Rozdział XIV
Trzeciego maja 1792 roku dwór królewski, senatorowie i posłowie, a także mieszkańcy stolicy zebrali się tłumnie pod Wilanowem, gdzie odbywały się główne uroczystości związane z rocznicą uchwalenia konstytucji majowej. Po oddaniu salwy armatniej głos zabrał marszałek sejmu Stanisław Małachowski, który wygłosił płomienną mowę do zebranych. Wśród gości honorowych znaleźli się również obaj Kossakowscy, którzy stojąc nieco z boku, od czasu do czasu komentowali całe to wydarzenie.
-Ale się zebrały ciemne chmury – rzekł Michał, który po raz kolejny spojrzał na zachmurzone niebo.
-Ciemne chmury to się zebrały nad naszą biedną Rzeczpospolitą – wtrącił Józef i spoglądał na stojącego pod baldachimem króla. – Lada dzień Rosja wypowie nam wojnę.
-Już od roku słyszę, że nam caryca wypowie wojnę, ale to tylko takie ruskie strachy na lachy – rzekł z ironią Michał. Dalsza rozmowa Kossakowskich została jednak przerwana, gdyż głos zabrał na krótko król Stanisław August.
-Rok po uchwaleniu naszej zbawiennej konstytucji kładę kamień węgielny pod świątynię Opatrzności Bożej – i po tych słowach wziął do ręki niewielki kamień i wrzucił go do niewielkiego dołu, który miał stanowić zaczątek fundamentu przyszłej świątyni. – Z Bożą pomocą za kilka lat stanie w tym miejscu świątynia, w której będziemy obchodzić rocznice uchwalenia naszej konstytucji. – Po tych słowach rozległy się liczne vivaty wnoszone na cześć króla, który nie ukrywał swojego wzruszenia. Następnie znowu oddano salwę armatnią, która zagłuszyła okrzyki wznoszone na cześć władcy. W tym samym momencie zawiał silny wiatr, a następnie zaczął padać rzęsisty deszcz. Po kilku kolejnych sekundach deszcz i wiatr przybrały na sile i zakłóciły na dobre uroczystość. Widząc, że zanosi się na silną ulewę, postanowiono przyspieszyć zakończenie uroczystości i stąd też prymas Michał Poniatowski pospiesznie poświęcił miejsce, w którym miała stanąć świątynia.
-Chodźmy do karety, bo wszyscy wielcy patrioci już pouciekali – zadrwił Józef Kossakowski i szybkim krokiem kierował się w stronę swego powozu. Michał widząc, że również król ze swoimi najbliższymi współpracownikami kierują się do swoich karet, pospiesznie podążył za swoim stryjem. Gdy po krótkiej chwili wsiadł do karety, był już całkiem przemoczony.
-Ta dzisiejsza pogoda to nie jest dobry znak – oznajmił Józef i wycierał mokrą twarz.
-Podobno nie jesteś stryju przesądny – zażartował Michał.
-Zamiast szykować się do wojny, to oni ściągnęli kilka tysięcy żołnierzy pod Warszawę i pokazują, jaką to niby mamy już wielką armię – szydził dalej Józef.
-Nasza armia może jeszcze nie jest odpowiednia, ale niedługo będzie.
-Dwa lata minęło od uchwały i co! Miało być sto tysięcy, a jest raptem sześćdziesiąt tysięcy.
-Gdy przyjdzie potrzeba, bez problemu powiększy się armię do stu tysięcy – rzekł dobitnie Michał.
-Ciekawe skąd weźmiecie pieniądze na te czterdzieści tysięcy?
-Zabraknie pieniędzy, to znajdą się ochotnicy.
-To może i ty wstąpisz do wojska? – Zażartował Józef, ale w tym samym momencie podskoczył do góry, gdyż kareta znalazła się na dziurawej drodze. – Wolniej Walenty! Chcesz nas pozbijać – krzyknął Józef i po chwili kareta jechała już znacznie wolniej.
-Jeśli zajdzie taka potrzeba, to zostanę żołnierzem – oznajmił Michał.
-Strzelać na szczęście potrafisz. Ale nie wyrywaj się do tego wojska, bo wojna z Rosją nie będzie łatwa. Pisał mi stryj Szymon, że dostał już rozkaz do wymarszu i ma prowadzić jedną z dywizji.
-To stryj Szymon będzie walczył po stronie Rosji? – zapytał wzburzony Michał.
-Skoro jest rosyjskim generałem, to zrozumiałe, że będzie walczył po stronie Rosji.
-Ale przecież sam słyszałem jak mówił, że jeśliby caryca wypowiedziała nam wojnę to porzuci armię rosyjską i wróci do Polski, żeby walczyć po naszej stronie.
-Zauważ tylko, że caryca dostrzegła jego zdolności i mianowała go aż generałem, a w naszej armii nie było dla niego etatu – przypomniał Józef.
-Jeśli wróci to znajdzie się dla niego etat. Sam się o to postaram.
-Ty się lepiej Michałku postaraj o to, żebyś dostał jakiś urząd od króla, bo rok minęło od uchwalenia konstytucji, a ty dalej jesteś tylko kasztelanicem inflanckim.
-Na razie o tym nie myślę – odparł zdecydowanie Michał.
-To prawda, bo ty tylko myślisz o Tatarce.
-Nie kpij stryju z niej, bo ta Tatarka jest moją narzeczoną.
-Co? – Zdziwił się Józef, lecz nie powiedział dalej, bo w tym samym momencie rozległo się uderzenie pioruna, który sprawił, że obaj Kossakowscy na chwilę zaniemówili. – Ty naprawdę chcesz ją poślubić.
-Skończy się kadencja sejmu i wtedy weźmiemy ślub.
-Ale ja ci tego ślubu nie dam! – rzekł stanowczo Józef.
ciąg dalszy za tydzień