Pewna znajoma zapytała mnie kiedyś: „A do jakiego przedszkola pan chodził?”. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem: „Tak naprawdę, to do wszystkich”. Dziś kilka słów wspomnień z czasów lat dziecinnych.
Zaczęło się od przedszkola, znajdującego się rzut beretem od ówczesnej Zabielskiej 6. Razem z mamą, śpieszącą do pracy wychodziliśmy z domu ( pamiętam z porannych audycji radia, włączanego na „wybudzenie” hit zespołu Europe – Final countdown”?) – i do otwarcia siedzieliśmy z bratem na zapleczu apteki.
Pamiętam, że kto przyszedł wcześniej, mógł sobie zaklepać ówczesny hit przedszkolaków
– dużą, plastikową wywrotkę. Jak przez mgłę wspominam, żółte tabliczki z cyfra/literką, przyczepiane kolejno do korkowej ścianki. Bracia Traczykowie, przychodzili razem z panem Kwasowcem, wiozącym mleko z „przedszkola-matki”. Mieli farta – omijały ich wycinanki, których nie lubiłem, uważając je za mało męskie.
Jedna z pań przedszkolanek, jako „wkupne” przyniosła…papier toaletowy. W albumach mam jeszcze parę czarno-białych zdjęć z naszej zabawy, jako pierwszy odważyłem się tańczyć nie w kółeczku, tylko z koleżanką.
Przejście do „starszaków” pamiętam jak traumę. Rozbieramy się w szatni z bratem, któremu zbiera się na płacz. „Nie płacz, bo i ja będę płakał”. Niewiele obrazków – leżakowanie i kolega, który szedł w kimę dopiero wtedy, gdy przychodzili po nas rodzice. Samotny leżak i jeden śpiący. Położenie tego przedszkola było mało fortunne – co i rusz pękały rury i któregoś zimowego poranka tata brał nas na barana i przenosił przez „jezioro”. Z tym ostatnim wiązały się liczne spacery do beczkowozów, cała Zabielska z wiadrami – czy ktoś to uwiecznił na kliszy?
Ale minusy nie mogą przesłonić nam plusów – spory plac zabaw i pyszne parowańce. Dziś to filia biblioteki. Istotnym wątkiem była godzina telewizyjna. Telewizja miała wtedy misję i umilała nam poranki audycjami dla najmłodszych. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie mała lekkomyślność pań przedszkolanek, które bardzo nas wtedy nie pilnowały, wychodziły chyba na kawę. Tym sposobem, całą grupą oglądaliśmy „Gliniarza i prokuratora” (charakterystyczny pies buldog).
Serial rodem z USA to jeszcze nic. Podobnież kiedyś obejrzeliśmy kilka odcinków Ballady o Januszku. Jak się wydało? Kilka dni później, „Januszek” leciał w wieczornym paśmie i mama zabroniła nam go oglądać, twierdząc całkiem słusznie, że to nie dla dzieci. Mieliśmy wtedy rozkosznie odpowiedzieć: Mamusiu, myśmy już ten odcinek widzieli, Januszek się poprawił. Jak wspomina babcia, nasza mama załamała wtedy ręce…
Kilka razy bywałem na placu zabaw „przy straży”, ale te wspomnienia giną w mrokach niepamięci. Pamiętam, że jakoś w wakacje chodziłem do przedszkola, w którym mieści się dziś DŚDS na Bulwarach. Huśtałem się na krzesełku i rąbnąłem plecami o podłogę, rozmawialiśmy o planach wakacyjnych, podawano dobre jedzenie…przełom czerwca/lipca.
Parafrazując byłego prezydenta: Kiedy pytają mnie, do jakiego przedszkola chodziłem, odpowiadam: do każdego w Radzyniu.
Do przedszkola wybiorę się w przyszłym roku dwa razy (przynajmniej raz). W moim okręgu mieści się tam lokal wyborczy. Wybory w przedszkolu – zaiste, młoda ta nasza demokracja…