Okazją do spotkania z panem Tadeuszem była przedsezonowa Gala Orląt i tzw. „after” w klubowej kawiarence.

Wcześniej nazywałem się Belczyński. Tak urzędnicy zmienili nazwisko tacie. Jak grałem w piłkę, używałem poprzedniego nazwiska.

W pierwszej drużynie zacząłem grać, jak miałem 13 lat. Do wojska był powołany Stanisław Szczygieł (Szczygielski?), a na to miejsce śp. trener Jan Pietrzak wziął mnie. Spełniłem jego oczekiwania i później cały czas grałem w tej pierwszej drużynie.

Jako jedyny zawodnik z Orląt, uczestniczyłem w dwóch zgrupowaniach piłkarskich , organizowanych na szczeblu województwa lubelskiego. Byłem w Pionkach i  Tomaszowie Lubelskim – tam zostałem wyróżniony albumem za  dyscyplinę. Jeździłem na te obozy, zdawałem wszystkie obowiązujące tam „egzaminy”. Ubiegałem się o nie z Andrzejem Zielińskim. Trenował mnie śp. szkoleniowiec Motoru, Kozłowski. Także Bielan, Szorc, Golan – plejada lubelskich trenerów

Skończyłem Szkołę Podstawową. Niedawno, w 2023 r.  przy grobie mojej mamy, dowiedziałem się od siostry, że upatrzyła mnie sobie jedna z drużyn – Śląsk Wrocław albo Wisła Kraków. Trzymali to wszystko w tajemnicy. Siostra mówi, że nie pamięta dokładnie, ale mama zabroniła jej o tym mówić. Miałem żal do mamy, że trzymała to w tajemnicy. Trochę to bolało.

Były takie momenty, że mama zganiała mnie z boiska. Graliśmy we własnym sprzęcie, w trampkach. Było mi wstyd, ale kibice krzyczeli: „Niech pani mu pozwoli, on bardzo dobrze gra!”. Od tamtej pory mama się zmieniła. Pozwalała mi grać, ale nie pozwoliła mi wyjechać.

W 1966 r. zostałem powołany do wojska. Na mecze byłem przywożony, bo klub uzgodnił to z dowództwem jednostki we Włodawie. Na mecze woził mnie śp. Henryk Kierych. W 1969 r. zostałem żołnierzem zawodowym i przestałem grać. Bardzo miło wspominam granie w Orlętach.

35 lat mieszkałem w Lublinie, 19 lat we Włodawie i wróciłem do Radzynia. Ciągnęło mnie w te strony. Mam kolegów, czułem zewsząd sympatię, tu się wychowałem. Tu chuliganiłem, bałaganiłem (śmiech) i to wszystko skusiło mnie, żeby wrócić.

Mając 13 lat grałem z kolegami, którzy odbiegali ode mnie wiekiem.

Na bramce – Jurek Łaniewski, Stasiek Mazur, Janek Adamski, Janek Węcław, Adaś Węcław, Mietek Skoczylas, Andrzej Zdunek, Henio Kamela, Józek Wąsowski, Andrzej Zieliński, Franciszek Wołek

Byłem zadowolony, że mogłem się znaleźć w takim gronie. Byłem lubiany wśród starszych zawodników, nie byłem konfliktowy.

Miałem talent

Grałem na prawej pomocy, ale też jako lewoskrzydłowy. Później zdarzało się grać na stoperze.

Pamiętam mecz w Łukowie. Mietek Skoczylas grał na stoperze – w związku z tym, że nie mógł wystąpić, trener wystawił tam mnie. W Łukowie grał słynny, bardzo dobry piłkarz Wysokiński [razem z Franciszkiem Wołkiem strzelili bramkę węgierskiemu Debreczynowi – Radzyń wspomogli gracze z Międzyrzeca – przyp. J.H.] – ja mu nie pozwoliłem grać. Było 0-0, a byliśmy skazani na wysoką przegraną.  Chyba po tym meczu przyszli do mamy skauci jednego z tych klubów. Właśnie skończyłem szkołę podstawową. Nawet obiecywali, że bez egzaminów mam załatwione technikum. Mama mi nie pozwoliła. To był 1961 r.

Później cały czas grałem już w Radzyniu. Ale byłem z tego zadowolony. Byłem szczęśliwy, że w tych młodych latach mogłem coś pokazać, coś w tym Radzyniu zostawić. Udowodnić ludziom, że miałem talent.

Strzelałem dużo bramek głową.

Nieraz, jak Jurek Łaniewski był kontuzjowany, to stałem i na bramce. Nawet udało mi się obronić karnego z Huraganem. Sam byłem szczęśliwy. Zrobiłem zwód w prawo, później poszedłem w lewo – złapałem ten strzał. Ten, który strzelał, to się za głowę złapał.

Razem ze Stanisławem Mazurem graliśmy w Huraganie. Ekipa z Międzyrzeca grała jakiś pucharowy mecz w Hajnówce i graliśmy na lewe nazwiska. Przegraliśmy tam 0-1, ale wspomagaliśmy ich. To też była wielka radość, że ktoś nas doceniał

Apel

Poproszony o przesłanie, refleksję, pan Tadeusz mówi: – Niech ci młodzi piłkarze będą szczęśliwi. Oby czerpali radość, satysfakcję z tego wszystkiego. Na tym rzecz polega. Nie na skupionym, zacietrzewionym „zafiskowaniu”, ale na luzie, z przyjemnością, z serdecznością do kolegów, życzliwością,

Nie kierujcie się indywidualnością, ale zespołowością. Piłka to gra zespołowa. I  na tym polega szczęście całej drużyny.