Rozdział 35 Nadszedł w końcu dzień ślubu – piętnasty lipca. Tłum gości zgromadził się przed kościołem parafialnym, do którego należała Asia Białecka. Uroczysta ceremonia ślubu, którego udzielił miejscowy proboszcz, przebiegła bez zakłóceń i widocznego u państwa młodych stresu.
Przed końcem mszy proboszcz, tak jak to miał w zwyczaju, powiedział kilka zdań od siebie.
-Moi drodzy – zaczął proboszcz zwracając się do nowożeńców – pozwolicie, że powiem kilka słów na koniec – i uśmiechnął się do nich.
– Asiu i Michałku, już nie musicie się stresować, było dobrze. Jesteście już po wszystkim, pozostało wam tylko uregulować ze mną sprawy formalne – i zaraz z uśmiechem dodał – czyli kwestię finansową. Michałku i Asiu, czy też Asiu i Michałku, zawarty przez was ślub winien być jednym z najpiękniejszych wydarzeń z waszego życia. Niestety, tak się składa, że niedługo przyjdą zwykłe dni, dni szare i deszczowe. Musicie się jednak wtedy wspierać – rzekł podniesionym głosem. – Wiem, że teraz nie myślicie o tych sprawach, tylko myślicie o przyjęciu weselnym i nocy poślubnej. Pewnie to już nie będzie noc, tylko poranek, ale jakiż to będzie poranek – zaakcentował na sam koniec. – Trzeba was pochwalić przed gośćmi, bo wiem to od was, że dotrzymaliście sobie czystości przedmałżeńskiej. Na szczęście Asia przekonała Michałka, żeby poczekał z pieszczotami do ślubu, bo szatan kusił Michałka mocno, żeby małżeństwo skonsumować przed ślubem. Brawo Joasiu – na te słowa Asia i Michał, aż poczerwienieli ze wstydu.
– Nie będę wam składał życzeń, bo za chwilę będą wam składać przed kościołem, tylko dam wam kilka dobrych rad. Po pierwsze nie stosujcie antykoncepcji, gdyż jest to rzecz droga, a co gorsze, szkodzi zdrowiu. Na szczęście możecie skorzystać z kalendarzyka przedmałżeńskiego opracowanego przez księdza profesora Jana Dobrzyckiego. Kalendarzyka niezawodnego w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach, kalendarzyka, który przetestowały na sobie i polecają słuchaczki jednego, anonimowego radia.
Po drugie, nie opowiadaj Asiu Michałkowi, że boli cię głowa, gdy nie będziesz chciała się z nim kochać, bo ta takie banalne i oklepane. Miej zawsze w pogotowiu butelkę zimnej wody i każ mu pić dotąd, aż ochłonie i pomyśli o czymś innym.
I po trzecie, nie oglądaj Michałku jakichś filmów erotycznych w telewizji, tylko sam bądź reżyserem i aktorem w czasie waszych nocnych igraszek. Szczęść wam Boże.
– Po tych słowach część gości powstała z ławek, myśląc, że ksiądz udzieli im błogosławieństwa.
– Moi drodzy, usiądźcie jeszcze na chwilę. Wiem, że myślicie już tylko o tym, aby jak najszybciej zasiąść za stołem, ale jak bardziej zgłodniejecie, to lepiej wam będzie wszystko smakować. Moi drodzy, zostaliście zaproszeni na ten piękny ślub i przyjęcie weselne, ale proszę was o to, abyście zachowali umiar w piciu. Nie będę wam wzbraniał, żebyście nie pili wódki – i tu się uśmiechnął – bo przyznam się, że sam bym chętnie skosztował wódeczki weselnej. Można pić na weselu, bo przecież pan nasz Jezus Chrystus był na weselu i gdy zaszła potrzeba, to nawet przemienił wodę w wino. Proszę was jednak, abyście pili z umiarkowaniem i zostawili sobie trochę na poprawiny.
I jeszcze jedno. Gdy państwo młodzi wyjdą przed kościół, to nie obsypujcie ich ryżem, bo to chiński zwyczaj, a nie polski. A jak już chcecie to zrobić, to obrzućcie ich pieniędzmi, tylko nie tymi żółtymi groszówkami, które pozabieraliście ze skarbonek waszych dzieci, tylko rzucajcie im co najmniej złotówki, a najlepiej to banknoty. I jeśli, gdzieś upadnie pieniążek na trawę, albo z boku chodnika, to zostawcie je panu kościelnemu, on je znajdzie wszystkie. A teraz przyjmijcie Boże błogosławieństwo – i zaraz też ksiądz udzielił im błogosławieństwa.
Następnie zabrzmiał głos organów i organista zaczął grać marsz weselny Mendelssohna. Asia i Michał wolnym krokiem podążali przez kościół i cały czas uśmiechali się do gości. Gdy w końcu znaleźli się przed kościołem, obrzucono ich pieniędzmi, które nowożeńcy szybko pozbierali. Zaraz też goście ruszyli w ich stronę i zaczęli im składać życzenia. Jednymi z pierwszych byli dziadkowie Michała, Maria i Zygmunt, którzy bacznie obserwowali stojących w tłumie synów.
-Widzisz Maryś to co ja widzę? – rzekł Zygmunt.
-A skąd ja wiem, gdzie ty patrzysz Zygmuś, pewnie wypatrzyłeś już jakąś kobietkę?
-Maryś, gdzież bym przy tobie rozglądał się za kobietami. Patrzę na naszych synów.
-A ja tam patrzę na te kobitki, z którymi przyszli na wesele – odparła Maria.
-Myślisz, że któryś z nich będzie się żenił?
-Nie wiem Zygmuś, ale pamiętam, że jak ty byłeś w ich wieku to jeszcze mogłeś.
-Oj Maryś, Maryś, ty mnie zawsze musisz zdenerwować.
-Ja ci tylko mówię prawdę i tak mi się wydaje, że może coś z tego będzie.
-Wtedy została byś teściową, a ty wiesz co mówią o teściowych? – zażartował Zygmunt.
-Ty sobie lepiej przypomnij, jakiego miałeś teścia Zygmuś, bo na teściową nie mogłeś narzekać.
-Ja tam byłbym wzorowym teściem.
-Obyś tylko nim został – rzekła Maria. – Chodź pomówimy trochę z Andrzejkiem, bo tyle czasu go nie widziałam – i zaraz poszła w kierunku swojego starszego wnuka.
Zupełnie na boku stali krewni Michała, czyli jego ciocia Barbara i wujek Jacek, do których zbliżył się Adam.
-Cześć – rzekł Adam i przywitał się z nimi. – Co tak stoicie z boku?
-Czekamy aż wszyscy złożą życzenia, to podejdziemy na koniec – odparł Jacek.
-Piękna uroczystość, prawie tak samo jak nasz ślub – wtrąciła Barbara.
-Gdzie tam, nasz ślub był do niczego – stwierdził Jacek.
-Przesadzasz kochanie, jak zawsze przesadzasz. Przyznamy ci się Adasiu, że …. – i przerwała.
-Będziecie mieć dziecko? – zapytał Adam z niedowierzaniem.
-Nie żartuj Adasiu, jak już co, to wnuka – odpowiedział stanowczo Jacek.
-Nie Adasiu, za tydzień będziemy mieć dwudziestą piątą rocznicę ślubu – pochwaliła się Barbara. – Ciekawe co też Jacuś kupi mi z tej okazji? – zwróciła się z uśmieszkiem do niego.
-A co ja mogę ci kupić, jak ty masz prawie wszystko.
-Oj nie wszystko, Jacusiu.
-Lepiej ustaw się w kolejce, bo nie chcę składać życzeń na samym końcu. Zaraz do ciebie dojdę. – Wówczas Barbara zrobiła to, co powiedział jej mąż.
-Powiem ci Adasiu, że czasami to mam jej dość.
-Co ty mówisz? – niedowierzał Adam.
-Czasami to tak sobie myślę, że gdybym się wtedy nie żenił, tylko ją wykończył, to teraz bym wychodził na wolność – zażartował Jacek.
-Pierwszorzędny żart Jacku – rzekł z uśmiechem Adam.
-Idę w kolejkę. Tylko nie mów tego czasem Baśce, bo nie miałbym już w ogóle życia – rzekł Jacek i podążył w stronę czekającej w kolejce żony.