-Pewnie trochę mi to zajmie, bo dawno się nie myłam, ale będę się spieszyć – oznajmiła Sękowiczowa i pospiesznie wyszła z izby, zostawiając kota.

Zaraz po jej wyjściu Michał otworzył okna w pomieszczeniu i od razu poczuł czyste wiosenne powietrze. Po pewnym czasie obok niego pojawił się kot, który zaczął ocierać się o jego buty.

-Pewnie kocurze chciałbyś coś do jedzenia, ale nie mam ci co dać. – Po tych słowach dostrzegł biegnącą Helenkę i pospiesznie opuścił izbę wychodząc na podwórze.

-Panie Michale! Widziałam jak stara Sękowiczowa szybkim krokiem szła do jeziora. Boję się, że chce się utopić jak Azeja. – Informacja ta od razu wywołała reakcję u Michała, który pospiesznie wsiadł na konia i ruszył galopem w stronę jeziora. Od razu też przypomniała mu się sytuacja sprzed dwóch lat, gdy znalazł unoszące się na wodzie ciało Azeji. W jego głowie narodziła się straszna myśl, że za chwilę znowu zobaczy topielca w osobie matki ukochanej. Gdy w końcu dostrzegł brzeg jeziora jego oczom ukazała się drewniana przystań, a na niej leżała suknia, którą miała na sobie wcześniej Sękowiczowa.

-Mój Boże, tylko nie to! – rzekł sam do siebie i zeskoczywszy z konia pobiegł co sił do przystani. Następnie zobaczył stojącą nad wodą matkę Azeji, która nakładała na siebie nową suknię. Wtedy też dostrzegła ona Michała i zawstydzona od razu przykucnęła.

-Wybacz pani matko – przemówił Michał i od razu odwrócił się w druga stronę. Stał tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu usłyszał głos podchodzącej do niego Sękowiczowej.

-Musiałam się trochę obmyć, zanim założę nową sukienkę.

-Wybacz mi pani matko, ale Helenka powiedziała mi, że jesteś nad jeziorem i trochę się wystraszyłem.

-Panie Michale – i uśmiechnęła się do niego – gdybym miała się utopić, to już dawno bym to zrobiła.

-Zostawiłaś pani matko suknię na pomoście.

-Mnie już potrzebna nie będzie, a może komuś się przyda na stracha – zażartowała Sękowiczowa.

-Pani matko siądź na konia, a ja się trochę przejdę.

-Tylko mi pomóż panie Michale, bo dawno nie jechałam na koniu. – Po tych słowach pułkownik pomógł jej wsiąść, a następnie złożył ciekawą propozycję.

-Przed Rudominą jest dobra karczma, w której nawet raz posilaliśmy się z Azeją. Musisz pani matko coś zjeść, bo to kawał drogi.

-Dziękuję ci, panie Michale, że tak dbasz o mnie.

-Zmarniałaś pani matko i muszę trochę zadbać o ciebie. – W tym momencie dostrzegł łzy w oczach Sękowiczowej i uznał, że już nic nie będzie mówił, tylko prowadził konia do jej gospodarstwa.

Godzinę później Kossakowski wraz z Sękowiczową zjedli obfity obiad w karczmie znajdującej się opodal Rudominy i w dobrym humorze ruszyli w stronę cmentarza, na którym była pochowana Azeja. Następnie znaleźli się w okolicznym lesie, przez który biegła wąska droga, ale była ona ostatnio mało wykorzystywana przez okoliczną ludność. Przez dłuższy czas oboje jechali w milczeniu, aż w końcu Sekowiczowej zebrało się na wspomnienia.

-Nie wiem, czy Azeja mówiła ci panie Michale, ale miałam jeszcze syna Kazia. Był trzy lata starszy od Azejki.

-Azeja nie mówiła mi o nim.

-Gdy miał jedenaście lat poszedł ze starym Burkiewiczem na grzyby i kiedy już mieli wracać natknęli się na niedźwiedzia. Stary Burkiewicz zdołał uciec, a mój Kaziu przewrócił się i już nie uciekł. Niedźwiedź rozerwał go na strzępy – i po tych słowach zamilkła na dłuższy czas. – Do tej pory nie mogę sobie wydarować, że nie poszłam wtedy z Kaziem, bo tak to mnie by niedźwiedź poszarpał, a nie jego.

-Ciężko cię doświadczył los, pani matko – westchnął Michał i w milczeniu jechał obok Sękowiczowej. Ta w pewnym momencie zdobyła się na odwagę i przemówiła.

-Przejadłam się panie Michale i chyba muszę iść na stronę – rzekła nieco zawstydzona.

-Ludzka to rzecz. Będę tu czekał – i pochwycił lejce konia, na którym jechała Sękowiczowa. Ta zaś stanęła na ziemię i szybkim krokiem poszła w gęstwinę drzew. Tam zaś rozejrzała się dookoła i uznała, że jeszcze jest za blisko Michała i pobiegła w leśną gęstwinę.

-Chyba i ja będę musiał iść za drzewo – rzekł sam do siebie Michał, gdy nagle usłyszał przeraźliwy krzyk Sękowiczowej.

-Ludzie! Pomocy – i po tych słowach rozległ się głośny ryk niedźwiedzia. Michał od razu zeskoczył z konia, następnie chwycił w rękę pistolet i ruszył w stronę wrzeszczącej kobiety. Po kilkunastu sekundach dostrzegł dużego niedźwiedzia, który gryzł i drapał ledwie żywą kobietę. Szybko zbliżył się do rozwścieczonego zwierzaka i wypalił z pistoletu w sam jego łeb. Trafiony niedźwiedź pozostawił ciało Sękowiczowej i zakrwawiony spojrzał na Michała. Ten z kolei wyjął szablę z pochwy i energicznymi ruchami uderzał w głowę zwierzęcia. W końcu zmasakrowany niedźwiedź osunął się na ziemię, a wtedy Michał zorientował się, że zwierzę już nie żyje. Następnie uklęknął obok Sekowiczowej, która próbowała przemówić do niego, ale nie była już w stanie.

-Panie Boże! Dlaczego tak mnie doświadczasz? – zapytał Michał i pretensjonalnie spojrzał w niebo. Następnie dotknął głową do zakrwawionej głowy kobiety i rozpłakał się na dobre.

Dopiero po dłuższym czasie opanował swoje emocje i pochwyciwszy ciało Sękowiczowej niósł je na rękach, aby w końcu położyć je na jednym ze swoich wystraszonych koni.