Jak to się stało, że została Pani pisarką?

Wzięłam udział w konkursie, organizowanym przez Wydawnictwo Znak. Trzeba było napisać opowiadanie. Laureaci konkursu mieli wziąć udział w warsztatach literackich z pracownikami wydawnictwa oraz Magdaleną Kordel. Zgłosiłam się, ale nie o pisanie mi chodziło, a o weekend z ulubioną pisarką. Udało mi się zakwalifikować. Spędziłam cudowny czas z Magdą, ale i z pozostałymi laureatkami, które okazały się cudownymi osobami. Mamy kontakt do dzisiaj. Ale, po tych warsztatach Magda zachęcała nas do pisania wprawek. Nie mam czasu na pisanie dla pisania, poza tym skończyłam filologię polską i pracowałam jako nauczycielka języka polskiego w szkole średniej, więc uznałam, że takie wprawki nic mi nie dadzą i jak już mam pisać, żeby się sprawdzić, to całą powieść. I tak zrobiłam. W 36 dni, wieczorami po pracy, napisałam mój debiut „Pod naszym niebem”, który znalazł wydawcę. Od tamtej pory cały czas piszę. Wydałam już 20 powieści i 2 bajki. A kolejne powieści w drukarni. Od tego roku pisanie stało się moją pracą, z której się utrzymuję.

 Czerwiec to Dzień Dziecka. Jaką dziewczynką była mała Sylwia? O czym marzyła? O byciu pisarką?

Energiczną. Kochającą sport, ruch. Wiecznie w biegu, spędzająca całe dnie na dworze. A marzyła o byciu nauczycielką i marzenie to spełniła.

Napisała Pani kilka książek dla dzieci. Między innymi o Antosiu. Powiedzmy słowo o tej publikacji.

Bajka jest o inności, o odstawaniu od grupy. Zależało mi na pokazaniu, że nie ma nic złego w byciu innym, że inny nie znaczy gorszy. Powodem tej tematyki były moje osobiste przeżycia. Jestem matką córki niepełnosprawnej, która urodziła się w 26 tygodniu ciąży, z wagą 800 gramów. Jako skrajny wcześniak 77 dni spędziła w szpitalu zanim mogłam wziąć ją do domu. Później długo walczyliśmy jeszcze o jej życie i zdrowie. Gdy trochę z tego wyszła musieliśmy podjąć kolejną walkę – z odtrąceniem, alienacją. Szkoła niestety kiepsko była przygotowana na opanowanie tej tematyki. Córka była odtrącana i wyśmiewana. Bardzo to przeżywała, a ja jako matka jeszcze bardziej. Tłumaczyłam jej, że nie ma się czym przejmować, ale wiadomo, dorosłemu ciężko to zrozumieć, a co dopiero dziecku… Brakowało mi bajki, którą mogłabym jej przeczytać i na jej przykładzie pokazać, że inny nie znaczy gorszy. Chciałam też uświadomić dzieciom, jak wyśmiewanie boli drugą osobę. Nie było takiej bajki, więc ją napisałam.

Pisze Pani także o nastolatkach. To powieść „Bez przebaczenia”. O przerabianiu traum. Czy Pani także walczyła z jakimiś traumami?

Każdy walczy z traumami. W moim życiu było ich sporo. Wiele też ich widziałam, jako nauczycielka, mająca kontakt z młodzieżą. Stąd pomysł na napisanie powieści dla nich – nie o seksie, przemocy, romansach, a o tym, że w życiu zawsze warto walczyć o siebie. W takiej walce nie można się poddawać.

 Ile jest Sylwii w Pani książkach? Czy zdarza się Pani pisać książki autobiograficzne?

Bardzo dużo mnie jest w każdej książce. W serii powiślańskiej najwięcej, gdyż książkowa rodzina Karoliny, to jest moja rodzina, nasze życie i problemy. Ale w innych powieściach też są moje przeżycia, refleksje, wspomnienia. Autobiograficzne nie, ale na faktach tak. Oparte na prawdziwych historiach jak choćby „W cieniu Majdanka” czy „Zakochana Zakonnica”.

Nie boi się Pani także trudnych tematów. Świadczy o tym wspomniana przez panią powieść „W cieniu Majdanka”.

Nie boję. Życie nie zawsze jest miłe, lekkie i przyjemne, a żyć trzeba. I takie są też moje książki – jest czas sielski, ale i czas, gdy musimy się borykać z różnymi problemami.

 Ma Pani kontakt z fanami. Świetnie prowadzi Pani swój profil. Wiem, bo obserwuję (uśmiech). Lubi Pani tę interakcję z czytelnikami? Zdarzali się psychofani? A hejt? Jeśli tak jak sobie Pani z nim radzi. Wiem, że w pisaniu bardzo wspiera Panią mąż.

Dziękuję, miło mi to czytać (uśmiech). Lubię moje czytelniczki i lubię mieć z nimi kontakt. Poza tym uważam, że prowadzenie socjali, to dialog, a nie monolog, więc często podejmuję dyskusję i jak zadaję pytanie, to jestem ciekawa odpowiedzi.

Psychofani nie, prawdziwi, zaangażowani fani – tak. Mam naprawdę bardzo aktywną grupę czytelniczek i czytelników, którzy aktywnie biorą udział nie tylko na stronie i w tworzeniu naszej społeczności, ale i w różnych akcjach. Jak choćby Zlot żuławski, który odbył się w miniony weekend. Przyjeżdża na niego ponad 30 kobiet z różnych zakątków Polski. Będziemy się integrować, poznawać Żuławy i promować serię powiślańską wokół, której zorganizowałam ten Zlot. Odnośnie hejtu – wiem, że modne jest pisanie i mówienie o tym, że jest się hejtowanym. Dobry, nośny temat, który się klika, buduje zasięgi i wywołuje współczucie, ale nie, nie byłam hejtowana. Krytykowana – owszem, ale należy odróżnić hejt od krytyki czy wyrażenia swojego zdania, a z tym wiele osób ma problem. Krytyki nikt nie lubi, ja również, ale trzeba i to przyjąć na klatę. Jak już mówiłam, życie, to nie tylko dobre, przyjemne rzeczy, to też problemy, przeciwności i mniej miłe sytuacje.

Gdyby któraś Pani książka miała trafić na listę lektur, która by Pani chciała by to była?

„Antoś” dla klas młodszych. A dla dorosłego czytelnika „W cieniu Majdanka”.

Jakie plany na zbliżające się wakacje?

Wakacje będą pracowite. Urlop planuję pod koniec września.

Była Pani kiedyś w Radomiu lub Radzyniu Podlaskim? Ma Pani jakieś wspomnienia? Skojarzenia?

Niestety nie, ale mam nadzieję, że kiedyś będzie okazja. Może na spotkaniu autorskim?

Zatem  zapraszamy na spotkania autorskie, również do tych miast. Dziękuję za rozmowę. I życzę dalszych sukcesów.

Również dziękuję.

 

Zdjęcie w poziomie – fot. Justyna Krupa, pozostałe z archiwum autorki