Kryminalny Księstwa Mazowieckiego – dodał równie stanowczo Konopka.
-Nie przeszkadzaj nam panie oficerze, bo cię zamkniemy w więzieniu – dodał inny z jakobinów warszawskich. Po tym ostrzeżeniu Michał dostrzegł wrogie spojrzenia otaczających go mieszczan i zrozumiał, że nic już nie może zrobić
-Księże biskupie – zaczął Konopka – jakie masz życzenie przed śmiercią? – Pytanie to wystraszyło Kossakowskiego, który widząc, że jego chwile są już policzone przemówił drżącym głosem.
-Pragnę przyjąć komunię świętą.
-Dobrze, księże biskupie. Idziemy z nim do kościoła – krzyknął do tłumu i od razu dwie osoby ze straży miejskiej zaczęły prowadzić skazanego do znajdującej się w pobliżu świątyni. Gdy jednak tam doszli przed drzwiami stanął szewc Jan Kiliński, który zasłynął w czasie powstania w Warszawie i zyskał popularność wśród tamtejszych mieszczan.
-A ten zdrajca czemu jeszcze nie wisi? – zwrócił się do tłumu.
-Ksiądz biskup chce przed śmiercią przyjąć komunię świętą – wyjaśnił Konopka.
-Jeśli ten zdrajca wejdzie do kościoła, to już go stamtąd nie wyciągniemy.
-Mistrz Jan ma rację – przemówił jeden z mieszczan.
-Chcecie, żeby zdrajca został świętym męczennikiem? – dodał szewc Kiliński. Od razu też tłum zaczął powtarzać słowo „Nie”, a niektórzy z tłumu zastawili drzwi do kościoła.
-Nie ma co odkładać, tylko trzeba szybko powiesić zdrajcę – krzyknął ponownie szewc, a wtedy tłum zaczął krzyczeć „Wieszać, wieszać”.
-Pod szubienicę z nim – rozkazał Konopka, a wtedy strażnicy pociągnęli Kossakowskiego na miejsce przeznaczenia. Gdy już znaleźli się opodal szubienicy kat pochwycił biskupa i szybko założył mu pętlę na szyję. Następnie pociągnął gwałtownie za linę i wytrąciwszy stołek spod nóg Kossakowskiego rozpoczął jego agonię. Trwała ona kilkanaście sekund, aż w końcu skazany zawisł niczym kłoda. To tragiczne wydarzenie obserwował z dala Michał, który po śmierci stryja zbliżył się do szubienicy i uklęknął, a następnie złożył ręce i zaczął się modlić. Nim skończył jednak modlitwę usłyszał głos jednego z uczestników zajścia, który przemówił głośno do gapiów.
-Czcigodni mieszczanie, jakże to? Powiesiliście jednego zdrajcę, a drugiego zostawiliście? – Po tych słowach Michał powstał z kolan i spojrzał w stronę oskarżyciela. Był nim sędzia ziemski warszawski Andrzej Tuszyński, który dzień wcześniej doznał konfuzji od Michała. – Przecież to bratanek zdrajcy biskupa, który tu wisi i bratanek drugiego zdrajcy hetmana litewskiego, którego powieszono w Wilnie.
-Jego też powiesić – krzyknął ktoś z gapiów, a zaraz potem tłum zaczął skandować „Wieszać, wieszać”. Widząc co się dzieje Michał próbował uciekać, ale został osaczony przez tłum, który przewrócił go na bruk. Zaraz też pochwycili go dwaj członkowie straży miejskiej, którzy wcześniej prowadzili biskupa i skrępowali mu ręce.
-Zaprowadzić go do więzienia. Jutro zbierze się sąd, to się nim zajmie – oznajmił głośno Konopka. – A po drugie nie ma już wolnej szubienicy.
-To powiesimy go na tej. Będzie dyndał razem ze stryjem – rzekł Kiliński wywołując śmiech wśród gapiów.
-Musi być osądzony, a panowie sędziowie już wyszli z ratusza – oświadczył Konopka, który próbował ocalić Michała.
-Ja będę sądził – przemówił Tuszyński – wszakże jestem sędzią ziemskim warszawskim.
-Na ratusz z nim – rozkazał Konopka.
-A po co tam się wracać. Tutaj go osądzimy – zaproponował Tuszyński i spojrzał gniewnie na Michała.
-Przynieście z karczmy krzesło i stół – rozkazał Kiliński i trzech mieszczan pobiegło do okolicznej karczmy, aby przynieść potrzebne rzeczy. Bardzo szybko stół został postawiony obok szubienicy, przy którym zasiadł sędzia ziemski warszawski. Po chwili strażnicy podprowadzili tam Michała i stanęli za nim, aby nie próbował uciec. Oskarżony zaczął się ukradkiem oglądać za swoim sługą Janem, ale nigdzie go nie dostrzegł.