Gadaliśmy kiedyś ze Sławkiem, na samym początku pandemii, siedząc w krzakach nad Wisłą, o tym, że trzeba sobie znaleźć takie miejsca, azyle dla psychiki, w których można by się chronić. Nie, nie po to, żeby przetrwać fizycznie, bo eksterminacji jeszcze nie przewidywaliśmy, ale psychicznie – żeby się izolować od tego wszystkiego. Wybór padł, ogólnie rzecz biorąc, na łono przyrody. Problem w tym, że te wszystkie miejsca można urzędowo pozamykać. Dlatego mój wybór padł na przeszłość. Ja wybrałem lata 60. i 70. XX w., ale nie nalegam – niech każdy zdecyduje za siebie.